Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Shiro Sagisu

Shin Seiki Evangerion (Neon Genesis Evangelion)

(1995/1996)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 09-07-2016 r.

Jest rok 2014. Minęło kilkanaście lat od globalnej apokalipsy. Powoli odradzająca się rasa ludzka musi jednak stanąć przed nowym wyzwaniem – Ziemię zaczynają atakować gigantyczne bestie, tzw. „anioły”, które są odporne na konwencjonalną broń. Aby nawiązać z nimi równorzędną walkę, naukowcy z organizacji NERV konstruują Evangeliony – wielkie, humanoidalne roboty bojowe. Wkrótce zostaje wybrana trójka dzieci, która ma zasiąść za sterami maszyn.

Tak przedstawia się fabuła powstałego w latach 1995-1996 anime Neon Genesis Evangelion. Licząca 26 odcinków seria spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem widowni (czego dowodem są chociażby powstałe na jej podstawie pełnometrażowe filmy), która nie tylko uznała produkcję za godnego reprezentanta gatunku mecha, ale także doceniła jej niebanalną płaszczyznę psychologiczną. Neon Genesis Evangelion okazał się trampoliną do sławy dla swojego twórcy, Hideakiego Anno, który wcześniej zasłużył się jako jeden z animatorów Hayao Miyazakiego (to właśnie on odpowiadał za imponującą sekwencję ożywienia Bożego Wojownika w Nausicee z Doliny Wiatru).

Jednak nie tylko Anno wypłynął na szerokie wody dzięki Neon Genesis Evangelion. To samo możemy powiedzieć o autorze ścieżki dźwiękowej, Shiro Sagisu, którego muzyka stała się nieodłącznym elementem franczyzy. Dotychczas był bowiem niezbyt kojarzonym szerzej kompozytorem pracującym na rzecz telewizji (m.in. inne mecha, chociażby Mobile Suit Gundam, a także poprzedni projekt Anno, serial Nadia: The Secret of Blue Water). W niniejszym tekście przyjrzymy się oficjalnemu soundtrackowi złożonemu z trzech woluminów.

Na zawartość tych albumów składa się większość muzyki skomponowanej do serialu przez Sagisu, a także kilka piosenek, w tym przewodnia, Fly me to the Moon, autorstwa Barta Howarda (1915-2004). W materiale Japończyka rzuca się w uszy przede wszystkim różnorodność – znajdziemy tu utwory zarówno symfoniczne, rockowe, jazzowe, jak i elektroniczne. Ba, zdarzają się nawet pojedyncze odniesienia do muzyki country, a także ścieżek dźwiękowych z westernów. Natomiast będące w mniejszość piosenki oscylują głównie wokół pop-rockowych, ewentualnie jazzowych, stylizacji. Jak zatem widać, na trwających łącznie ponad 3 godziny krążkach znajdziemy wiele rozmaitych gatunkowo kompozycji.

Sagisu przygotował kilka wyróżniających się tematów, choć żadnego z nich nie można raczej określić „przewodnim”. Jakkolwiek należałoby podkreślić obecność motywu Rei, czternastoletniej pilotki jednego z Evangelionów. Jest to prosta, urocza, lecz jednocześnie nieco tajemnicza melodia, która sprawnie odzwierciedla tę aspołeczną bohaterkę. Drugi chwytliwy temat, być może dla wielu najlepszy, znajdziemy na drugim woluminie w kawałku Thanatos. Tym razem słyszymy piękne i odrobinę nostalgiczne partie wiolonczeli oraz cudne solówki na skrzypcach (przywołujące na myśl styl Joe Hisaishiego). W drugiej połowie ścieżki następuje jednak muzyczny zwrot akcji, albowiem Japończyk wprowadza efektowny, trochę jazzujący motyw na flet i sekcję smyczkową, podparty pracą perkusji. Thanatos jest prawdopodobnie najbardziej reprezentacyjnym utworem omawianego dzieła – bywa zresztą chętnie wykonywany na koncertach. Bazę tematyczną uzupełnia też kilka motywów akcji, z których najlepiej prezentuje się melodia z Decisive Battle. W tej materii zresztą Sagisu doskonale posługuje się orkiestrowo-rockowymi środkami wyrazu (zwłaszcza sekcja dęta i gitary elektryczne), tworząc za ich pomocą żywiołowe i nierzadko przebojowe tracki.

Niestety, jak to często bywa w przypadku tego rodzaju obfitych w muzykę edycji, nie wszystko jest idealne. Różne gatunkowo kompozycje nie zawsze się ze sobą kleją, do piosenek (do których jeszcze nawiążę) można mieć ambiwalentny stosunek, a ponadto repetycja opisywanych wcześniej motywów niekoniecznie musi być gwarantem ciekawych doznań. Zwłaszcza trzeci wolumin nie mam zbyt wiele nowego do zaoferowania (nie licząc świetnych Infantile Dependence, Adult Dependency i Background Music III).

Jak zdążyłem wcześniej napomknąć, na płyty trafiły również piosenki. Jeśli ktoś nie czuje się emocjonalnie związany z serialem Anno, to raczej większość z nich nie spotka się z jakimiś szczególnie przychylnymi opiniami. Nie są to złe utwory, lecz w większości przypadków zwyczajnie przeciętnie i nie wychylające się poza ramy brzmieniowe typowe dla popu, rocka i jazzu. Najatrakcyjniej prezentuje się na pewno liryczne Fly Me to the Moon. Nie jest to jednak oryginalny utwór stworzony na potrzeby Neon Genesis Evangelion. Został on bowiem skomponowany przez jazzowego kompozytora Barta Howarda w 1954 roku. Decydenci ze Starchild Records potrafią go nam niestety skutecznie obrzydzić, prezentując Fly Me To the Moon łącznie w kilkunastu wersjach.

Myślę, że gdyby zebrać najciekawszy materiał z opisywanych trzech albumów, to moglibyśmy stworzyć doprawdy fajne słuchowisko (pewną alternatywą może być dwupłytowe Symphonic Evangelion, ale to już zagadnienie na inny tekst). A tak to musimy się niestety mierzyć z przepastnym materiałem, w którym znajdziemy zarówno te bardzo dobre, jak i tylko solidne utwory (nie wspominając już o piosenkach, trochę jednak psujących odbiór całości). Taka forma prezentacji pewnie nie będzie przeszkadzać fanom serialu, ale sądzę, że statystyczny miłośnik filmówki może się czuć nieco przytłoczony ilością muzyki. Nie sposób jednak nie docenić trudu włożonego w stworzenie tej ścieżki dźwiękowej, która punktuje eklektyzmem, niezłymi tematami i sprawnym oddziaływaniem w serialowych realiach.

Inne recenzje z serii:

  • The End of Evangelion
  • Evangelion: 1.0 You Are (Not) Alone
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze