Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alexandre Desplat

Luzhin Defence, The (Obrona Łużyna)

(2000)
4,0
Oceń tytuł:
Marek Łach | 15-04-2007 r.


Oto przedsięwzięcie, dzięki któremu 40-letni podówczas francuski kompozytor z bogatym już stażem został dostrzeżony przez międzynarodową publikę. Prawdziwy przełom nastąpił co prawda dopiero 3 lata później, przy okazji Dziewczyny z perłą, niemniej jednak to Obrona Łużyna właśnie pozwoliła Desplat zaznaczyć swoją obecność poza rodzinnym krajem, zwrócić na siebie uwagę zagranicznych recenzentów, którzy bardzo ciepło przyjęli ową partyturę. Ilustrowany przez nią film to adaptacja wyśmienitej powieści rosyjskiego pisarza Vladimira Nabokova (pisownia nazwiska zangielszczona, bowiem spędził on trzy czwarte życia na emigracji, w tym w USA), opowiadającej historię popadającego w obłęd fikcyjnego szachowego geniusza, Aleksandra Łużyna, powieści uznawanej za jedną z ciekawszych, jakie ma w swej bogatej ofercie literatura XX wieku.

Twórczość Nabokova jest dla każdego chyba filmowca sporym wyzwaniem, nie fabuła bowiem, lecz wyrafinowane efekty artystyczne stanowią o jej ponadczasowej wartości, akcja bywa jedynie pretekstem, zarówno dla przedstawienia skomplikowanej filozofii pisarza, jak i dla przeprowadzenia nowych eksperymentów formalnych. Szachy były jedną (obok lepidopterologii – czyli badania motyli – i oczywiście studiów nad literaturą) z wielkich pasji rosyjskiego pisarza, który uważał je wręcz za sztukę i chętnie wykorzystywał jako motyw, zwykle pod postacią pobocznego detalu, w niektórych ze swoich książek. Trudno Obronę Łużyna, pomyślaną jako literacka partia szachowa, przenieść na język filmu, nie pozbawiając jej niekwestionowanych walorów artystycznych. Trudno również dla takiej opowieści napisać muzykę wykraczającą poza schematyczną ilustrację dramatu.


Sukces Desplata dla miłośnika twórczości Nabokova może być połowiczny, niemniej z perspektywy fana muzyki filmowej kompozycja Francuza to apetyczny kąsek, który smakuje tym bardziej, że cechuje go pewna świeżość spojrzenia, pewna pomysłowość rozwiązań, osiągnięta bez negowania ilustracyjnej tradycji, ale w kompromisie z nią. Kompozycja ta siłą rzeczy nie może odnosić się bezprośrednio do książki, kunsztowna konstrukcja powieści Nabokova nie dałaby się odtworzyć pod postacią funkcjonalnego jedynie muzycznego opisu, niemniej jako składnik adaptacji posiada walory narracyjne, dramatyczne, ubrane w uroczą, melodyjną szatę.

Desplat bardzo zgrabnie łączy kilka obszarów, jakie ilustracja tego filmu powinna dotykać: warstwę psychologiczną, fabularną i rodzajową. Akcja powieści toczy się w latach 30-tych XX wieku, Francuz decyduje się więc miejscami na lekką stylizację, która przenika się z pozostałymi dwoma sferami, i pośrednio wypełnia ich zadania. Śliczny temat miłosny (Love Theme, Luzhin Dreams) jest tego dobrym przykładem, charakteryzując się – w sensie technicznym – klasyczną wręcz elegancją i gracją, a jednocześnie będąc ważnym składnikiem całej struktury kompozycji. Takich stylizowanych smaczków jest tu jeszcze kilka, Dancing on the Lake to fortepianowo-smyczkowa zabawa konwencją lat 30-tych, dodatkowym zaś atutem albumu okazuje się być bardzo zgrabnie wpasowany w nastrój całości genialny walc Szostakowicza (który, jak dowiedli tego badacze dorobku rosyjskiego kompozytora, wcale nie pochodzi z Jazz Suite No.2…), rok wcześniej z równie znakomitym efektem wykorzystany w Oczach szeroko zamkniętych Stanleya Kubricka. Resztę partytury cechuje mocniejsza już narracyjność, z jednej strony nieco modernistyczna (temat przewodni), z drugiej brzmieniowo skonwencjonalizowana (wspomniany temat miłosny).

Olbrzymim atutem Obrony Łużyna jest niewątpliwie bardzo dobra warstwa melodyczna, która przykuwa uwagę słuchacza i dodaje całości klasy, niemniej jednak również literacki wątek obłędu otrzymuje własne pięć minut. Tutaj partytura Francuza trochę zawodzi, nie prezentuje bowiem nowych rozwiązań, a raczej prowadzona jest – trochę podświadomie chyba – utartymi już ścieżkami. Dysonujący, głównie smyczkowy underscore w niewielkim niestety stopniu próbuje podkreślać źródło szaleństwa tytułowego bohatera, jest po prostu nazbyt statyczny, wręcz nieśmiały, bardziej zaznaczając mroczną atmosferę aniżeli wgłębiając się w osobowość Łużyna. W sensie technicznym prezentuje się on również raczej przeciętnie, powielając i mieszając ze sobą pewne wypróbowane już przez Bernarda Herrmanna, Johna Williamsa, czy nawet gdzieniegdzie Ennio Morricone chwyty (The Dark Side of Chess), choć jednocześnie zaznaczyć tu należy, że owe nawiązania, notabene bardzo subtelne, nie wydają się intencjonalne, a raczej odruchowe. Po przesłuchaniu albumu widać wyraźnie, że Desplat ciężar partytury oparł na liryce i na wątku miłosnym, nie poświęcając zbyt wiele uwagi motywowi obłędu – z niewątpliwą wszakże korzyścią dla odbioru kompozycji.

Pewną ciekawostką dla miłośnika muzyki filmowej okazuje się być temat przewodni, choć z dzisiejszej perspektywy łatwo zauważyć, że prezentuje on archetypiczną wręcz próbkę stylu francuskiego twórcy: swoistą lekkość, dynamikę opartą o zgrabną rytmiczność, swobodne operowanie prostymi, ale zgrabnie połączonymi teksturami. Temat ów łączy właściwie kilka następujących po sobie lub wykonywanych równolegle pomniejszych motywów (w tym kompletnie niezrozumiałą, drażniącą kopię The 13th Warrior Goldsmitha), które całościowo dają naprawdę satysfakcjonujący efekt, aczkolwiek wielka szkoda, że tak w gruncie rzeczy, poza może Leaving Childhood, oddramatyzowany. Utwór tytułowy dodaje partyturze wyrazu, ale bardziej jako ciekawostka formalna, aniżeli faktyczna partia narracyjna, którą to funkcję przejmie w późniejszej części albumu temat miłosny, będący niejednokrotnie przykładem prawdziwej klasy w eleganckim budowaniu emocji. Fani Kilara z pewnością będą zadowoleni.

O ile jednak ścieżka dźwiękowa Desplata szwankuje tu i ówdzie w kategoriach stricte technicznych (i w materii kompozycyjnej, i częściowo fabularnej), jej główny atut – urocza melodyka – w dużym stopniu rekompensuje owe minusy; są to czasami bardziej niuanse, niż faktyczne słabostki i w przypadku przeciętnego słuchacza nie powinny mieć większego wpływu na przyjemny odbiór partytury. Niemniej wady pojawiają się i raczej dyskwalifikują The Luzhin Defence z grona ambitniejszych artystycznie przedsięwzięć w ramach gatunku, czyniąc partyturę Francuza przykładem dobrej, wartościowej rozrywki. A w konsekwencji jedynie ładnym tłem dla znakomitej powieści Nabokova.

Najnowsze recenzje

Komentarze