Nie ma wątpliwości, że największą gwiazdą tegorocznego, 18. Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie był Gabriel Yared. Francuski kompozytor oczarował krakowską publiczność nie tylko swoją muzyką, lecz także osobowością. Mimo swojego statusu nie zachowywał się jak przysłowiowa „gwiazda”. Przez cały festiwal dał się poznać jako bardzo otwarty, ciepły człowiek o niezwykłym talencie i ogromnej wiedzy muzycznej.
Szczególnie mogli się o tym przekonać uczestnicy warsztatów Pasmo Professional: With Gabriel Yared – Masterclass, które odbyły się ostatniego dnia festiwalu o godzinie 10:00 w sali Synergia 1 w Centrum Konferencyjnym Fabryczna 13.
Podczas tego spotkania Yared, opierając się na swojej bogatej filmografii, wprowadzał uczestników w tajniki pracy kompozytora muzyki filmowej. Nie ograniczał się przy tym do snucia anegdot – miał do dyspozycji keyboard, na którym wielokrotnie grał stworzone przez siebie melodie, a na ekranie wyświetlane były fragmenty filmów, do których napisał muzykę. Uczestnicy mogli więc na żywo obserwować, co to znaczy komponować „do obrazu”.
Warsztaty stanowiły również przekrojowy przegląd jego kariery – od filmów francuskich, takich jak Betty Blue czy Camille Claudel, przez Kochanka, aż po współpracę z Anthonym Minghellą (Angielski pacjent, Utalentowany pan Ripley, Wzgórze nadziei). Yared był przy tym niezwykle otwarty i szczerze opowiadał o kulisach swojej pracy, także o mniej przyjemnych doświadczeniach.
Nie zabrakło historii o Troi – projekcie, z którego został zwolniony. Kompozytor wspominał, jak bardzo reżyser Wolfgang Petersen był zadowolony z muzyki podczas sesji nagraniowej, a jak testowe pokazy filmu doprowadziły do jego odsunięcia. Mieliśmy nawet okazję zobaczyć fragment Troi z muzyką Yareda – i trzeba przyznać, że prezentował się znakomicie. Tym bardziej można ubolewać, że ta wersja nie trafiła do kin.
Jednak nie tylko Troja wzbudzała zainteresowanie. Do każdego filmu, który prezentował, Yared miał coś ciekawego do powiedzenia. Co istotne – nie były to jedynie miłe, nostalgiczne wspomnienia. Kompozytor pokazywał swoje oryginalne partytury i… zachęcał uczestników, by robili im zdjęcia. Na podstawie wybranych scen filmowych tłumaczył, jak muzyka współpracuje z obrazem, na co powinien zwracać uwagę kompozytor i jak ważne są wyraziste tematy oraz melodie.
Z wielką sympatią wypowiadał się o Anthonym Minghelli, z którym łączyła go nie tylko współpraca zawodowa, lecz także głęboka przyjaźń. Nie krył, że do dziś przeżywa jego przedwczesną śmierć.
Podczas warsztatów była również możliwość zadawania pytań – i Gabriel Yared odpowiadał na nie z zaangażowaniem i otwartością. Jeden z uczestników zapytał o film 1408, oparty na opowiadaniu Stephena Kinga. Yared przyznał, że z ogromną przyjemnością pracował przy tym projekcie, ponieważ pozwolił mu on spróbować swoich sił w horrorze. Zażartował nawet (choć w żarcie było sporo prawdy), że po sukcesie Angielskiego pacjenta Hollywood zaszufladkowało go jako kompozytora „do tragicznych historii miłosnych, w których ktoś musi umrzeć”. Jako przykłady podał List w butelce i Miasto aniołów.
Warsztaty trwały ponad dwie godziny. Po raz kolejny należy oddać ogromny szacunek Gabrielowi Yaredowi – nie tylko za sposób, w jaki je poprowadził, lecz także za to, ile czasu i serca im poświęcił.
Szkoda tylko, że w trakcie spotkania po drugiej stronie drzwi panie sprzątające zaczęły odkurzać wykładzinę w Centrum Konferencyjnym. Choć autor tego tekstu (Maciej Wawrzyniec Olech) oraz inni uczestnicy byli tym wyraźnie poirytowani, na szczęście udało się uprzejmie poprosić o chwilową przerwę w sprzątaniu. Nie jest to wielki zarzut wobec pań sprzątających, które po prostu wykonywały swoją pracę, jednak pewne kwestie organizacyjne dałoby się lepiej zaplanować – chociażby tak, aby nie odkurzać, gdy po drugiej stronie drzwi renomowany kompozytor i zdobywca Oscara prowadzi warsztaty muzyczne.
Na koniec Gabriel Yared zostawił na stole książkę ze swoimi partyturami i zasugerował, że uczestnicy mogą spokojnie zrobić jej kopię. To gest, który idealnie oddaje wrażenie, jakie zrobił na nas podczas całego festiwalu – artysty niezwykle utalentowanego, a jednocześnie otwartego, życzliwego i pełnego pasji.
Wszyscy ci, którym nie udało się dotrzeć na warsztaty – czy to przez zbyt wczesną porę, zbyt dużą odległość, czy też z powodu wieczornego świętowania po Wielkiej Festiwalowej Gali – niech żałują! Bo była to bez wątpienia jedna z najlepszych festiwalowych atrakcji tegorocznego FMF-u.