Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Basil Poledouris

Robocop 3: The Deluxe Edition

(1993/2016)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 09-12-2016 r.

Niektóre filmy w ogóle nie powinny powstać. Ale tak to już jest, gdy decyzję o powstaniu drugiego sequela kultowego obrazu Paula Verhoevena podejmuje się na długo przed premierą tego pierwszego. Niestety Robocop 2 nie przyniósł oczekiwanych zysków, ale nie przeszkodziło to bynajmniej decydentom studia Orion w sfinansowaniu kolejnego widowiska z tytułowym cyborgiem-policjantem w roli głównej. Wydawać by się mogło, że kierujący projektem Fred Dekker będzie idealnym rozwiązaniem na dosyć luźny ton, jaki zagościł w drugiej odsłonie Robocopa, ale efekt końcowy daleki był od zadowalającego. Okrojony budżet i wiele kontrowersji związanych z tworzeniem scenariusza, siłą rzeczy wpłynęły na finalną jakość tego produktu. Do tego stopnia, że autor komiksu i fabuły, Frank Miller, postanowił na ponad dekadę odstąpić od partycypowania w ekranizacjach wymyślonych przez niego historii. Cóż było takiego złego w tym doświadczeniu, że wywołało taką reakcję? Przede wszystkim sprowadzenie trudnego tematu społecznego buntu przeciw korporacyjnemu wyzyskowi na grunt plastikowej, wypranej z głębszych emocji i kiepsko zrealizowanej rozrywki. Robocop 3 nie tylko trąci banałem i ośmiesza wyniesione na piedestał postaci, ale również najzwyczajniej w świecie nudzi. Nie dziwne więc, że do trzeciego Robocopa nie przystąpił wcielający się w główną rolę Peter Weller, którego zastąpił Robert Burke.



Do ekipy tworzącej te wątpliwe dzieło powrócił natomiast Basil Poledouris. Po części dlatego, że bardzo mocno zależało na tym reżyserowi, Fredowi Dekkerowi. Twierdził on (zresztą słusznie), że komponujący „dwójkę” Leonard Rosenman kompletnie nie odnalazł się w tej serii. Film potrzebował mocnego idiomu tematycznego, którego sprawcą był właśnie Basil. I dokładnie w takim tonie miała przemawiać trzecia odsłona muzycznej trylogii. Rzecz jasna na ustawicznym cytowaniu marszowego motywu nie mogło się zakończyć. Wiele wątków z przeszłości Murphy’ego zostało już zamkniętych, co nie przeszkodziło w przywołaniu melodii kojarzących się ze sferą emocjonalną cyborga-policjanta. W jego otoczeniu pojawiają się bowiem nowi ludzie, a nade wszystko mała dziewczynka Nikko, która zaprzyjaźnia się z głównym bohaterem. Po drugiej stronie barykady stawiane jest doskonale znane nam OCP uciskające ludność Detroit w imię interesów zagranicznego potentata, Kanemitsu Corporation. Utopijna wizja Delta City – tworzonego na przedmieściach miasta w mieście – pociąga za sobą całą machinę ucisku wyrażaną muzycznie za pomocą minorowego quasi-tematu. Jedną z największych nowości jest natomiast motyw cyborga Otomo – głównego antagonisty Robocopa, działającego z ramienia samego Kanemitsu. Stworzona w ten sposób barwna mieszanka całkiem dobrze sprawdza się w filmowej rzeczywistości, choć trzeba tu jasno podkreślić, że partytura Basila Poledourisa nie ma tak dużej siły oddziaływania, jak oprawa muzyczna z części pierwszej. Winę za takowy stan rzeczy ponosić może zarówno szczelniejsze wypełnienie filmowej przestrzeni, co również odejście w bardziej ilustracyjny sposób kreowania narracji. Partytura wydaje się mniej awangardowa, mocniej przywiązana do klasycznego aparatu wykonawczego przy subtelnym tylko akompaniamencie wszelkiej maści elementów elektronicznych. Ponadto muzyka wielokrotnie przegrywa batalię z bardzo głośnymi efektami dźwiękowymi. Całkiem prawdopodobne więc, że statystyczny widz przejdzie obok tej kompozycji niewzruszenie. Na pewno zauważy jej obecność, bo okazjonalnie cytowany temat przewodni (w świetnych, orkiestrowych aranżach) będzie tutaj skutecznym remedium na wszechogarniający widza marazm. Ale czy to wystarczy, by wzbudzić chęć na zmierzenie się z tą ilustracją w domowym zaciszu?



Na to pytanie zapewne niejeden miłośnik muzyki filmowej kiedyś już sobie odpowiedział sięgając po wydany nakładem Varese Sarabande, album soundtrackowy. Półgodzinne słuchowisko nijak konkurować mogło z analogicznym krążkiem eksponującym potencjał partytury z pierwszego Robocopa. Paradoksalnie, dosyć szybko album ten zniknął z magazynów wytwórni, tworząc lukę na rynku kolekcjonerskim. Sytuacja zmieniła się w 2016 roku, kiedy nakładem tej samej wytwórni, a w ramach klubowej serii The Deluxe Edition, ukazała się kompletna partytura poddana licznym zabiegom edycyjnym i remasteringowi. Z pierwotnie zarejestrowanych na potrzeby filmu, około 50 fragmentów, poskładano 26 utworów, których łączy czas trwania nie przekraczał 70 minut. Ale nawet i tak skrupulatna rewizja całości nie uchroniła tej pracy od wielu ciągnących się za nią demonów.

Największym z nich jest wspomniany wcześniej ilustracyjny charakter partytury. Przywiązanie do filmowej rzeczywistości daje się odczuć już na wstępie naszej przygody z kolekcjonerskim delikatesem. Fragmenty Delta City zanurzają nas w mrocznej wizji utopijnego miasta przyszłości. Segmentem Media Break przypominamy sobie natomiast doskonale znany nam z pierwszej części „temat” kanału informacyjnego wprowadzającego widza w okoliczności zaistniałej sytuacji. Następnie wracamy do dalszego opisywania filmowej rzeczywistości. A takową rozpoczynamy od nieśmiałych prób intonowania tematu nastoletniej Nikko. Melodia ta, choć dawkowana już od pierwszych minut ścieżki dźwiękowej, na znaczeniu zyskuje dopiero w jej dalszej części, kiedy relacje między dziewczynką a Robocopem się zacieśniają. Jeżeli więc chcemy w pełni docenić walory estetyczne tego lirycznego, trącącego wschodnią etniką motywu, to w pierwszej kolejności winniśmy skierować naszą uwagę na utwór Nikko to O.C.P.. Plastyczna konstrukcja tego tematu pozwala aplikować go w przeróżne muzyczne konteksty, czego przykładem jest ciepła w wymowie scena zdobiona miłym dla ucha Nikko and Robo. Jest to również jeden z nielicznych fragmentów, który pozwala zapomnieć o underscoreowym charakterze całej pracy. W kreowaniu tej quasi-lirycznej atmosfery pomaga również wątek partnerki Robocopa, Lewis. Moment jej śmierci uchwycony został w końcówce Death of Lewis ujmującą elegią, która niestety dosyć szybko ustępuje miejsca kolejnym topornym teksturom.

Melodyka determinowana jest przez dwa charakterne tematy mające potencjał skupić większość uwagi słuchacza. Najważniejszym będzie rzecz jasna marsz bitewny przypisany policyjnemu cyborgowi. Ciekawym jest fakt, że przez pierwsze dwadzieścia minut filmu Robocop w ogóle się nie pojawia na ekranie. Ale kiedy do pościgu pewnej furgonetki dołącza radiowóz z przyciemnionymi szybami, a w tle wybrzmiewa znajoma melodia – niczego więcej nie trzeba, by wzbudzić sympatię odbiorcy. I z takimi samymi wypiekami na twarzy chłonie się fragmenty utworu RoboCop in Pursuit / RoboCop Saves Lewis. Pierwszy, pełnokrwisty akcyjniak (kontynuowany segmentem Flame Job) dostarcza nam sporo emocji, ale to nie wszystko, na co stać Poledourisa. Więcej „funu” zapewnia dalsza część soundtracku, gdzie wybrzmiewają bardziej rozbudowane aranżacje. Do grona tych najbardziej „rzucających” się w ucho zaliczyć możemy Robo Torches Rehabs, Van Chase II lub dramatyczną ilustrację finałowej konfrontacji (Robo Flies / Rehabs Chase Marie i Sayonara McDaggit). Wszystkim tym brawurowym wynurzeniom tematycznym towarzyszą inne idiomy melodyczne przypisane antagonistom głównego bohatera. Dosyć oczywistym w wymowie jest motyw „resocjalsów” opary na rytmice marsza. Wojskowi najemnicy otrzymali tutaj dosyć klarowną wizytówkę, która kilka lat później rozwinięta zostanie do tematu przewodniego Żołnierzy kosmosu. A o walorach estetycznych rzeczonej melodii możemy się przekonać słuchając Rehab Raid. Niewątpliwie największym niuansem tej oprawy muzycznej jest temat Otomo. Zanurzona we wschodniej etnice, quasi-fanfara, ma tutaj największą moc sprawczą. Oto bowiem z jednej strony urozmaica treść, a z drugiej jest po prostu łatwo wpadającą w ucho melodią. Wszystkie te wyżej wymienione cechy zbiegają się w dosyć klarownym O.C.P. / Otomo / Otomo Exits. Troszkę bardziej awangardowa i ochoczo korzystająca z dobrodziejstw elektroniki jest ilustracja potyczki między robotami, wyrażona segmentem Robo vs. Otomo.



Przygodę soundtrackową kończy ilustracja napisów końcowych. Grupuje ona wybrane fragmenty partytury w schludnie zaprezentowaną suitę tematyczną. I ten niespełna ośmiominutowy utwór powie nam właściwie wszystko o kompozycji popełnionej przez Basila Poledourisa. Kompozycji czerpiącej pełnymi garściami ze wszystkiego, co wypracowane zostało na potrzeby pierwszej odsłony serii, aczkolwiek nie zamykającej się tylko i wyłącznie w obrębie znanych tematów. Robocop 3 daje coś więcej. Jest to praca bardziej intensywna i jeszcze szczelniej zapełniająca filmową przestrzeń. Niestety dzieje się to wszystko kosztem szeroko rozumianej autonomiczności. Słyszana na krążku ścieżka dźwiękowa nie jest bowiem tak nośnym i mocnym doświadczeniem, jakim był pierwszy Robocop. Czy jest zatem jakikolwiek powód, by sięgać po ten rozszerzony album? Myślę, że dla kolekcjonera i entuzjasty twórczości Poledourisa będzie to miły dodatek do ładnie prezentujących się na półce, soundtrackwoych specjałów. Bo jeżeli chodzi o treść, to wydany jeszcze w 1992 roku, trzydziestominutowy album, w zupełności wyczerpuje potencjał tej partytury.


Najnowsze recenzje

Komentarze