Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Enigma, Różni wykonawcy

Sliver

(1993)
5,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 11-03-2018 r.

Pomijając soundtracki, do Gwiezdnych wojen: Mrocznego
widma
i Gladiatora, jednymi z moich pierwszych płyt CD jakie posiadałem były te od Enigmy. Pod tą „enigmatyczną” nazwą kryje się muzyczny projekt stworzony przez niemieckiego muzyka, producenta muzycznego rumuńskiego pochodzenia Michaela Cretu. Choć zespół dalej istnieje i wydaje albumy, to jednak największe sukcesy święcił w pierwszej połowie lat 90tych. Ich debiutancki album MCMXC a.d., który ukazał się w 1990 roku, trafił na pierwsze miejsce w ponad 20 krajach zdobywając kilkanaście platynowych i złotych płyt. Nie obyło się bez kontrowersji, jako że niektórzy uznali połączenie muzyki pop, elektronicznej, tekstów Markiza de Sade, z gregoriańskimi chórami za świętokradztwo. Ale właśnie to łączenie jakże różnych elementów w niezwykle ciepłą, nastrojową muzykę o wręcz relaksacyjnym i bardzo charakterystycznym brzmieniu stało się znakiem rozpoznawczym Enigmy. Jak i też teledyski do ich piosenek, rodem z filmów fantasy, które mnie już jako dziecko niezwykle fascynowały. Niektórzy starają się zaklasyfikować Enigmę jako zespół z gatunku New Age, czego wielkim przeciwnikiem jest sam Michael Cretu. Sam do dzisiaj mam czasami problemy z dokładnym określeniem Enigmy. Ale od początku byłem zafascynowany ich brzmieniem. I wraz z rodzącym się zainteresowaniem muzyką filmową, często w mojej głowie pojawiała się pewna myśl, czy wręcz marzenie, aby powstał film z ich muzyką. Wtedy nie znając jeszcze tak dobrze filmówki i reguł branży, uważałem to za świetny pomysł. Z czasem miałem się przekonać, że hollywoodzki producent Robert Evans miał podobny pomysł i to wcześniej ode mnie. Czy to znaczy, że istnieje film ze ścieżką dźwiękową Enigmy/Michaela Cretu? Cóż, można powiedzieć, tak jakby…

W latach 90tych jedną z większych gwiazd kina i jeszcze większym symbolem seksu była bez wątpienia Sharon Stone. Szczególnie ten drugi status zawdzięczała w dużej mierze rolą w Nagim Instynkcie Paula Verhoevena. Hollywood bardzo szybko chciało podwoić ten sukces i już rok później ukazał się kolejny thriller erotyczny z Sliverznowu z Sharon Stone w roli głównej i znowu w oparciu o scenariusz Joe Eszterhasa. Tym razem scenarzysta węgierskiego pochodzenia wziął na warsztat powieść Iry Levina (odpowiedzialnego między innymi za Dziecko Rosemary). Carly Norris (Sharon Stone) redaktorka z firmy wydawniczej, po nie udanym związku, postanawia na nowo ułożyć życie i wprowadza się do luksusowego apartamentowca na Manhattanie. Szybko wdaje się w romans z Zekiem (William Baldwin i jego owłosiona klata) sąsiadem i właścicielem wieżowca. Nie wiedząc jednak, że Zeke podgląda wszystkich mieszkańców i ją, dzięki ukrytym w całym budynku kamerom. Do tego dochodzi jeszcze tajemnicza seria zabójstw lokatorek luksusowego drapacza chmur.

Po premierze film został zmiażdżony przez krytyków, którzy zarzucali Eszterhasowi, że dokonał autoplagiatu, tworząc o wiele gorszą wersję Nagiego Instynktu. Obraz miał problemy już w produkcji i postprodukcji, gdzie to był wielokrotnie zmieniany, aby uzyskać niższą kategorię wiekową. Nie wspominając o kilku zakończeniach, z których prawie żadne nie pasowało, a szczególnie, nie to jakie trafiło do oficjalnej wersji. Te wszystkie problemy zaważyły też na oprawę dźwiękową, którą jak wspomniałem na początku miał skomponować Michael Cretu. Wybór Enigmy wydawał się ciekawy, a nawet zrozumiały. Album MCMXC a.d. nie tylko posiada odpowiedni, tajemniczy, mistyczny klimat, ale też posiada odpowiednią dawkę erotyzmu. Na szczególną uwagę z tej płyty zasługuje kawałek Principles of Lust, którego tłumaczenie Zasady żądzy mówi samo za siebie. Utwór ten znalazł się nawet na soundtacku do Sliver, nie ma go jednak na wydaniu amerykańskim. I króciuteńko daje nawet o sobie znać w samym filmie, pozwalając gdybać, jakby ta ścieżka dźwiękowa mogła mniej więcej brzmieć. Niestety omawiając powstawanie tej muzyki ciągle poruszamy się w sferze gdybań i domysłów. Ze strony studia padły jedynie informacje jakoby Michael Cretu nie chciał spędzić aż pół-roku w Los Angeles pracując nad tym scorem i kosztem jego innych muzycznych projektów. Sam założyciel Enigmy, który w ogóle bardzo niechętnie i rzadko udziela wywiadów, wspominał jedynie, że już nigdy nie będzie pracował przy filmie, ani w ogóle pracował z wytwórniami muzycznymi w Stanach Zjednoczonych. Chodzą też słuchy, że ciągle zmiany w postprodukcji i ogólny chaos wpłynęły na decyzję Cretu. To głównie domysły, a w ostateczności wkład Enigmy/Michaela Cretu przy Sliver ograniczył się do dwóch utworów, które jednak stały się jego muzycznym znakiem rozpoznawczym.

Oba utwory Carly’s Song i Carly’s Loneliness są oparte na tej samej linii melodycznej i można je traktować, jako główny motyw, czy też temat bohaterki granej przez Sharon Stone. Muzyka Enigmy oparta jest o delikatne, zapętlające się brzmienie elektroniki, które może też trochę kojarzyć się z charakterystycznym Tubular Bells Mike’a Oldfielda. Poza tym melodia wzbogacona jest tradycyjną mongolską pieńską w wykonaniu mongolskiej wokalistki ludowej Namjilyn Norovbanzad, krótkim tekstem śpiewanym po angielsku jak i śpiewem z pogranicza pieśni gregoriańskich. Mamy tym samym nawiązanie do poprzedniego charakterystycznego albumu Enigmy. Całość okraszona jest odpowiednim bitem, agresywnymi wejściami gitary elektrycznej i mistycznie brzmiącego fletu shakuhachi (Carly’s Loneliness).

Muzyka ta sama w sobie potrafi zahipnotyzować. Posiada ona odpowiednią aurę tajemniczości, ale też erotyzmu i drapieżności. Na albumie brzmi świetnie, a i w obrazie sprawdza się bardzo zacnie, choć wiadomo niedosyt pozostaje. Muzyka Enigmy otwiera film i towarzyszy podczas napisów początkowych ukazujących tytułowy wieżowiec nocą. Bardzo dobrze wprowadza ona nas w ten świat, tworząc odpowiedni klimat. I tę niezwykłą atmosferę buduje dalej w tych króciutkich momentach, kiedy znowu pojawia się w obrazie. Co więcej muzyka Enigmy tworzy swoistą klamrę. Nie tylko otwiera ona ten film, przy napisach początkowych, ale też zamyka go napisami końcowymi.

Skoro Enigma otwiera i zamyka ten film, kto zatem muzycznie wypełnia jego środek? Jako, że Michael Cretu nie objął całego projektu, skomponowanie ścieżki dźwiękowej powierzono klasycznego kompozytorowi filmowemu Howardowi Shore’owi. Muzyka Kanadyjczyka nie odbiega za bardzo od typowej funkcjonalnej oprawy do thrillera. Czasami gdzieś pojawi się kuszący dźwięk saksofonu, wszak mamy do czynienia z thrillerem erotycznym. Ale ogólnie nie jest ona zbyt charakterystyczna i szczególnie warta uwagi. Dlatego też nie szczególnie dziwi, że nigdy nie została wydana, ani nie znalazł się ani jeden utwór na oficjalnym wydanym przez Virgin Movie Music soundtracku. Co ciekawe, za muzykę dodatkową odpowiadał nie kto inny, jak Christopher Young. Ponoć odpowiadał on za elektroniczną część score’u, ale podobnie jak z kompozycją Shore’a i ta od Younga nie jest dostępna.

Jaką muzykę oferuje nam w takim razie oficjalnie wydany soundtrack. Poza wspomnianymi trzema utworami od Enigmy (wydanie europejskie, wydanie amerykańskie posiada dwa) otrzymujemy istną muzyczną kwintesencję lat 90tych! I tak na płycie znajdziemy między innymi dawny hit podchodzący pod reggae Can’t Help Falling in Love brytyjskiego zespołu UB40. Otrzymamy też taneczny kawałek Slid grupy Fluke, których inne utwory gościły chociażby w takich filmach jak Matrix: Reaktywacja, czy Sin City.

Właściwie to można tak wymieniać każdy muzyczny kawałek i zespół jaki znalazł się na tej składance. Gdyż nie tylko są one odzwierciedleniem pewnej muzycznej epoki, ale też doskonałymi przykładami poszczególnych gatunków muzycznych od acid house’u zaczynając, idąc przez industrial rock, metalcore, alternative rock, a na trip-hopie i wspomnianym reggae kończąc. Jak na lata 90te, to nie mogła zabraknąć Shaggy’ego czy brytyjskiej grupy The Verve (to jeżeli chodzi o alternative rock). Na szczególną jednak uwagę zasługuje piosenka Unfinished Sympathy grupy Massive Attack. I nie tylko dlatego, że jest ona świetna i może służyć jako jeden z jaśniejszych przykładów muzyki trip-hopowej. Ale też dlatego, że bardzo dobrze odnajduje się ona w obrazie ilustrując jedną z pierwszych scen seksu głównych bohaterów w filmie.

Większość znajdujących się na albumie kawałków nie znalazło się w filmie. A z tych, które do niego trafiły to tak naprawdę tylko te od Enigmy i Massive Attack odgrywają w nim znaczącą rolę i w pełni spełniają swoją funkcję jako muzyka ilustracyjna, czy po prostu filmowa. I choć ścieżce Howarda Shore’a trudno odmówić funkcjonalności, to też nieszczególnie zasługuje ona na osobne wydanie. To co się na nim znalazło jest bardzo ciekawym muzycznym odzwierciedleniem, pierwszej połowy lat 90tych. Co prawda niektóre piosenki nie przetrwały próby czasu, ale inne dalej świetnie brzmią. Soundtrack do Slivera należy traktować przede wszystkim jako ciekawą składankę, niż muzykę stricte związaną z filmem. Dlatego pozostaje pewien żal, że nie powstał score w pełni skomponowany przez Michaela Cretu/Enigmę. Tym bardziej, że skomponował dobrą, charakterystyczną muzykę i cała ścieżka dźwiękowa utrzymana w tym styl mogłaby być naprawdę ciekawa i oryginalna. Tak Michael Cretu, podobnie jak swego czasu, Mike Oldfield przy Polach Śmierci, tak sparzył się przy swoim pierwszym kontakcie z filmem, że raczej nigdy już do niego nie wróci. Szkoda, ale pozostają na szczęście pozafilmowe prace, z których szczególnie polecam trzy pierwsze albumy MCMXC a.d., The Cross of Changes i Le Roi est mort, vive le Roi!. Właśnie na tym drugim albumie The Cross of Changes znalazł się utwór Age of Loneliness będący bardzo lekko zmienioną, trochę zremixowaną wersją muzyki z Slivera.

P.S. Jak już na początku wspomniałem, Enigma słynęła z niezwykłych teledysków do ich utworów. I do Carly’s Song też został nakręcony teledysk, w którym wystąpiła sama Sharon Stone w trzech różnych kreacjach z najróżniejszymi fryzurami i perukami. Powstały dwie wersje, które tylko delikatnie różnią montażem i wykorzystaniem scen z filmu. Trudno było go jednak szukać na MTV, czy innych kanałach muzycznych, gdyż teledysk oficjalnie nie został wypuszczony na rynek. Do dzisiaj można jedynie spekulować dlaczego tak się stało. Na szczęście łatwo go znaleźć w zakamarkach Internetu. Niestety o dobrej jakości, a co dopiero wersji HD można zapomnieć. I naturalnie to nie głos Sharon Stone, która w teledysku tylko odpowiednio porusza ustami.

Najnowsze recenzje

Komentarze