Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

Wilson’s Heart

(2018)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 20-07-2018 r.

Dla wielu artystów nie ma rzeczy gorszej niż zostanie zaszufladkowanym. Można stworzyć sto wartościowych prac, a zapamiętanym będzie się wyłącznie za jedną z nich i to może nawet nie tę najlepszą. I potem przez resztę kariery ludzie oczekują, aby każde koleje dzieło, podobne było do tego jednego. Nie inaczej jest z aktorami, którzy nie przepadają, jeżeli do końca życia mają być utożsamiani z jedną rolę, czy też z reżyserami, gdzie jeden świetny film może być zbawieniem, ale i przekleństwem dla reszty kariery. Nie inaczej jest też z kompozytorami, gdzie właściwie z każdą nową pracą Hans Zimmer musi się liczyć, że będzie ona kopiowana do znudzenia. Co ciekawe zaszufladkowania nie obawia się Christopher Young i to mimo, że właśnie utożsamiany jest głównie jako kompozytor do horrorów. Amerykanin niejednokrotnie udowodnił, że potrafi też komponować do innych gatunków i to z równie dobrym efektem. Jako pierwszy lepszy przykład mogę tylko podać piękną muzykę do dramatu The Shipping News. Jednak w wielu wywiadach Young przyznał, że nie ma problemu jeżeli ma być kojarzony jako „ten gość od horrorów”. On sam prywatnie kolekcjonuje autografy gwiazd filmów grozy i po prostu lubi ten gatunek. I wraz z kolejną pracą słychać, że też lubi do niego komponować, czego najlepszym przykładem jest ścieżka dźwiękowa do gry Wilson’s Heart ze studia Twisted Pixel Games.

Akcja osadzona jest w tajemniczym szpitalu w latach 40-tych XX. wieku. Wcielamy się w Roberta Wilsona, który budzi sie w opuszczonym skrzydle tej placówki i dowiaduje, że jego serce zostało w niewyjaśnionych okolicznościach zastąpione dziwnym, mechanicznym urządzeniem. Gra utrzymana jest w konwencji thrillera psychologicznego, z elementami nadprzyrodzonymi i ma charakter eksploracyjny. Z każdym etapem poznajemy kolejne elementy zagadki. Co więcej przeznaczona jest ona wyłącznie dla posiadaczy gogli VR Oculus Rift. Po ich nałożeniu przenosimy do nawiedzonego szpitala, gdzie z czasem napotykamy potwory i zjawy znane z filmów grozy pierwszej połowy XX. wieku. A żeby jeszcze bardziej wczuć się w atmosferę jak z dawnych produkcji Studia Universal, gra utrzymana jest w czarno-białej tonacji. Głosy zaś podłożyli, znani aktorzy, jak chociażby kojarzony jako RoboCop Peter Weller, Rosario Dawnson, czy Alfred Molina.

Twórcy ze studia Twisted Pixel Games, przyznali w wywiadach, że od dawna lubili twórczość Christophera Younga do horrorów, szczególnie jego soundtrack do Drag Me To Hell. Dlatego też angaż Amerykanina nie powinien dziwić, tym bardziej, jeżeli gra ma elementy horroru, to któż lepiej by się nadał jak nie on? I tą ścieżką tylko potwierdził, że nie bez powodu nazywany jest on „Muzycznym Mistrzem Horroru”. Ale Wilon’s Heart jest też idealnym dowodem, na to co napisałem na początku: Christopher Young lubi horrory i lubi komponować do tego gatunku. Można by sądzić, że skoro od lat 80tych stworzył multum ścieżek do kina grozy, to z czasem przyjdzie u niego jakieś zmęczenie, czy wyczerpanie materiału. A tu wręcz przeciwnie i to jeszcze w ścieżce dźwiękowej do gry, słychać masę pomysłów. Co więcej w tym, zdawać by się mogło, skostniałym gatunku Young nie boi się improwizować, bawić konwencją. Przez co soundtrack ten nie wszystkim musi przypaść do gustu, szczególnie tym którzy mieli problem z jego inną pracą pt. Sinister. Duch tej ścieżki rozpościera swoje skrzydła nad sporą częścią materiału muzycznego Wilson’s Heart, choć nie jest ona aż tak ciężka w odbiorze i klasyczne elementy też tutaj znajdziemy.

Słuchając tego albumu, czy też grając w grę, można czasami odnieść wrażenie, że Christopher Young nie tylko bawi się muzycznym teksturami, tym gatunkiem, ale też z nami słuchaczami i graczami. Tytułowy utwór to już klasyczny, gotycki Young. Piękny smyczkowy kawałek, który od razu kojarzy się z Drag Me To Hell, tak bardzo lubianym przez twórców tej gry i nie tylko ich. Tutaj słychać, że Amerykanin dał programistom, dokładnie tego czego chcieli. Ten klasyczny motyw tworzy piękną klamrę, czy wręcz swoiste opakowanie muzyczne. To co zaś kryje się w środku, to już muzyczna zabawa na granicy sound-designu.

Nie będę ukrywał i to mimo, że lubię, Sinister, że na początku miałem trochę problemy z przejściem przez ten album. Ale z czasem, tak samo jak zacząłem doceniać Sinister, tak i zacząłem coraz bardziej przekonywać się do pojedynczych kawałków z Wilson’s Heart, aż w końcu do całej ścieżki. Z czasem zacząłem odkrywać, że każdy pojedynczy utwór jest warty uwagi i oferuje coś nowego, coś innego. Każdy z nich jest pojedynczym, ciekawym eksperymentem, szukaniem brzmienia, bawieniem się, które jednak połączone tworzą spójną całość. Co więcej ta pomysłowość i zabawa zaczęła się i mi udzielać, do tego stopnia, że zacząłem odczuwać… może nie przyjemność, ale pewną dziką frajdę obcowania z tą muzyką. Dlaczego dziką, można się spytać? Cóż nie zapominajmy, że dalej mamy do czynienia z horrorem i ta muzyka jest groźna, straszna, że niejednokrotnie poczujemy dreszcze na naszych ciałach. Ale tak samo jako widzowie oglądający horrory, chcemy się bać, takie samo uczucie oferuje nam ten soundtrack. A po nałożeniu okularów i przeniesiony się w ten wirtualny świat, także dzięki tej muzyce przeżyjemy prawdziwy horror.

Nie należy właśnie zapominać o głównej roli tej muzyki i jakie zadania ma ona spełniać w grze. Jako, że mamy do czynienia z wirtualną rzeczywistością obserwujemy cały świat z perspektywy pierwszej osoby. Gra to z jednej strony eksploracja, tajemniczego szpitala i powolne rozwiązywanie zagadki. Score Younga tworzy do tego odpowiedni klimat grozy, ale eksperymentalny styl pasuje też, do nadprzyrodzonych zjawisk, czy osób z zaburzeniami psychicznymi, które pojawiają się na naszej stronie. Ta rozrywka to jednak też walka z najróżniejszymi, używając języka graczy, „bossami”. Stąd też mamy tyle cięższych, brutalniejszych kawałków podchodzących pod muzykę akcji. Co też warto zaznaczyć, jak w wielu grach mamy często jeden muzyczny motyw akcji, motyw walki itd. Tak przy Wilson’s Heart Amerykanin zadbał, aby każda potyczka miała inny muzyczny podkład. Zrozumiałe różni przeciwnicy to i muzyka musi być zróżnicowana.

Jak długo będziemy eksplorować, odkrywać tajemnice, walczyć z przeciwnikami zależy naturalnie od nas graczy. Dlatego też większość zawartych na albumie utworów ma ten typowy dla gier zapętlający się charakter. Mamy pewną melodią, brzmienie, które płynnie się powtarza, aby idealnie się dopasować w zależności czy na pokonanie danego stwora potrzebujemy 2 minuty, czy 2 godziny.

Na pewno Christopher Young miał pomysł jak ugryźć Wilson’s Heart. Czy dobry, moim zdaniem, jak najbardziej TAK. Nawet jeżeli zamiast obrać prostą ścieżkę, wybrał tę krętą, wyboista, która prowadzi przez mroczny las z dziką zwierzyną i kleszczami. Można się zastanowić na ile też został z pragmatycznych powodów „zmuszony” do takiego eksperymentowania? Sam budżet na muzykę nie był aż tak duży, aby Amerykanin mógł sobie pozwolić na wielką orkiestrę. Pomijając niektóre solowe partie, ze szczególnym uwzględnieniem motywu przewodniego, za wiele „żywych” instrumentów nie brało udziału przy nagraniu tej ścieżki. Co moim zdaniem zasługuje na jeszcze większe uznanie, zważywszy że muzyka ta brzmi lepiej, bardziej naturalnie i żywo, od wielu współczesnych soundtracków, nagrywanych z orkiestrą i muzykami, do wielkich produkcji.

Nawet przy niewielkich środkach Christopher Young jest w stanie wyciągnąć niesamowite muzyczne pokłady. To, że lubi przy tym nie raz zaszaleć, to też fakt. A w przypadku Wilson’s Heart, najlepszym na to dowodem jest bonusowy kawałek Wilson’s Toy Box. Jak sama nazwa wskazuje, to taka muzyczna zabawka, gdzie znowu Sinister daje o sobie znać, ale też dziecięce instrumenty, cyrkowe granie z groźnymi clownami na czale, sound-desingerskie-tekstury, miksowanie, zwalnianie, pospieszanie… itd. itd. itd.
Dla tych, którym wydanie Varese Sarabande przypadnie do gustu, mogą spokojnie sięgnąć po ten trwający prawie 13 minut prezent. Ci co jednak już z normalnym wydaniem mieli problemy, odradzam sięgać po ten bonus, który brzmi jakby studio nagraniowe Younga odwiedziły Gremliny.

Nie będę ukrywał, że na początku myślałem, aby dać w podsumowaniu typowy dla soundtracków do horrorów tekst „Muzyka dobrze sprawuje się w obrazie, gorzej na płycie”, czy coś w tym stylu. Ale po namyśle i wielu odsłuchach, doszedłem do wniosku, że traktowanie tego albumu jako kolejnej horrorowej ścieżki byłoby nieuczciwe. Szczególnie wobec Christophera Younga, który po raz kolejny udowadnia, że nawet w tak wyeksploatowanym gatunku, można dalej być oryginalnym i stworzyć coś ciekawego i intrygującego. Zresztą przy całym tym eksperymentatorskim podejściu, przy całym tym sound-designie, awangardzie udało mu się stworzyć w pełni funkcjonalną ścieżkę dźwiękową. Nie zapominając, że jak wspominałem, nie jest ona też aż tak ciężka jak by się mogło na początku wydawać. Znajdziemy tu przystępniejsze muzyczne pasaże, nawiązania do wcześniejszej twórczości kompozytora i bardzo ładny główny motyw przewodni. Christopher Young jest rzeczywiście „Mistrzem Horroru” i do tego pomysłowym i z poczuciem humoru. Szkoda tylko, że współczesne Hollywood jakoś nie chce dostrzec/usłyszeć tego talentu. O ironio, pod względem inwencji twórczej, przełamywania schematycznych barier i świeżego podejścia do gatunku, bije na głowę tzw. młodych, czy współczesnych hollywoodzkich kompozytorów. Szkoda, nie pozostaje więc nic innego jak cieszyć takimi soundtrackami jak Wilson’s Heart.

Najnowsze recenzje

Komentarze