Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Popol Vuh

Cobra Verde

(1987)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 23-07-2016 r.

Pomimo tego, że Cobra Verde zaliczane jest często do najsłabszych dzieł Wernera Herzoga powstałych w latach 70. i 80, to jednak jest to film z pewnych względów bardzo ważny dla niemieckiego reżysera. To właśnie na tym obrazie zakończyła się jego współpraca z tyleż genialnym, co kontrowersyjnym aktorem Klausem Kinskim, którego role z Nosferatu – Wampir, czy Fitzcarraldo przeszły do historii kinematografii. Jego specyficzna ekspresja wraz z charakterystyczną fizjonomią doskonale korespondowała ze stylem Herzoga, który w swoich produkcjach nierzadko stawiał na ukazanie niezwykłości głównego bohatera. Nie inaczej jest z Cobra Verde, gdzie Kinski po raz kolejny dał popis aktorstwa. Ekscentryk przyczynił się jednak także do artystycznego niepowodzenia produkcji Herzoga. Otóż przez swoje fanaberie opuścił plan, zanim zdjęcia zostały ukończone, pozostawiając w ten sposób ekipę realizatorską z niedokończonym materiałem (co poniekąd wyjaśnia rzucającą się w oczy chaotyczność montażową i fabularną filmu). Cobra Verde to także ostatni projekt Herzoga, do którego muzykę stworzył zespół Popol Vuh z Florianem Fricke na czele.

Fabuła filmu luźno bazuje na książce Wicekról Ouidah angielskiego podróżnika Bruce’a Chatwina. Początek XXI wieku, Manuel Francisco da Silva popełnia morderstwo, po czym ucieka do Bahii, gdzie pod pseudonim Cobra Verde (co oznacza „zielony wąż”) zatrudnia się jako dozorca na plantacji trzciny cukrowej. Jej właściciel, Don Octavio Coutinha, ma jednak inne plany co do Da Silvy. Wysyła go do Dahomeyu w Zachodniej Afryce z ryzykownym zadaniem zdobycia niewolników. Tam też wkrótce staje się wicekrólem jednego z miejscowych państewek. Jak nie trudno się domyślić, miejsce akcji filmu Herzoga rzutowało na kształt ścieżki dźwiękowej.

Album otwiera Der Tod Des Cobra Verde, wspaniała, niezwykła klimatyczna pieśń o pseudo afrykańskim zabarwieniu. Specyficzny, eteryczny chór tworzy doprawdy mistyczną kompozycję. Miłośnicy Popol Vuha zapewne bez trudności wyłapią podobieństwa z poprzednimi pracami studyjnymi zespołu (Sei still, wisse ich Bin, Spirit of Peace), niemniej jest to na pewno jeden z najlepszych wokalnych utworów grupy Frickego. Jest to też z pewnością najciekawsza pozycja na omawianej ścieżce dźwiękowej. Szkoda jednak, że usłyszymy ją w pełnej okazałości dopiero w ostatniej scenie filmu.

Płyta zwraca na siebie uwagę wykorzystywaniem syntezatorów, praktycznie w ogóle nie używanych w tamtym okresie przez członków Popol Vuha. Co prawda ich pierwsze albumy bazowały głównie na elektronicznych eksperymentach, by wspomnieć tu chociażby kultowe Aguirre, gniew boży, lecz z czasem Fricke doszedł do wniosku, że instrumenty te nie posiadają w sobie dostatecznej głębi. po czym sprzedał swój sprzęt Klausowi Schulze. Tak też ponowne sięgnięcie po syntezatory jest zjawiskiem dość intrygującym; można to zresztą uznać za zapowiedź ponownego zwrócenia się przez Frickego w stronę muzyki elektronicznej w latach 90. Co by nie powiedzieć, w swoich przyszłych pracach Niemiec korzystał z syntezatorów bardzo odważnie, podczas gdy na potrzeby Cobra Verde ograniczył ich rolę przede wszystkim do tworzenia szarych, chłodnawych i atmosferycznych tekstur. Nie jest to zresztą kaliber genialnego, ambientowego tematu przewodniego z przywołanego wyżej Aguirre, gniew boży. Tym samym utwory te spodobają się szczególnie fanom snującej się elektroniki, aczkolwiek statystyczny miłośnik filmówki zapewne przejdzie obok nich z zupełną obojętnością.

Podobnie, jak w przypadku kilku poprzednich obrazów Herzoga, i tym razem sięgnięto po starsze utwory Popol Vuha. Zamieszczone na płycie Grab Der Mutter to tak naprawdę fragment Song of the Earth z wydanego w 1985 roku albumu Spirit of Peace. Podobnież Sieh Nicht Uberm Meer Ist’s to nic innego, jak część Las Loss z siedem lat starszego od Cobra Verde krążka Sei still, wisse ich bin. Jakkolwiek obydwie kompozycje to kawał dobrego, klimatycznego grania. Niestety ich potencjał nie zostaje wykorzystany w produkcji Herzoga, tak jak zresztą pozostałych kawałków. Większość zaprezentowanej na soundtracku muzyki ginie bowiem zupełnie w filmowych kadrach, lub w ogóle się w nich nie pojawia.

Bardzo zbliżony do Grab Der Mutter jest również najdłuższy utwór na płycie, nastrojowe i kontemplacyjne Hab Mut, Bis Daß Die Nacht Mit Ruh’ Und Stille Kommt. Fricke upraszcza do trzech nut motyw wyśpiewywany przez chór, uwypuklając jednocześnie brzmienie innych instrumentów, gitar elektrycznych, fortepianu i perkusji. W ten sposób tworzy kompozycję bardzo zbliżoną stylistycznie do tego, co możemy znaleźć na albumach studyjnych zespołu. A skoro już o długaśnych ścieżkach mowa, to na krążek trafiła również muzyka źródłowa, Die Singenden Madchen Von Ho, Ziavi. Jest to przyjemna pieśń wykonywana przez dziewczęcy chórek, aczkolwiek ze względu na wyraźne nawiązania do afrykańskiego folkloru raczej nie każdy odbiorca będzie czerpał przyjemność z jej odsłuchu.

Soundtrack Popol Vuha wydaje się być taki sam, jak film, do którego powstał – nierówny. Płyta bez dwóch zdań ma ciekawe momenty, jest niedługa, a także posiada charakterystyczną dla zespołu Frickego, mistyczną atmosferę. Niestety albumowi brakuje jakiejś idei przewodniej, niektóre utwory nie są zbytnio interesujące, inne brzmią bardzo hermetycznie, a ponadto muzycy nie wychylają się tutaj ponad wypracowany przez siebie styl. Co prawda Popol Vuh przyzwyczaił wszystkich, że ich soundtracki rządzą się własnymi prawami, niemniej ciężko ten album polecić szerszemu gronu miłośników filmówki. Generalnie rzecz biorąc, warto zwrócić uwagę na świetne Der Tod Des Cobra Verde i ewentualnie Grab der Mutter. Natomiast reszta materiału powinna się znaleźć na celowniku przede wszystkim fanów Popol Vuha.

Inne recenzje z serii:

  • Aquirre, gniew boży
  • Szklane serce
  • Nosferatu – wampir
  • Fitzcarraldo
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze