Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tenmon

Kumo no Mukō, Yakusoku no Basho (Ziemia kiedyś nam obiecana)

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 28-12-2016 r.

W 2004 roku miała miejsce premiera filmu Ziemia kiedyś nam obiecana (The Place Promised in Our Early Days), pełnometrażowego debiutu Makoto Shinkai’a, jednego z najpopularniejszych obecnie twórców anime. Akcja obrazu rozgrywa się w alternatywnej przeszłości. Japonia, po zakończeniu II wojny światowej, zostaje podzielona na dwie strefy okupacyjne. Trójka przyjaciół, Hiroki, Takuya i Sayuri, poprzysięga sobie, że pewnego dnia polecą do widocznej na horyzoncie, tajemniczej wieży wysokiej na wiele kilometrów. W tym celu zaczynają budować specjalny samolot. Pewnego dnia Sayuri znika bez słowa, przez co pozostała dwójka porzuca zamiar dotarcia do owianej legendami budowli. Po kilku latach dziewczyna wraca. Dawniej złożona obietnica nie pozostaje bez wpływu na losy bohaterów.

Choć cechy twórczości Shinkai’a wykrystalizowały się już w jego poprzednim dziele, 25-minutowych Głosach z odległej gwiazdy z 2002 roku, to jednak w pełnej krasie po raz pierwszy możemy je podziwiać właśnie w Ziemi kiedyś nam obiecanej. Mamy zatem młodocianych bohaterów, mamy nieśpieszne, jakby leniwe tempo opowiadania historii, mamy też wprost porażającą dbałość o szczegół w warstwie wizualnej. No i nie możemy zapominać o typowym dla tego artysty, nostalgicznym i czasem pretensjonalnym tonie. Kolejnym wspólnym elementem pierwszych filmów japońskiego reżysera, jest ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Atsushiego Shirakawę, podpisującego się zazwyczaj pod pseudonimem Tenmon.

Shinkai i Tenmon po raz pierwszy pracowali ze sobą przy wspomnianych wyżej Głosach z odległej gwiazdy. Już wtedy mogliśmy się bliżej przyjrzeć stylowi Japończyka. Jego subtelna i rzewna muzyka, rozpisana w dużej mierze na fortepian, dobrze wpasowywała się w specyfikę kina Shinkai’a, odznaczającą się senną i melancholijną aurą. Jako że w Ziemi kiedyś nam obiecanej możemy oglądać podobne chwyty reżyserskie, również i Tenmon podążył szlakiem wytyczonym przez siebie dwa lata wcześniej. Nie było to jednak żadnego rodzaju pójście na łatwiznę, a przede wszystkim rozwinięcie pewnych myśli i idei, które dobrze korespondowały z charakterystycznymi kadrami Shinkai’a. Tym razem jego muzyka zwraca na siebie uwagę znacznie lepszym warsztatem, większą emocjonalnością i bardziej unikatową atmosferą.

Zarówno jeśli chodzi o bazę tematyczną, jak i wykorzystywane instrumentarium, to Tenmon jest bardzo wierny swoim kompozytorskim manierom – motywy i aranżacje z Ziemi kiedyś nam obiecanej przypominają stylistycznie te z Głosów z odległej planety, czy późniejszych filmów Shinkai’a, min. popularnych 5 centymetrów na sekundę. Nie muszę zatem chyba tłumaczyć, że każdy, kto ceni sobie twórczość Japończyka, na pewno odnajdzie się w recenzowanej ścieżce dźwiękowej.

Już pierwszy utwór potrafi zauroczyć odbiorcę. Usłyszymy w nim temat główny, czyli przepiękną i niezwykle czułą melodię na skrzypce, zdecydowanie jedną z najlepszych w karierze Tenmona. Poza tym mamy też kilka motywów pobocznych, głównie o lirycznej, lekkiej wymowie, w których japoński kompozytor posługuje się oczywiście przede wszystkim fortepianem. Do instrumentacji dorzuca jeszcze min. dzwonki, klawesyn, sekcję smyczkową, wspomniane skrzypce, a także lekko zaznaczone syntezatory. Za pomocą tych środków muzycznego wyrazu oraz przygotowanych tematów, Tenmon buduje ciepły, nasiąknięty nostalgią score. Choć w sporej mierze ma on charakter wyciszający i refleksyjny, to jednak zdarzają się tutaj bardziej ekspresyjne fragmenty, jak chociażby końcówka Solitude, The Battle Begins, czy niemalże epickie Beyond the Clouds, Promissed Place, służące za highlight i idealne podsumowanie instrumentalnej części albumu.

Choć Tenmon przez większość część omawianej partytury stara się czarować słuchacza delikatnymi, nacechowanymi romantyzmem melodiami i instrumentacjami, to jednak zdarzają się pewne wyjątki od tej reguły. Wyjątki zresztą dość ważne, patrząc przez pryzmat odbioru soundtracku. Z jednej strony mogą one zaburzać nastrojowy klimat budowany przez inne utwory, a z drugiej strony jakby nie patrzeć wprowadzają nieco urozmaicenia w czasami nazbyt przesiąkniętą rzewnymi nutami muzykę Japończyka. Takowych kompozycji jest kilka. Niektóre z nich służą za filmowy underscore (np. One More Dream, Omen ), inne tworzą pewnego rodzaju muzykę akcji (np. ciekawe, nerwowe Quest).

Płytę wieńczy piosenka promującą film Shinkai’a, Your Voice. Słowa do utworu napisał sam reżyser, a muzykę skomponował Tenmon. Owa bardzo miła dla ucha ballada, choć niekoniecznie wyróżniająca się na tle innego tego rodzaju kompozycji, świetnie spisuje się jako dopełnienie pozostałego materiału. Bardzo dobrym pomysłem było sięgnięcie po to samo instrumentarium oraz bazę tematyczną ze score’u. Nie wypada też nie docenić niemalże anielskiego głosu wokalistki, Ai Kawashimy.

Ziemia kiedyś nam obiecana to z pewnością jeden z najlepszych soundtracków Tenmona. Poprzez subtelne instrumentacje i ładne tematy, Japończyk kreuje przed słuchaczem bardzo ciepłą i melancholijną atmosferę, która powinna ukontentować każdego miłośnika lirycznej i rzewnej filmówki. Oczywiście, jak to często bywa u tego twórcy, czasem zwraca na siebie uwagę odrobinę nachalna ckliwość i sentymentalność. Niemniej jednak na potrzeby pełnometrażowego debiutu Shinkai’a, Tenmonowi udało się napisać partyturę barwną, optymistyczną, a do tego podszytą nutką intymności i młodzieńczej wrażliwości.

Inne recenzje z serii:

  • Voices of a Distant Star
  • 5 centymetrów na sekundę
  • Children Who Chase Lost Voices
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze