Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith

Small Soldiers – The Deluxe Edition (Mali żołnierze)

(2018)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 22-07-2018 r.

Zestaw zabawek wyposażonych w supernowoczesny, wojskowy chip, trafia bez odpowiednich testów jakościowych najpierw na półki sklepowe, a później w ręce dwóch młokosów. Feralna linia figurek podzielona na dwie frakcje: Komandosów i Gorgonitów, zaprogramowana jest do wzajemnej walki. I kiedy „ożywają”, zaczynają szykować się do wielkiej wojny, wywracając życie domowników do góry nogami…Tak zwariowanego filmu można się było spodziewać tylko po ekscentrycznym twórcy, jak Joe Dante. Gremliny, Na przedmieściach – te produkcje były gwarantem dobrej zabawy okutej w sporą porcję specyficznego humoru i ciekawie zrealizowanej akcji. Jednakże oglądając Small Soldiers nie sposób nie odnieść wrażenia, że film ten był częściowo inspirowany sukcesem kultowej animacji Pixara, Toy Story. Przeniesienia tego wszystkiego na grunt kina aktorskiego (również familijnego) stanowić musiało nie lada wyzwanie dla twórców. Seria figurek specjalnie zaprojektowana na ten cel, stała się sprawnym narzędziem w rękach speców od efektów specjalnych z Industrial Light & Magic. Owocem tego było wciągające, świetnie zrealizowane widowisko, które niestety nie wytrzymało próby kinowej konkurencji. Przypomnijmy, że film Joe Dantego musiał się wtedy mierzyć z dwoma superprodukcjami: Zabójczą bronią 4 i Armagedonem. A z afiszów nie zniknęła jeszcze inna, familijna propozycja – animacja Mulan, do której muzykę komponował również autor ścieżki dźwiękowej do Małych żołnierzy.

Angaż Jerry’ego Goldsmitha do kolejnego filmu Dantego był tak samo pewny, jak i pewna była jakość finalnego produktu. Panowie ci współpracowali ze sobą już od ponad dwudziestu lat i niewiele wskazywało, aby ten stan rzeczy miał się wkrótce zmienić. Zmienił się, ale tylko i wyłącznie przez wzgląd na odejście Jerry’ego Goldsmitha do wieczności. Zanim jednak to się stało, obaj artyści mieli szansę jeszcze raz spróbować swoich sił w kinowej wersji Looney Tunes. Wielu miłośników muzyki filmowej i krytyków słusznie zauważa systematyczny spadek kreatywności i „jakości” (w szerokim tego słowa rozumieniu) partytur do kolejnych produkcji Dantego. Czemu?



Wiąże się to z przeobrażaniem warsztatu amerykańskiego kompozytora. Kiedy pod koniec lat 80. Jerry Goldsmith zaczął powoli odchodzić od kina akcji, skupiając się na dramatach, thrillerach grozy i kinie familijnym, chyba nikt nie wierzył, że taki stan utrzyma się w nieskończoność. Naturalne predyspozycje Amerykanina do tworzenia świetnie wpasowanych w realia filmowe, struktur muzycznej akcji, aż prosiły się o wykorzystanie. I w połowie lat 90. w końcu doczekaliśmy się kilku obiecujących projektów. Aczkolwiek można było zauważyć powolne odejście kompozytora od żywiołowych, eksperymentalnych form i bogatych orkiestracji. Siermiężna elektronika zastąpiła część instrumentarium, wygładzając strukturę pod dyktando melodyki, narzucanej zazwyczaj u progu ilustracji. Powstałą w ten sposób przestrzeń zaczęto utożsamiać z upraszczaniem aranżacji przez Goldsmitha. I jest w tym twierdzeniu sporo prawdy. Ścieżki dźwiękowe Jerry’ego stawały się bardziej klarowne pod względem melodycznym, jakby wyzute ze zbędnej ilości underscore i na dłuższą metę ocierające się o tematyczną monotonię. Problem ten dotykał zarówno takich prac, jak Krytyczna decyzja, ale i luźniejszych w wymowie, Małych żołnierzy. Czy kładzie się to cieniem na jakości i funkcjonalności oprawy muzycznej?

Absolutnie nie! Stworzona na potrzeby filmu Dantego, ścieżka dźwiękowa, jest świetnym odzwierciedleniem militarystycznej wymowy obrazu. Oparta na marszowym motywie dedykowanym jednemu z plastikowych bohaterów, doskonale dźwiga ciężar ilustracyjny dosyć przewrotnego widowiska. Idealnie wywarzona paleta wykonawcza, bardzo dużą wagę przywiązuje do perkusjonaliów i instrumentów dętych drewnianych, ale nie miałyby one takiej siły wyrazu, gdyby nie towarzysząca im, subtelna, ale zaznaczająca swoją obecność, elektronika. To właśnie specyficznie zaprogramowane sample nadają marszowemu motywowi większego kolorytu, wyróżniając go na tle setek podobnych, stworzonych w karierze Goldsmitha. Drugi, bardziej „przygodowy” temat zarzuca pomost między Gorgonitami, a młodym chłopcem, z którym zaprzyjaźnia się Archer. Wykonywany na instrumentach dętych drewnianych, roztacza nad partyturą płaszczyk ciepła, nie spuszczając jednocześnie z militarystycznego tonu. Jedyną szansą na odejście od tego typu rytmicznych fragmentów jest oddalanie się fabuły w bardziej komediowe sekwencje. Goldsmith nie idzie przy tym w skrajności, odżegnując się od burzącego strukturę, slapstickowego mickey mousingu. Ociepla wizerunek pracy poprzez rotację w zakresie instrumentarium i towarzyszącej mu elektroniki. Czyni to z taką rozwagą i ostrożnością, jakby zbyt duża ekstrawagancja w epatowaniu polichromatyką miała zburzyć narzucony wcześniej ład. Właśnie przez takie zachowawcze podejście do palety barw, partytura wydaje się aż nadto sterylna – skrojona na miarę filmowych potrzeb przy użyciu niezbędnego minimum zabiegów ilustracyjnych i kreatywności. Czy jest powód do zmartwień? Myślę, że nie, skoro praca spełnia swoje podstawowe funkcje, dając widowisku Dantego dokładnie tego, czego potrzebuje.

Problem z ewentualną monotematycznością może mieć jedynie miłośnik muzyki filmowej, który zechce zasmakować całości tego mini-dzieła Goldsmitha w domowym zaciszu. Nie mówię tutaj o wydanym jeszcze w okolicach premiery, 30-minutowym albumie z muzyką ilustracyjną. Praktykowana w tym czasie przez Varese Sarabande, polityka maksymalnego uszczuplania zawartości soundtracku, dyktowana była horrendalnymi tantiemami, jakie wydawcy musieli płacić muzykom za ich pracę. Z perspektywy czasu ten półgodzinny album okazał się niewystarczającym słuchowiskiem dla miłośników twórczości Goldsmitha. Dlatego też coraz częściej pojawiały się prośby kierowane w stronę decydentów Varese, aby opublikować rozszerzenie tej partytury. I w dwudziestą rocznicę premiery widowiska Dantego w końcu doczekaliśmy się specjalnego wydania ścieżki dźwiękowej do Małych żołnierzy. Na krążku limitowanym do trzech tysięcy egzemplarzy, wydanym w ramach serii The Deluxe Edition, znalazła się kompletna ilustracja, a także garść bonusów, wypełniających pozostałą część przestrzeni dyskowej. Czy tak skrojone wydawnictwo spełnia oczekiwania odbiorców?



Jeżeli mówimy o wąskim gronie fanów tego projektu i twórczości Goldsmitha, to jak najbardziej. Otrzymujemy bowiem całokształt pracy, która w każdym calu wypełniona jest zgrabną i fajnie zaprezentowaną melodyką. O naturze samej kompozycji, jej technicznych detalach i tematycznej bazie nie będę się rozpisywał w szczegółach. Warto jednak odnieść się do różnic, jakie potencjalny słuchacz może wychwycić sięgając po ten specjał. Poza chronologicznym ujęciem świetnie edytowanej całości i drobnymi ciekawostkami płynącymi z nieopublikowanego wcześniej materiału, żadnych znaczących różnic nie stwierdzono. Również w jakości i barwie dźwięku, który w obu przypadkach okazuje się niemalże identyczny. Drobna kosmetyka w zakresie kompresji będzie trudno dostrzegalnym niuansem przemawiającym na korzyść tego dłuższego albumu. Szkoda, że tak niewiele zrobiono z zaszumieniem niektórych krótszych kawałków, co w przypadku prac Goldsmitha zdarza się nagminnie. Może to dziwić o tyle, że za całością nowego „mastera” stał sam Mike Matessino – znany specjalista w dziedzinie remasteringu soundtracków.

Abstrahując jednak od kwestii czysto technicznych, warto docenić kilka utworów, które premierowo wybrzmiewają na krążku Deluxe. Wśród całej połaci drobnicy powielającej wcześniej narzucone pomysły tematyczne, na szczególną uwagę zasługuje moim zdaniem jazzujący The New Army, płynnie przechodzący w segment Brain Chip opatrzony syntetycznymi partiami chóralnymi. Wrażenie robi również skoczne Gwendys Attack i kontynuujące tę muzyczną myśl This Is Fun. Szkoda, że tego materiału nie umieszczono na regularnej edycji. Z pewnością nadałaby jej większego kolorytu. Miłośnicy wartkiej akcji, napisanej w „rasowym”, goldsmithowym stylu, z pewnością docenią również obecność kompletnie odtworzonej, finałowej konfrontacji. Rozpoczynana nawołującymi do boju marszami w Fire In The Hole, stopniowo rozrasta się do pełnokrwistego action score. Przeprawiając się przez doskonale znane nam fragmenty natrafimy również na te nowe, niekoniecznie tak absorbujące (No Prisoners, Chip Dies / Cleaning Up).



Osobną ciekawostką są natomiast materiały źródłowe, tudzież klasyka muzyki poważnej i filmowej, którą Goldsmith zaaplikował do fragmentów swojej pracy. I tutaj ciekawym przykładem jest wspomniany wcześniej No Prisoners, gdzie pojawia się wagnerowski „Cwał Walkirii”. Są również zapożyczenia z twórczości Waxmana oraz Straussa – pastisze celowo puszczające oczko w stronę odbiorcy. Jeżeli miałbym gdzieś wsadzić kij w mrowisko, to byłby to materiał bonusowy z alternatywnymi wykonaniami niewiele wnoszącymi do całokształtu. Osobną zagadką jest dla mnie Special Design (Extended Version), które w wersji rozszerzonej i na regularnym albumie brzmią podobnie.

Mimo wszystko pewne grono słuchaczy na pewno będzie bardzo ukontentowane rynkową obecnością tego wydania. Deluxe Edition ścieżki dźwiękowej do Małych żołnierzy trafi głównie na półki zagorzałych miłośników twórczości Jerry’ego oraz fascynatów filmu Dantego. Cała reszta doskonale może się obyć bez tej kosztownej inwestycji. Regularne wydawnictwo zaspokaja bowiem w stu procentach zapotrzebowania statystycznego odbiorcy. Nie nuży sporą ilością powtarzających się fragmentów i nie prezentuje się gorzej pod względem jakościowym nagrania. Skoro więc Varese zaczyna słuchać głosów swoich klientów, to może w końcu doczekamy się ścieżek dźwiękowych, które bardziej niż Żołnierze zasługują na rozszerzenie. Na przykład Air Force One. Pożyjemy, zobaczymy…


Inne recenzje z serii:

  • Small Soldiers
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze