Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ramin Djawadi

Mountain Between Us, the (Pomiędzy nami góry)

(2017)
4,0
Oceń tytuł:
Tomasz Ludward | 25-09-2018 r.

W ostatnim czasie coś w karierze Ramina Djawadiego drgnęło. Coraz rzadziej przytrafiają mu się muzyczne wpadki, coraz częściej jego kompozycje zbierają dobre recenzje i zaczynają być doceniane przez środowisko. Nie zawsze tak było. Jeszcze całkiem niedawno, bo kilka lat wstecz, muzyka Djawadiego była mięsem armatnim branży. Jak mało który kompozytor, Djawadi, jeśli nieświadomie, pielęgnował uprzedzenia wobec swoich projektów. Chwytał się rozrywkowych klap, jak Clash of the Titans, żonglował dobrą passą ukłutą w Grze o tron, rozmieniając ją na drobne, tak jak w Dracula Untold czy Warcraft. Te działania nie sprzyjały koniunkturze, przez co Djawadi tylko umacniał się na straconej pozycji.

Jednak opór kompozytora zaowocował kolejnymi, dojrzalszymi oprawami do Gry o tron oraz Westworld. Djawadi skomponował przebojową partyturę do The Great Wall, a całkiem niedawno ruszył w trasę koncertową, idąc za świetnym przykładem swojego mentora, którego nazwisko w tej recenzji nie padnie, ale wszyscy wiedzą o kim mowa. Jednym z ostatnich projektów, które Niemiec o irańskich korzeniach, przygarnął na tapetę jest The Mountain Between Us – de facto powrót Djawadiego do scenariuszy, które faktycznie mogłyby się wydarzyć.

Mogłyby, choć sama historia The Mountain Between Us, oparta na powieści Charlesa Martina, brzmi dość nieprawdopodobnie. To podręcznikowy survivalowiec owinięty relacją dwójki rozbitków, którzy w trudnych, górskich klimatach zmuszeni są współdziałać, by przetrwać. Potężnie obsadzona – Kate Winslet i Idris Elba – ekranizacja niesie za sobą dość przewidywalne widowisko i zdawkowo podrzuca fabularne zwroty godne żywszej reakcji od publiczności. W dużej mierze jednak jest to dosyć zwięźle okrojona przeprawa, której kolejne fragmenty łatwo wykalkulować, a i dramaturgii na miarę zlodowaciałych szczytów tu jak na lekarstwo. Skoro jednak Djawadi notuje w tym właśnie okresie tendencję zwyżkową, czy The Mountain Between Uswychodzi mu na dobre?

Pytanie na to odpowiedź poznamy po około sześciu minutach od odpalenia krążka. Pierwszy utwór dzierżący dumnie tytuł samego filmu, zaczyna się nastrojowo i chwytliwie. Momentalnie wpisuje się w surowy krajobraz filmu, i gdy tylko temat nabiera dynamiki, czujemy, że Djawadi przygotował dla nas coś specjalnego. Dwie minuty później melodia osiada na ładnym pianistycznym przesmyku, który stopniowo rośnie w towarzystwie smyczków i posuwa muzyczną fabułę aż do serca tego tematu, które wpuszcza w instrumentalny krwioobieg fragment przejmujący, romantyczny i zapadający w pamięci od pierwszego przesłuchania. To prawdziwa bomba od Djawadiego, jakiej od tego kompozytora wcześniej nie słyszałem.

W niej czuć przede wszystkim ducha francuskich kompozytorów, którzy wpajają w swoje nuty, zwłaszcza te pisane na instrumenty klawiszowe, przesadny sentymentalizm, tak jak Philippe Sarde w Choses De La Vie lub Georges Delerue z Rich and Famous. Djawadi buduje temat z dwóch substancji: nigdy nie ukrywanej skłonności do epickich melodii, w czym jest ekspertem, i romantyczności rodem z rycerskiego dworu. Pierwszy zamysł to pójście o krok dalej w stosunku do bardzo popularnego Light of the Seven – liturgicznej wariacji tematu z Gry o tron. Bardzo podobnie konstrukcyjnie nuta, tutaj nabiera werwy, jest bardziej filmowa, przez co wchłania się ją wyjątkowo łatwo. Trop romantyczny to wspomniani kompozytorzy nowej fali, których tutaj Djawadi przywołuje do odpowiedzi głównie, gdy transportuje urywki tematu do innych utworów jak Don’t Say Anything, I Feel Alive czy ciut odmiennym ale pięknym Not Today. Wypada to wyśmienicie na krążku, i w każdym rozbłysku na ekranie podczas seansu.

W oderwaniu od najmocniejszego ogniwa albumu, Djawadi próbuje zasięgnąć języka z bohaterami, komentując ich przygody z nierównym skutkiem. O ile jeszcze The Mountains niosą należyty niepokój w obliczu katastrofy, to Flare Gun, I’m Scared oraz They Can’t Hear You wychodzą mu dosyć topornie – główny problem dotyczy podtrzymania odpowiedniego tempa rozgrywki i zaproponowania rozwiązań ciekawych, tak jak dyktuje scenariusz. Podobny problem dotyczył zresztą Gry o tron. Również konsekwencja jaką Djawadi rozrzuca magiczną moc tematu po albumie może budzić znużenie. Znajomych z pierwszego utworu aranżacji wydaje się nie być końca, raz wolniej, z pianinem, na otwarciu, zakończeniu kawałka; akcentując rodzące się uczucie między postaciami, podkreślając strach, niepokój i sytuacje bez wyjścia. Wariacji, do których wydaje się pasować te melodia nie ma końca. Z jednej strony świadczy to o jej mocy, z drugiej obnaża kompozytora w roli twórcy mało kreatywnego – tytuł nader często mu przypisywany.

Jedno jest jest pewne, w czasach tematycznej posuchy obok wyczynu Djawadiego nie można przejść obojętnie. Takimi zagraniami oddziela się chłopców od mężczyzn, otwiera na widownię wcześniej nieosiągalną. Sztuką jest bowiem odłączyć się od jednego z największych przedsięwzięć telewizyjnych w historii i mieć w zanadrzu plan na dalszą karierę, której owocem są takie kompozycje. Nawet jeśli demony przeszłości wciąż otaczają Djawadiego w momentach słabości, Niemiec pokazuje, że gdy chce zostać zapamiętany, to zapamiętany będzie. The Mountain Between Us nie rzuca na kolana całością. To wspaniały temat przewodni nie pozwala się z nich podnieść.

Najnowsze recenzje

Komentarze