Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

4 Festiwal Muzyki Filmowej – Dzień 1

Michał Turkowski | 21-04-2022 r.

IV Festiwal Muzyki Filmowej to już niezwykle dojrzałe, ogromne przedsięwzięcie. Wielkie pasma sukcesów muzycznych w poprzednich latach, słynne nazwiska promujące to wielkie wydarzenie, były obecne i w tym roku, jednak to co mieliśmy przeżyć pierwszego dnia tegorocznej odsłony zaskoczyło absolutnie wszystkich. Zgodnie z zapowiedzią, otwarcie festiwalu, przypadło w udziale Joe Hisaishi’emu, jednemu z niewielu już, wielkich symfoników, piszących muzykę filmową, taką, jaką kochamy i cenimy. To czekało nas na wieczór, jednak i dzień oferował kilka ciekawych wydarzeń. Zacznijmy po kolei.

19 maja przypadł w piękny czwartek, pogoda bowiem była niezwykła, co tym bardziej zachęciło ludzi do przybycia na akademię i koncert wieczorny. Ekipą FM.pl, jeszcze niepełną, udaliśmy się z hotelu do budynku Mangghi, Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej, w którym planowo miała rozpocząć się akademia festiwalowa z wszystkimi zaproszonymi gośćmi. Zajęliśmy miejsca w pierwszym rzędzie, najbliżej artystów jak to tylko możliwe, ale razem z ich przybyciem – zaczęły się też przykre niespodzianki.
Dowiedzieliśmy się niestety, że Joe Hisaishi nie przybędzie na akademię otwierającą – jako oficjalny powód, podano nieustanne próby wieczornego koncertu (które, co tu ukrywać dały niesamowity efekt – ale o tym później), jednak dość głośno mówiono też o kapryśnym charakterze Hisaishi’ego – cóż, tak to jest z gwiazdami. Kolejnym rozczarowującym faktem, był brak na spotkaniu Klausa Badelta – z tego co się dowiedzieliśmy, miał on przybyć późną nocą – jak się jednak okazało następnego dnia, Niemiec odwołał przybycie do Krakowa.

Po tych rozczarowujących informacjach, powitaliśmy pozostałą część gwiazd, które przybyły na Festiwal. Byli to – Arnold Roth – dyrygent projektu Distant Worlds: Music From Final Fantasy. Człowiek to niezwykle miły, uprzejmy i „do ludzi” co udowodnił zresztą piątkowy koncert. Dodatkowo był z nami Richard Kaufman (Disney’owski dyrygent, który stanął przed zadaniem prowadzenia koncertu z Piratów…), Masashi Hamauzu (autor score’u do Final Fantasy XVIII), młody Bartosz Chajdecki, kompozytor Czasu Honoru, Diego Navarro, dyrygent, który poprowadził zamykające festiwal wykonanie muzyki Chajdeckiego, oraz Krzysztof Wierzynkiewicz i Adam Skorupa, artyści odpowiedzialni za muzyczny sukces obu części Wiedźmina.

Oczywiście na otwarciu festiwalu, wszyscy artyści zostali przedstawieni, każdy z nich powiedział też parę słów od siebie. Kompozytorzy Wiedźmina i Bartosz Chajdecki, byli szczególnie dumni i szczęśliwi z faktu, iż dane jest im zaprezentować swoją muzykę, w symfonicznym kształcie wielkiej publiczności na festiwalu o takiej renomie. Każdy z artystów, omawiał swoją rolę w festiwalu, oczywiście nie szczędząc pochwał dla prowadzonych projektów. My, osoby muzykę filmową znającą na wylot, nieco śmialiśmy się, gdy Richard Kaufman zaczął określać muzykę z Piratów, jako epicką, spektakularną, wzruszającą, pełną emocji etc. Ale czego mieliśmy się spodziewać?

Po skosztowaniu wielkiego tortu, artyści rozdawali autografy, pozowali do zdjęć, chętnie rozmawiali z fanami – wszystko to było bardzo zadowalające i podejrzewam ze każdy wyszedł z tego spotkania usatysfakcjonowany. Brak Hisaishi’egi i Badelta pozostawił jednak niedosyt… Niedosyt, który miał wynagrodzić wielki wieczorny koncert…
Po opuszczeniu Mangghi, udaliśmy się skosztować obiad w jednej z krakowskich restauracji, wróciliśmy do „bazy”, zebraliśmy się w większej grupie, bowiem dołączyły do nas osoby wcześniej nieobecne, tak z redakcji, forum, jak i nasi przyjaciele – i wszyscy podekscytowani ruszyliśmy do hali ArcelorMittal.

Samo wejście do hali było delikatnym zaskoczeniem, bowiem w budynku znalazły się dodatkowe, ogromne lampy, które zdecydowanie podnosiły efekt estetyczny, ale tez po prostu dawały więcej światła. Wybiła godzina 20:30, hala była zapełniona co do krzesła, a na scenie pojawili się prowadzący festiwal – Magdalena Miśka – Jackowska oraz Andrzej Młynarczyk, znany powszechnie z serialu M jak Miłość. Młynarczyk był nieco komiczny, niemniej przyjemnie było obserwować parę prowadzącą festiwal. Gdy tylko przedstawiono sponsorów, organizatorów, etc, zaczęły się konkrety. Prowadzący przedstawili postać Hisaishi’ego, zaś gdy padły słowa „po raz pierwszy w Europie, po raz pierwszy w Polsce – Joe Hisaishi”, dopiero wówczas uwierzyłem że to się dzieje naprawdę. Hisaishi rozpoczął krótką przemowę, widać było po nim tremę i zakłopotanie. Nie chcę usprawiedliwiać kompozytora, ale był to jego pierwszy wyjazd poza Azję – tam jest on guru, przyzwyczajonym do sławy, do tego ze wszyscy znają jego muzykę – w Polsce nie jest on przecież szeroko znany, można wręcz powiedzieć, że do czasu koncertu, był on anonimowy dla 70 procent społeczeństwa wiec stąd mogły brać się jego humory, zakłopotanie i obawa o to jak zostanie przyjęty przez publikę.
Krótkie wprowadzenie kompozytora minęło i…

Gromkie uderzenia w kotły z Nausicca, rozpoczęły to wielkie wydarzenie. Powiem bez ogródek – koncert był niezwykły, to co zaprezentował Joe Hisaishi przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Był to z pewnością, najlepszy koncert festiwalowy jaki dane mi było przeżyć. Zachwycał dobór materiału, godnie prezentujący dorobek artystyczny Japończyka, ale też jego aranżacje powalały na kolana. Tak się bowiem składa, że Joe przygotowuje utwory specjalnie pod koncert, dopracowuje je i tworzy z nich wielkie dzieła sceniczne. Wszystkie utwory z animacji studia Ghibli, Joe wykonał z aranżacji, które opracował na wielki koncert w Budokan na 25 lecie studia Hayao Miyazakiego.
Nausicaa, Spirited Away, Princess Mononoke z dodanym doń potężnym chórem, piosenki w wykonaniu polskiej sopranistki Wioletty Chodowicz, walczyk z Howl’s Moving Castle były absolutnie niezwykłe. Zachwyciło także imponujące wykonanie suity z Ponyo – takiego chóru, takiej imitacji oceanu nie słyszałem nigdzie wcześniej, wraz w wesołą piosenką, (Ponyo, Ponyo…) która rozbawiała publiczność.
Nie mogło zabraknąć oczywiście muzyki z filmów Takeshi Kitano – dramatyczny Hana – Bi, perkusyjny Brother, fantastycznie zaaranżowany Kids Return (te blaszaki!), oczywiście znakomite Kikujiro – zaaranżowane z fortepian z przeplatającą utwór orkiestrą – magia. Prócz klasycznego repertuaru, Joe zaprezentował też bajeczną suitę z Okuribito, muzykę (znakomicie wykonaną), do niemego filmu Generał a także Akunin, który choć w płytowym wydaniu nudzi, to jednak skondensowany w koncertowej suicie, zachwycał dramatyzmem, a piosenka zeń, wykonana na tle filmów ukazujących przerażające skutki trzęsienia ziemi i tsunami w Japonii wzruszała do łez. Koncert zakończył oczywiście My Neighbour Totoro, który dosłownie rozsadzał salę i publikę.

Ten koncert był czymś niesamowitym i wyjątkowym, właściwie nie ma nic, do czego miałbym się przyczepić. Osobiście do repertuaru dodał bym temat z Laputy i Reprise z Spirited Away. Jednak nie można było mieć wszystkiego, w końcu twórczość Joe’go jest tak bogata, że jemu samemu można by poświęcić cały festiwal. Kompozytor pytany o to czy wróci do Polski odpowiadał – „czemu nie” więc kto wie, może kiedyś usłyszymy na żywo Legendę, Laputę, Porco Rosso i inne jego dzieła.
Sinfonieta Cracovia zagrała świetnie, tak w momentach akcji, wymagających współgrania wszystkich sekcji, jak i w solówkach (wiolonczela w Okuribito) było świetnie wszak doświadczenia zdobyte poprzednimi latami, zwłaszcza z pracami nad partyturami Shore’a, owocują profesjonalnymi wykonaniami. Jedyną wpadkę wychwyciłem w Nausicaa, gdy nieco rozjechała się blacha z sekcją smyczkową, jednak wątpię by ludzie nie słuchający na co dzień muzyki symfonicznej zauważyli te nieistotne niedociągnięcie. Joe na fortepianie grał lekko i optymistycznie, nie trudno było zauważyć że rozluźnił się bardzo po pierwszej suicie i że koncert był dlań niezwykle przyjemny, wszak reakcja publiczności (trzykrotne owacje na stojąco) mówiły same za siebie. Mnie najbardziej zachwycił chór, momentami miażdżący, (Ponyo!) muzycy z Pro Musica Mundi spisali się niezwykle. Technicznie również nie było żadnych problemów, nagłośnienie było bezbłędne, podobnie dopasowanie wyświetlanych fragmentów filmów w trakcie muzyki, ich współdziałanie z obrazem było bardzo dobre.

Pozostaje mi w podsumowaniu powiedzieć, że spełniło się marzenie moje i wielu miłośników muzyki filmowej, bowiem przybycie Joe’go, to coś w co trudno uwierzyć nawet po festiwalu. Usłyszeć na żywo koncert Joe Hisaishi’ego, TAKI koncert, to coś czego się nie zapomnimy do końca życia. Dodatkowo moje zachwyty podzielali również koledzy z redakcji – Łukasz Koperski, Tomek Rokita i Paweł Stroiński, również i oni wszyscy byli zgodni co do tego, że koncert Joe Hisaishi’ego stał się czymś absolutnie wielkim, wspaniałym, niepowtarzalnym i niezapomnianym.

P.S Za użyczenie zdjęć dziękujemy kolegom z portalu Hatak.pl.

Najnowsze artykuły

Komentarze