Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

3 Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie – Dzień 3

Tomek Goska | 21-04-2022 r.

Trzeci dzień Festiwalu Muzyki Filmowej, jak to już wrosło w trzyletnią tradycję tego wydarzenia, poświęcony został kolejnej odsłonie muzycznej trylogii Władcy Pierścieni. Tym razem podczas koncertu finałowego zaprezentowana została ostatnia część kultowej partytury Howarda Shore’a – Powrót Króla. Zanim jednak liczne audytorium miało okazje wysłuchać blisko czterogodzinnego koncertu, w którym partycypował między innymi sam autor ścieżki, organizatorzy festiwalu przygotowali szereg innych atrakcji. Przybliżmy zatem najważniejsze z nich…



Trzeci festiwalowy dzień zaczął się właściwie od przypomnienia tego, co miało miejsce kilkanaście godzin wcześniej. Już o 10.00 w Pawilonie Wyspiańskiego odbyło się spotkanie z Shigeru Umebayashim, bohaterem piątkowego koncertu wieczornego (IMO bardzo udanego). Na spotkaniu tym nie było niestety naszej redakcji. W tym czasie dopinaliśmy bowiem szczegóły związane z konkursem, jaki na współ z zaprzyjaźnionym portalem, MuzykaFilmowa.pl, mieliśmy zorganizować na Wielkim Spotkaniu Fanów Muzyki Filmowej … No dobrze, trochę przesadziłem. To redaktor Wudarski poczuł się do obowiązku. Reszta najzwyczajniej w świecie odsypiała poprzedni wieczór. Należało się, wszak był on pełen wrażeń… nie tylko muzycznych!


Wielkie Spotkanie Fanów Muzyki Filmowej – część konkursowa.

Na kolejnym spotkaniu nie mogło nas jednak zabraknąć. Jak wspomniałem wyżej, organizacja takowego należała między innymi do naszej redakcji. Między innymi, gdyż idea Wielkiego Spotkania Fanów Muzyki Filmowej (w skrócie WSFMF) wypłynęła tak na dobrą sprawę od Łukasza Waligórskiego. FilmMusic.pl partycypowało tylko w moderowaniu towarzyszących mu wydarzeń. Oczywiście najważniejszym punktem tego spotkania była premierowa projekcja filmu dokumentalnego, prezentującego atrakcje zeszłorocznego wydania Festiwalu Muzyki Filmowej. Godzinny film wyprodukowany przez Golden Storm Film na zlecenie portalu MuzykaFilmowa.pl, zawierał nie tyle suchą relacje z poszczególnych wydarzeń 2 FMFu, ale również ekskluzywne wywiady z gośćmi specjalnymi i artystami. Po pokazie, niektórzy uczestnicy mieli okazję zmierzyć się ze sobą w konkursie wiedzy o muzyce filmowej. Poziom pytań był oczywiście zróżnicowany – zdarzały się banalne, były też nieco trudniejsze… Nasi konkursowicze radzili sobie z nimi jednak całkiem nieźle. Starali się, bo i nagrody były ciekawe (zestawy płyt z muzyką filmową oraz bilety na wieczorny koncert muzyki do Władcy Pierścieni i kameralne spotkanie z kompozytorem Howardem Shorem). Choć każdy z uczestników otrzymał jakiś upominek, zwycięzca mógł być tylko jeden. Z racji obowiązującej ustawy o ochronie danych osobowych, możemy powiedzieć tylko, że laureatem konkursu został Bartosz. 😉



Po zakończeniu zmagań konkursowych niewiele czasu tak na dobrą sprawę pozostało na przemieszczenie się do Bunkier Cafe, gdzie na godzinę 14.30 zaplanowano spotkanie z gwiazdą wieczoru, Howardem Shorem. Jak można było się spodziewać, nazwisko słynnego twórcy muzyki do Władcy Pierścieni przyciągnęło do tej małej kawiarni wielkie tłumy. Spotkanie rozpoczęło się prawie punktualnie… Skończyło zresztą również. Kompozytor pozwolił bowiem poświęcić tylko 40 minut swojego cennego czasu dla prowadzących i zebranych w lokalu fanów. Już na samym początku okazało się, że zapowiadany w programie Doug Adams, autor książki o muzyce do Władcy Pierścieni, z przyczyn zdrowotnych nie mógł poprowadzić spotkania. Inicjatywę w tym zakresie przejął więc Paweł Piotrowicz, redaktor portalu Onet.pl. Moderowana przez niego blisko dwudziestominutowa dyskusja była tendencyjna i ukierunkowana na ludzi, którzy raczej nie mieli wcześniej do czynienia z Howardem Shorem. Najbardziej emocjonującą była zatem część współtworzona niejako przez samych uczestników meetingu. Pytania, które pytały z audytorium, jakże zróżnicowane, czasami zaskakiwały. Entuzjazm uczestników nie był najwyraźniej do końca podzielany przez bohatera spotkania. Przysłuchując się jego wypowiedziom, odniosłem wrażenie, że Howard Shore niezbyt angażował się w rozmowy. Był zupełnym przeciwieństwem żywiołowych i otwartych azjatyckich gwiazd dwóch poprzednich dni. W jego wypowiedziach pojawiało się dużo powściągliwości, jakiegoś dystansu do zebranych osób. Niektóre nie do końca chyba zrozumiane przez kompozytora kwestie, potraktowane zostały dyplomatycznie i ogólnikowego. Dosyć wyraźnym przykładem było chyba zadane przez naszą redakcję pytanie dotyczące konotacji pomiędzy sferami brzmieniowymi Władcy, a napisanej kilka lat wcześniej partytury do Looking for Richard, na które otrzymaliśmy bardzo ogólnikowy wywód na temat nawiązań do świata Szekspira.


Howard Shore na spotkaniu z fanami.

Spotkanie w Bunkier Cafe zakończyło się kwadrans po 15 i tu pojawiło się kolejne rozczarowanie. Howard Shore odmówił możliwości rozdawania autografów, co dla przybyłych fanów, ściskających kurczowo w rękach okładki płyt z muzyką do LOTRa, było wielkim zawodem. W zamian za to, kompozytor zgodził się podpisywać płyty i okolicznościowo wydane magazyny FMFu w przerwie podczas wieczornego koncertu. Całe szczęście, gdyż w ten oto sposób zdołaliśmy wywalczyć sygnaturę maestro na nagrodzie głównej naszego specjalnego konkursu!



O 15.30 odbyło się jeszcze jedno, tym razem zamknięte, ekskluzywne spotkanie z Howardem Shorem. Spotkanie z laureatami konkursów przeprowadzanych na portalach MuzykaFilmowa.pl, Interia.pl i wielu innych partnerów festiwalowych. Z racji, że nie mogłem uczestniczyć w tym wydarzeniu, niewiele jestem w stanie o nim powiedzieć. Byli tam natomiast redaktorzy: Łukasz Wudarski, Michał Turkowski i Marek Łach. Zatem prośba kierowana do nich, aby ewentualnie uzupełnili ten tekst kilkoma zdaniami od siebie.


[Zatem na prośbę Tomka redaktor Babuch śle uzupełnienie]

Spotkanie miało mieć taki luźny, przyjazny charakter, bowiem uczestniczyły w niej osoby które wygrały konkursy wiedzy o „Lord of The Rings”, a także zdobyły specjalne wejściówki w quizach opublikowanych m.in. na portalach Soundtracks.pl i MuzykaFilmowa.pl. Niestety Howard Shore jest raczej osobą, która nie do końca się nadaje do tego typu gawęd, bił od niego pewien dystans, szlachetność które mogą onieśmielać (albo miało to związek z ogromnym zmęczeniem…) Mimo tej bariery kompozytor został zbombardowany dosłownie pytaniami (które musiały być ograniczane przez moderującego spotkanie Piotra Krasnowolskiego). Ich skala była ogromna. Od tych mocno branżowych (pytano o „Hobbita”, o inspiracje, wreszcie o szczegóły muzycznego rzemiosła), aż po nieco naiwne, ale bardzo emocjonalne pytania o szkolne przezwisko (Żółw – ze względu na powolny chód), czy ulubioną książkę (dzieła Tolkiena…, a jakżeby inaczej). Po spotkaniu była (w końcu) możliwość uzyskania autografów, co też nasza redakcja skrzętnie wykorzystała, także po to aby zdobyć podpis na specjalnym boxie, przeznaczonym na nagrodę dla naszych wiernych czytelników.

Sobotni koncert wieczorny, to wydarzenie, na które z niecierpliwością czekało się cały dzień… Ba! Cały festiwal! Perspektywa usłyszenia na żywo jednej z najbardziej spektakularnych, najdłuższych i najtrudniejszych w wykonaniu partytur filmowych, podsycała napięcie już od momentu czwartkowej inauguracji festiwalu konferencją prasową. Zanim jednak usiadłem spokojnie i zacząłem delektować się muzyką moje nerwy zostały kilkakrotnie wystawione na próbę.


Howard Shore w reżyserce. Spójrzcie na ten stół Yamahy!!! [Fot. Tomasz Wiech]

W trakcie trwania festiwalu, sporo mówiło się o jego sprawnej reorganizacji w związku z zagrożeniem powodziowym. Przeniesienie „za pięć dwunasta” koncertów wieczornych do hali ocynowni miało swoje mocne i słabe strony. Mocne z pewnością dlatego, że realizatorzy dźwięku otrzymali większe możliwości w dopieszczaniu akustyki na widowni, deszcz, wiatr i przenikające zimno nie stanowiły już problemu, a hałasy towarzyszące okolicom Błoń… Nikt w każdym razie nie krzyczał zza płotu podpitym głosem „Gandalf!” Organizacja pracy służb porządkowych pozostawia jednak wiele do życzenia. Szczególnie stosunek takowych do prasy. Pomijając samą kwestię zabraniania fotoreporterom zbliżenia się do sceny, wyrzucania ich prawie na sam koniec sektora A, by stamtąd mogli robić zdjęcia… Najbardziej irytujące było chyba przerzucenie prasy do ostatniego sektora. Jakby mało tego było, przez kilkadziesiąt minut nie wpuszczano ludzi z akredytacjami pozwalając na naturalne zapełnianie się widowni. Efektem tego było oglądane niemalże z połowy sektora B widowisko, którego ocenę utrudniał brak intymnej relacji pomiędzy słuchaczem, a orkiestrą wykonującą na scenie tytaniczną pracę.

Brak wizualnego środka wspomagającego nie przeszkodził jednak w czerpaniu radości z odbioru samej muzyki. W tym miejscu należy uruchomić redaktorski aparat krytyczny i powiedzieć słów kilka o wykonaniu. Ogólne rzec ujmując, Sinfonietta Cracovia pod batutą Ludwiga Wickiego i chóry Pro Musica Mundi oraz Pueri Cantores Sancti Nicolai zrobiły furorę i należą im się słowa największego uznania za udźwignięcie tak ciężkiego projektu. Wykorzystywany przez dyrygenta system świetlnego markowania scen, Oracle, pozwolił na perfekcyjną wręcz synchronizację muzyki z obrazem filmowym. Partytura do Powrotu Króla w brzmiała zatem iście „profesjonalnie”, choć jak to w koncertowych wykonaniach bywa, nie obyło się bez drobnych, technicznych wpadek. O ile bowiem sekcje smyczkowe i perkusyjne poprowadzone zostały wręcz idealnie, instrumenty dęte miały tendencje do „rozjeżdżania się” w sekwencjach dysonansowego konfrontowania ze sobą różnych barw brzmieniowych. Sceny batalistyczne, gdzie blaszaki stanowiły trzon melodii, dobitnie to uwypuklały (bitwa na polach Pelenoru, pod bramą Mordoru, itp). Są to jednak rzeczy, które z racji na specyfikę kompozycji i warunki w jakich była ona wykonywana, można potraktować bardzo swobodnie. Zupełnie jednak nie przypadła mi do gustu interpretacja piosenki Into The West dokonana przez Kaitlyn Lusk – wyrwana z romantycznej, intymnej wręcz gramatury i maniery głosu Annie Lennox. Zdecydowanie lepiej Kaitlyn radziła sobie z sopranowymi partiami we wcześniejszych fragmentach partytury…

Na to wydarzenie czekaliśmy bardzo długo…

…które zresztą obfitowały w niesamowitą ilość wspaniałych doznań muzycznych. Najlepszym z nich, jak dla mnie, był soczysty fragment batalistyczny ilustrujący obronę Osgiliath, gdzie orkiestra wychodziła dosłownie z siebie, by utrzymać dynamikę. To samo można powiedzieć o scenie zmagania się z Szelobą. Oba przytoczone fragmenty są jednymi z najbardziej skomplikowanych technicznie i najtrudniejszych do wykonania, tym bardziej cieszył fakt, że i na żywo brzmiały one równie pasjonująco. Profesjonalizmem wykazały się również chóry, na których wszak oparte były dwie największe końcowe sceny akcji. Czasami wybijające się nieco z melodii, ale doskonale dźwigające epicki charakter Powrotu Króla. Warto chyba wspomnieć, że skutecznie powstrzymały mniej wrażliwą muzycznie część audytorium przed spaniem, koncert trwał bowiem 4 godziny!

Na koniec jeszcze słów kilka o technicznej stronie koncertu. Mówiąc w skrócie, nie było źle. Realizacja orkiestry, chórów i solistów spełniała ogólnie przyjęte normy, choć akustyka zmiksowanego już dźwięku sugerowała, że należałoby pomyśleć w przyszłości nad szczelniejszym wypełnieniem prawego kanału, który uciekał poza wyizolowaną na koncert część hali ocynowni. Nieudanym eksperymentem okazało się również wyciszenie o kilkanaście decybeli efektów dźwiękowych (prawdopodobnie, by skupić uwagę słuchacza na muzyce). Nie muszę chyba przypominać jak ważnym w kontekście muzycznym potrafi być wybuch, szczęk broni, etc. W sytuacji wytrącenia tej równowagi brzmieniowej, ścieżka dźwiękowa filmu traciła swój pierwotny charakter. Bitwa pod Pelennorem najbardziej chyba ucierpiała z tego tytułu.



Niemniej, trzeci dzień Festiwalu Muzyki Filmowej, a w szczególności jego finalny koncert, przejdą do historii jako jedno z najdonioślejszych wydarzeń tego pokroju. Nie tylko dlatego, że wykonanie muzyki do Powrotu Króla zaszczycił swoją obecnością sam autor takowej, Howard Shore. Koncert ten był popisem sprawnej organizacji, niesamowitej cierpliwości i profesjonalizmu wykonujących go artystów i dziesiątek ludzi pracujących nad stroną techniczną. Oczywiście dla miłośnika muzyki filmowej najważniejsze było to, co płynęło ze sceny, a zapewniam, że odzwierciedlało to charyzmatyczną, dynamiczną i inteligentną naturę oryginalnego zapisu nutowego Powrotu Króla. Poziom Festiwalu z roku na rok rośnie w przerażającym wręcz tempie. Aż strach pomyśleć, co zgotują nam organizatorzy za rok!

Już grubo po północy, ale emocje dalej trzymają! [Fot. Jarosław Harmata]

Najnowsze artykuły

Komentarze