Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Blake Neely

Flash, the (season 2)

(2016)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 12-09-2016 r.

Telewizyjne remaki nie zawsze wiązać się muszą z destrukcyjnym żerowaniem na kultowej marce. Dowodem na umiejętne wstrzelenie się w komiksową tematykę jest podjęta w 2014 roku resuscytacja legendy Flasha – młodzieńca, który w wyniku pewnych wydarzeń obdarzony zostaje niesamowitymi zdolnościami. Serial, niczym superobohater o którym opowiada, z prędkością błyskawicy rozprawia się z kolejnymi tomami graficznej powieści, narzucając przy tym zawrotne tempo i nie dając powodu do nudy. Sukces pierwszego sezonu Flasha dał sposobność do skonsolidowania tego komiksowego uniwersum DC. Jednakże o ile w przypadku omawianego tu periodyku wszystko zagrało tak, jak powinno, to o kondycji pozostałych seriali (Arrow, DC’c Legends Of Tomorrow i Supergirl) można toczyć szerokie dyskusje. Summa summarum pomysł się sprzedał na tyle dobrze, aby stacja CW bez większych obaw mogła snuć plany na drugi sezon przygód sprintera. I choć entuzjazm nieco osłabł, a w fabularne trzewia wkradł się demon nieścisłości i banalnych zagrań, The Flash w dalszym ciągu stanowi sztandarowy produkt telewizyjnego uniwersum DC.



W kolejnych odsłonach przygód Barry’ego Allena nie mogło zabraknąć osoby, której śmiało możemy przypisać cząstkę sukcesu całego przedsięwzięcia. Kompozytor Blake Neely mimo dosyć ograniczonych środków i zawężenia przestrzeni pracy tylko do swojej stacji roboczej, udowodnił, że jest w stanie stworzyć polichromatyczną, pasjonującą oprawę muzyczną, która obok walorów funkcjonalnych pokrywa się również z estetycznymi oczekiwaniami miłośników muzyki filmowej. Pierwszy sezon Flasha był tego najlepszym przykładem. Uwagę przykuł przede wszystkim temat przewodni, który w dynamicznej pracy smyczków i pulsujących samplach genialnie podsumował moce Barry’ego, tzw. Speed Force. Na żywiołowej, łatwo wpadającej w ucho akcji Neely bynajmniej nie poprzestał. Sam główny bohater otrzymał aż trzy tematy oddające każdy aspekt jego życia: młodość, wrażliwość i heroizm. Mało tego. Każda kolejna postać (bez względu na to, po której stronie barykady stała) mogła liczyć na analogiczne odzwierciedlenie w palecie tematycznej. A gdy dodamy do tego crossover z pozostałymi tworami tzw. „arrowverse”, wtedy muzyka faktycznie wyrasta na jeden z najmocniejszych produktów serialu.



Drugi sezon niejako zintensyfikował te doznania stawiając przed nami niezliczoną ilość wątków i postaci wołających o należne odzwierciedlenie w sferze tematycznej. Co więcej, pojawiła się również okazja do wyprowadzenia kolejnego periodyku pod tytułem Legends of Tomorrow. Zaaplikowana do drugiego sezonu Flasha, kanonada nowych tematów, przysłoniła tym samym chyba najpoważniejszy mankament ścieżki dźwiękowej Blake’a – względnej bezradności w rozwijaniu wyprowadzonych już wcześniej idiomów. Patrząc na cały ten panteon melodii aż chciałoby się, aby w rękach Nelly’ego były czymś więcej aniżeli zabawkami, z których można tworzyć monumentalne, robiące wrażenie konstrukcje. Artystyczną miałkość podejmowanych w drugim sezonie tekstur tłumaczyć może ogrom obowiązków spoczywających na autorze ilustracji. Mało wspomnieć, że ma na głowie wszystkie seriale z kanonu DC, to jeszcze nie omieszka udzielać się przy innych, nie mniej wymagających projektach. Daleki byłbym jednak od krytykowania owocu pracy Amerykanina. Gdy bowiem weźmiemy pod uwagę samą kwestię funkcjonalności, to trudno doszukać się tu jakichkolwiek mankamentów. Recepta stylistyczna na ten dosyć nierówny periodyk w sprzężeniu z dużą wrażliwością na prowadzoną przez CW dziecinną narrację, zaowocowało bardzo efektywną ilustracją. Ścieżką dźwiękową nie tylko spełniającą swoje podstawowe funkcje, ale i zwracającą uwagę odbiorcy.

I chyba właśnie dlatego tak dużą popularnością cieszyły się soundtracki wydane na kanwie sukcesu pierwszego sezonu Flasha. O dwóch takich wydawnictwach pisaliśmy już na portalu FilmMusic.pl i w konkursie porównawczym zdecydowanie lepiej uplasował się krótki, ale treściwy e-soundtrack do crossovera Thee Flash vs. Arrow. Dwupłytowe rozszerzenie od La-Li stanowiło już solidną barierę nie do przekroczenia dla przypadkowego odbiorcy. Wyciągając niejako lekcję z tych błędów, przy okazji konstruowania soundtracku do drugiego sezonu, wytwórnia La-La Land Recods postawiła na bardziej skondensowany sposób prezentacji. Na wypełnionym po brzegi krążku znalazły się więc highlighty z 23-odcinkowego sezonu, w tym również z podejmowanych kilkakrotnie crossoverów. Efekt jest bardziej niż zadowalający, aczkolwiek…



Docenienie tego albumu nie przychodzi wcale tak łatwo. O wiele szybciej upora się z tym widz, który nie tylko śledzi losy Barry’ego Allena, ale i rozeznaje się w całym telewizyjnym uniwersum Domu Pomysłów. Nie ma jednak żadnych przeszkód, aby w krążku od La-Li rozmiłował się również przypadkowy odbiorca. Jakże bowiem można przejść obojętnie wobec iście zimmerowskiej introdukcji w How It Ended / Reluctant Hero nie tylko eksponującej główną tematykę serii, ale i ubierającą ją w niespotykane do tej pory, dramaturgiczne szaty. Emocjonalny wstęp świetnie sobie radzi z opisywaniem pustki po stracie Ediego w finale poprzedniej serii. I już w tym miejscu można odnieść wrażenie, że album z muzyką do drugiego sezonu powielał będzie grzechy swojego poprzednika uderzając w zbyt ckliwą lirykę. Fakt, utworów dokopujących się do sfery emocjonalnej tu nie brakuje, czego przykładem jest melancholijny, fortepianowy Joe Tells Iris the Truth About Her Mother lub cieplejszy w wymowie Henry Released. W serialu dzieje się jednak tyle, że niemożliwością byłoby zbyt dużo uwagi poświęcać jakiejś problematyce. Jest to zarówno zaletą jak i największą wadą soundtracku, który niejako po macoszemu traktuje wybrane epizody. Ale tylko dzięki restrykcyjnej selekcji możemy dosyć sprawnie prześlizgnąć się po całej palecie tematycznej. A takowa jest dosyć obszerna.



Motorem napędzającym wydarzenia w drugim sezonie jest odkrycie wyłomu pozwalającego na przenikanie do równoległych światów. Znamienna jest więc scena, w której profesor Stein tłumaczy związane z tym zawiłości (Stein Explains a Multiverse). To właśnie z tzw. „Zemi 2” przybywa nowy, groźny przeciwnik Flasha – Zoom. Fakt, beznadziejnym jest on naczyniem w rękach scenarzystów, ale nie można mu odmówić efektownej „stylówy”. W kwestiach muzycznych oscylujemy natomiast w granicach tego, co Neely stworzył w poprzednim sezonie na potrzeby Reverse Flasha. Mamy więc dynamiczne smyczki w otoczeniu bardziej złowieszczych, pulsujących sampli i rozciągłych fraz na dęciaki. Przearanżowana w ten sposób melodia staje się ociężałą, nie stroniącą od licznych dysonansów, mroczną fanfarą, która dowolnie przyspiesza i zwalnia tempo. Pierwsze struktury rodzącego się powoli tematu możemy usłyszeć w scenie, gdzie przybyły z „Ziemi 2” Jay Garrick opowiada o groźnym przeciwniku (Jay Garrick Warns of a Man Called Zoom). W pełni wybrzmiewa natomiast w końcówce The Face of Your Hero. Ciekawie prezentuje się również sprzężenie tego motywu z tematem Flasha w finale sezonu. Systematycznie podkręcane tempo prowadzi nas do szalonego crescenda w The Race of His Life.

Zoom nie jest bynajmniej jedynym łotrem, który determinuje wzmożoną aktywność dynamicznych, wypełnionych elektroniką, utworów akcji. Przez wyłom łączący dwa równoległe światy przenika wiele różnego rodzaju stworów i „metaludzi”, najczęściej będących lustrzanym odbiciem pokonanych wrogów Flasha. W tym przypadku kompozytor mógł ograniczyć się do nanoszenia odpowiednich poprawek, skupiając się na aranżach muzycznej akcji. Punktem centralnym w dalszym ciągu jest motyw tytułowego bohatera, wokół którego nawarstwiane są pewne melodyczne smaczki. I jest tak chociażby w przypadku Grodd Into the Breach czy Hunting and Electrifying King Shark. W jednym z odcinków powraca również Revesre Flash, który w segmencie Sending Reverse Flash Back pozwala nam przypomnieć sobie znajome, pulsujące sample. Swoistego rodzaju ciekawostką jest także fragment Let It Snow Villains, w którym wykorzystano zbiorczy motyw „metaludzi” przy opisywaniu Killer Frost – alter-ego Catlin Snow.



Jeżeli miałbym wskazać absolutny hit ścieżki dźwiękowej do drugiego sezonu The Flash, to byłyby to ilustracja odcinka przedstawiającego bohaterów nowego serialu CW – Legends of Tomorrow. Zanim jeszcze na planie tego periodyku padł pierwszy klaps, Blake Neely postawiony został przed nie lada wyzwaniem. Przed koniecznością stworzenia całej gamy tematów odnoszących się zarówno do heroizmu nowych bohaterów, jak i grozy emanującej od sztandarowego antagonisty, Vandala Savage’a. Jako siejący postrach złoczyńca, stawiany jest w centrum uwagi, co idealnie podkreśla apokaliptycznie brzmiący, chóralny temat w Vandal Savage Arrives. Zapowiedź tego, co kształtowało będzie architekturę ścieżki dźwiękowej Legends poznajemy w krótkim, ale jakże efektownym utworze Who Is Kendra? / Hawkman Cometh. Jakże spektakularnie prezentuje się to w Savage Attack, gdzie wiejące grozą frazy zestawione są z rytmicznymi samplami racjonalizującymi obecność Flasha! Pozbawiony tej cząstki, ale w pełni ukształtowany motyw przewodni dziewiątki bohaterów wybrzmiewa natomiast w końcówce A Legend Is Born.

Czytając tę litanię zachwytów można założyć, że mamy do czynienia z wysokiej jakości produktem dedykowanym nie tylko wiernym fanom serialu. Na pewno omawiany tu score wygrywa konkurencję z dwupłytowym soundtrackiem do pierwszego sezonu. Ale czy wyrwany z kontekstu zlepek utworów stanowi łakomy kąsek dla przypadkowego odbiorcy? Zasadniczym problemem nie będzie tutaj brak jakiejkolwiek narracji, a stylistyczny obszar po jakim porusza się Neely. Jako wierny uczeń Hansa Zimmera zdradza określony sposób interpretowania filmowej rzeczywistości, co ostatecznie rzutuje na tematykę, wykonawstwo i każdy odcień stylistyczny pracy. Dodatkowych trudności dostarczają ograniczenia techniczne zamykające całe słuchowisko w obrębie samplowanej orkiestry i równie syntetycznego chóru. O ile zatem smyczki i perkusjonalia brzmią całkiem znośnie, to wszystkie aranże na instrumenty dęte blaszane rażą swoją sztucznością. Jeżeli więc jesteś w stanie przetrawić te mankamenty, to myślę, że całkiem miło spędzisz 78 minut przy soundtracku do drugiego sezonu Flasha.

Inne recenzje z serii:

  • The Flash (season 1)
  • The Flash vs. Arrow
  • DC’s Legends of Tomorrow
  • Supergirl
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze