Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Clint Mansell

Black Mirror: San Junipero (Czarne lustro: San Juniper)

(2017)
5,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 30-09-2017 r.

Oglądając tyle filmów, seriali i słuchając soundtracków do nich jest spore ryzyko popadnięcia w rutynę. I to także jeżeli chodzi o ocenianie tych produkcji, jak i samej muzyki. Na szczęście co jakiś czas pojawiają się dzieła, które potrafią wyrwać z tego mechanicznego podejścia. Automatycznie słysząc zwrot „dzieło” na myśl przychodzą, albo wielkie, epickie produkcje, czy też przykłady niezwykłego kina artystycznego. Nie inaczej jest z soundtrackami, gdzie myśli się o wielkich symfonicznych kompozycjach z okresu Golden Age’u. Czasami jednak zdarzają się prace na pierwszy rzut oka niepozorne, które przy głębszym zapoznaniu się ukazują nam swoje prawdziwe, wielkie oblicze. Zaliczyć do nich należy jeden z odcinków serialu Black Mirror (Czarne lustro) pt. San Junipero. W ogóle ta angielska antologia science fiction stworzona przez Charliego Brookera jest kolejnym dowodem, że żyjemy w złotym okresie telewizji i czasami wielkie rzeczy należy szukać na małym ekranie. Każdy pojedynczy odcinek jest właściwie mini-filmem, osobną historią. To co je łączy to dość przygnębiająca wizja w jakim kierunku zmierza ludzkość wraz z coraz większym rozwojem technologii. Serial porusza też najróżniejsze problemy natury społeczno-obyczajowej, umieszczając je często w niedalekiej przyszłości. Wielki pesymizm wypływający z każdego odcinka jest też w sumie kolejną cechą wspólną tego jakże ciekawego serialu. Na tym tle odcinek San Junipero z trzeciego sezonu jawi się jeszcze jako najbardziej optymistyczny w przekazie, co nie zmienia rzeczy, że też potrafi chwycić mocno za serce. Niesamowite ile kwestii i rozważań filozoficznych nad problematyką śmierci, możliwego życia po niej, wizji raju i utopii udało się przemycić w trwającym zaledwie godzinę odcinku. Nie wspominając, że odcinek ten oferują przy tym wzruszającą historię miłosną. I wszystko to skąpane w pięknej melancholijnej muzyce z domieszką retro elektroniki skomponowanej przez Clinta Mansella.

Zważywszy, że każdy odcinek Black Mirror jest osobną, oddzielną historią na którą pracuje inny reżyser z ekipą filmową. Tak samo każda część może się pochwalić oddzielną autonomiczną oprawą muzyczną za którą odpowiadają różni kompozytorzy. I wśród nich można wymienić chociaż takie osoby jak: Max Richter, Bear McCreary, Alex Heffes, Geoff Barrow, Martin Phipps, czy właśnie Clint Mansell, którego soundtrack zasługuje na szczególną uwagę.

Dla tych co nie widzieli San Junipero nie chcąc zdradzać za wiele, warto zaznaczyć, ze spora jego część dzieje się i utrzymana jest w stylu lat 80tych. Dlatego też estetyka tego odcinka posiada ten specyficzny retro klimat tamtych lat. Pojawiają się też inne przedziały czasowe, ale właśnie te lata 80te grają znaczącą rolę i Clint Mansell postanowił uchwycić je w swojej muzyce. Czyni to za pomocą elektronicznego brzmienia, które może przypominać charakterystyczne brzmienie syntezatorów z tamtego okresu. Pod tym względem angielski kompozytor wpisuje się w jakże ostatnio modne muzyce, jak i filmach retro-brzmienie. Na przestrzeni ostatnich lat znowu wróciły do łask zakurzone, analogowe syntezatory. I także wśród ścieżek dźwiękowych coraz większą popularnością cieszą się elektroniczne dźwięki, które jeszcze nie tak dawno uważane byłyby za archaiczne. Nawiązując do tych dawnych lat łatwo jednak popaść w odtwórstwo, imitację i czystym żerowaniu na nostalgii. Na szczęście Mansell jest kompozytorem takiej klasy, że w żadnym stopniu nawet nie podchodzi pod imitowanie innych twórców. Słuchając San Junipero od samego początku do końca słychać, ze mamy do czynienia z soundtrackiem od Anglika i jego charakterystycznym stylu. Przede wszystkim retro-elektronika jest jednym z elementów tego score’u, a nie fundamentem na którym miałaby się opierać cała kompozycja. Poza tym, znowu nie chcąc zdradzać za wiele, jak zaznaczyłem, odcinek San Junipier dzieje się na przestrzeni wielu lat nie tylko 80tych i różnych epok. I pod względem oprawy muzycznej Clint Mansell podszedł podobnie jak w przypadku The Fountain. Zamiast tworzyć do każdej z epok inny oddzielny muzyczny język, stworzył jeden wspólny uniwersalny dla całej historii.

San Junipero to z jednej strony charakterystyczna, przyjemna retro-elektronika na której opiera się główny i powracający motyw przewodni. Z drugiej strony typowe dla Clinta Mansella wyciszone, przesiąknięte melancholią brzmienie. Pulsujące syntetyczne rytmy ładnie łączące się z eleganckimi dźwiękiem żywych instrumentów. Angielskiemu kompozytorowi udaje się łączyć, zdawałoby się tak różne i do siebie niepasujące gatunki, tworząc swój własny muzyczny głos. Od pierwszej minuty wchłaniamy się w ten wyjątkowy muzyczny świat San Junipiero, w zapętlające się utwory tworzące niesamowite hipnotyczne brzmienie. Jest to przede wszystkim bardzo przyjemna i barwna muzyka, gdzie każdy z pojedynczych utworów ma coś do zaoferowania. Wśród istnych perełek należy zaliczyć San Junipero (80s-90s-00s-??s), gdzie właśnie w całej okazałości prezentuje się od razu wpadający w ucho elektroniczny motyw przewodni. Przy czym najjaśniejszą perłą jest przepiękne, melancholijne Waves Crashing on Distant Shores of Time, które opisuje uczucie głównych bohaterek i które nikogo nie powinno zostawić obojętnym. Utwór podobnie jak wiele posiada właśnie ten zapętlający się charakter. I w sumie gdyby zamiast ponad pięciu minut, miałby trwać dziesięć, czy też zapętlać się przez godzinę to dalej emanowałby tym niezwykłym pięknem, kruszącym nawet najtwardsze serca. Już dla niego samego warto zainteresować się tym soundtrackiem.

Przy całych zachwytach jakie ma prawo budzić ta ścieżka dźwiękowa trochę szkoda, że w samym obrazie nie błyszczy już tak jasno jak na płycie. Jest ona bardziej dodatkiem do całej masy piosenek z różnych epok. I trafimy na takie chociażby hity jak Don’t You (Forget About Me) Simple Minds, Living in a Box grupy Living in a Box, Walk Like Egyptian The Bangles, Ironic Alanis Morissette , czy Can’t Get You Out Of My Head Kylie Minouge. Właściwie to można byłoby wydać osobną składankę z kawałkami jakie pojawiają się w tym odcinku Black Mirror. Ich wykorzystanie ma jak najbardziej sens, zważywszy że większość akcji dzieje się w nocnym klubie (nocnych klubach) i wielu imprez. I naprawdę podłożone są one z głową i świetnie komponują się z obrazem. A już na szczególną uwagę zasługuje wykorzystaniu hitu Belindy Carlisle Heaven Is a Place on Earth, gdzie już sam tytuł i treść utworu perfekcyjnie wpisuje się w wydarzenia na ekranie pozostawiając jednak widzę w trochę słodko-gorzkim nastroju. Dlatego też dla wielu, którzy oglądnęli San Junipero wiedzą, że piosenka Heaven Is a Place on Earth nigdy nie będzie brzmiała już tak samo.

Tylko właśnie przy tym nadmiarze hitów za często muzyka Clinta Mansella pozostaje w cieni, na drugim planie. Rzadko ma ona okazję wyjść na pierwszy plan i tak zabłysnąć jak na płycie. Wiadomo w tym niektórych momentach spełnia dobrze swoją funkcję, ale niestety czuć trochę, że ma bardziej funkcję tła. Nawet przepiękne Waves Crashing on Distant Shores of Time nie ma okazji w pełni się rozwinąć tak jak to czyni na albumie.

Co prawda w obrazie San Junipero nie ma aż tak wielu okazji w pełni pokazać swoje oblicze, to jednak pięknie czyni to na samej płycie. I choć nie jest on długa, a w wręcz przeciwnie trwa zaledwie lekko ponad 30 minut. To każda z tych 30 minut jest godna uwagi i posiada coś szczególnego. Umieszczenie tych wielu pojawiających się w odcinku piosenek, niepotrzebnie rozsadziłoby ten soundtrack i zepsuło konsekwentie budowaną przez Clinta Mansella atmosferę. A ta naprawdę potrafi zachwycić i dać się wciągnąć, tak że odbieramy cały ten soundtrack jako jedną spójną całość. Do pięknego wnętrza warto dodać niezwykłe wydanie Lakeshore Records, szczególnie dla tych kolekcjonujących płyty winylowe. Szatę graficzną utrzymaną w stylu Pop Art stworzył legendarny brazylijski artysta Billy The Butcher. I choć nie należy oceniać soundtracka po okładce to w przypadku San Junipero to już ona zachęca do zapoznania się z tą muzyką. A naprawdę warto, gdyż ta krótka i na pierwszy rzut oka skromna, niepozorna praca jest właśnie takim drobnym muzycznym arcydziełem. Sprawi ona, że dla niejednego słuchacza San Junipero będzie każdego dnia.

Najnowsze recenzje

Komentarze