Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Angelo Badalamenti

Dark Water (Dark Water – Fatum)

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 27-12-2016 r.

W pierwszej dekadzie XX wieku byliśmy świadkami wysypu hollywoodzkich remake’ów japońskich (i nie tylko) horrorów. Fabryka Snów przerobiła na własny użytek min. Krąg, Klątwę i Nieodebrane połączenie. Do tej stawki zalicza się również Dark Water. Film ten, w reżyserii Hideo Nakaty, ukazał się w 2002 roku. Opowieść o pewnej kobiecie, która wraz z córką przeprowadza się do nowego mieszkania, w którym pojawiają się niepokojące plamy na ścianach, szybko podbiła gusta amatorów grozy na całym świecie. Było tylko czekać, kiedy tym obrazem zainteresują się amerykańscy producenci. I tak też remake dzieła Nakaty doczekał się swojej premiery trzy lata później. Dark Water: Fatum Waltera Sallesa, z Jennifer Connelly w roli głównej, jest w mojej ocenie całkiem solidnym horrorem, który tylko w niewielkim stopniu ustępuje pierwowzorowi.

Tak jak w przypadku innych remake’ów japońskich straszydeł, i tym razem nie powrócił autor muzyki do oryginalnego filmu. W Dark Water: Fatum Kenjiego Kawai’a zastąpił Angelo Badalamenti, kompozytor znany głównie ze współpracy z Davidem Lynchem. Jak łatwo się domyślić, Amerykanin zupełnie odciął się od pracy Japończyka. Znajdziemy oczywiście pewne stylistyczne zbieżności, aczkolwiek wynikają one jedynie ze specyfiki ścieżek dźwiękowych powstałych na potrzeby horroru. O tym, co przygotował twórca kultowej muzyki z Miasteczka Twin Peaks, przekonamy się biorąc na warsztat soundtrack Hollywood Records.

Badalamenti opiera swój score przede wszystkim na chwytach typowych dla tego typu prac. Słyszymy więc rozmaite dysonanse i tekstury, które w realiach filmowych sprawnie budują atmosferę niepokoju i zagrożenia. Amerykanin eksperymentuje głównie z sekcją smyczkową i syntezatorami (czasem dorzucając solowe instrumenty, np. flet poprzeczny i fortepian), tworząc za ich pomocą nierzadko atonalną i przyciężkawą ilustrację. Całość poza ekranowymi wydarzeniami wypada jednak zaskakująco miałko i nieinteresująco. Badalamenti zresztą nie próbuje odkrywać nowych rozwiązań na polu ścieżek dźwiękowych z horrorów; polega jedynie na wyświechtanych do granic możliwości schematach. Na praktycznie całej rozciągłości omawianej ścieżki dźwiękowej Amerykanin wydaje się bardzo zachowawczy, niezainspirowany i odtwórczy. Wygląda to trochę tak, jakby za wszelką cenę próbował unikać jakichkolwiek kreatywnych i wyrazistych pomysłów. Oczywiście ów score pisany był z myślą o filmie, a nie soundtracku, aczkolwiek znamy przecież takie prace z kina grozy, które są w stanie zaintrygować również poza kontekstem. W tym miejscu należałoby docenić wspomnianą pracę Kawai’a, która o ile również wymagała od odbiorcy sporo cierpliwości, o tyle poprzez większy nacisk na dark-ambientowe pejzaże, potrafiła przynajmniej budować wciągający klimat. Nie wspominając już o tym, że muzyka Japończyka posiadała kilka wyróżniających się i zapadających w pamięć fragmentów, jak chociażby ekspresyjny finał. W Dark Water: Fatum nic takiego nie uświadczymy.

Na plus wyróżnia się jedynie temat główny. Szkoda tylko, że możemy go usłyszeć zaledwie dwukrotnie, pierwszy raz podczas napisów początkowych, a drugi raz… podczas napisów końcowych. Jest to całkiem ładna, liryczna, choć odrobinę depresyjna, melodia, rozpisana na smyczki, gitarę i fortepian. W bogatym dorobku Badalamentiego nie jest ona niczym szczególnym, jednak podczas odsłuchu na pewno zwraca się na nią uwagę.

Dark Water: Fatum to jedna z tych ścieżek dźwiękowych, o których nie da się zbyt wiele napisać. Jest to muzyka skrojona pod obraz Sallesa, przy czym brak oryginalności, klimatu, czy nawet emocji (pomijając przyzwoity temat główny), rażąco rzutuje na doznania słuchowe. To po prostu typowa do bólu partytura z horroru, nie punktująca specjalnie ani jako filmowa ilustracja, ani materiał na album soundtrackowy. I nie byłoby to nic szczególnie zaskakującego, wszak tego rodzaju prac powstało bez liku, gdyby nie osoba Badalamentiego. Po tym twórcy powinniśmy się spodziewać dużo więcej. Inna sprawa, że sama produkcja nie dawała kompozytorowi zbyt wielkiego pola manewru.

Inne recenzje z serii:

  • Dark Water
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze