Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Mononoke Hime (Księżniczka Mononoke) – image album

(1996)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 29-05-2016 r.

Chyba nie ma takiego miłośnika muzyki filmowej, który byłby w stanie zaprzeczyć, że dyskografia Joe Hisaishiego obfituje w świetne, warte uwagi soundtracki. I właśnie z powodu jakże bogatego dorobku Japończyka, wybór tej najciekawszej pracy jest dość trudny. Jedni wskażą ścieżkę dźwiękową z któregoś filmu Kitano lub Miyazakiego, inni być może wybiorą jedną z płyt studyjnych. Jakkolwiek można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że najczęściej wytypowana będzie kultowa już Księżniczka Mononoke. Partyturę tą cechował rozmach, przepych brzmieniowy oraz przebogata warstwa tematyczna z kapitalnym Legend of Ashitaka na czele – trudno się więc dziwić, że trafiła ona w gust większości odbiorców.

Image album, który będzie przedmiotem niniejszej recenzji, pojawił się na rynku aż na rok przed ukazaniem się filmu Miyazakiego, podczas gdy pozostałe tego rodzaju wydawnictwa trafiały na półki sklepowe na około trzy miesiące przed wejściem obrazu na ekrany. Wynika to z tego, że Miyazaki, niezadowolony w pełni z powstającej produkcji, postanowił poprawić ponad 80000 ze 144000 klatek, co oczywiście musiało przesunąć datę premiery. Hisaishi nie czekał jednak z wydaniem ukończonego już krążka. I tak też Japończyk wystawił cierpliwość swoich fanów na niełatwą próbę, albowiem wszyscy oni musieli poczekać kolejne 12 miesięcy, aby usłyszeć finalną ścieżkę dźwiękową. A tymczasem image album zwiastował, że to będzie „coś wielkiego”.

Hisaishi i Miyazaki doskonale wiedzieli, że epicka opowieść z gatunku fantasy potrzebuje potężnej muzyki. Jednak z racji ograniczonego budżetu przeznaczonego na nagranie tego albumu, mocy czystego, symfonicznego brzmienia nie będzie nam dane tutaj usłyszeć. Mimo to utwory prezentują się bardzo okazale, maestro zachowuje odpowiedni balans pomiędzy „żywymi” instrumentami, a syntezatorami. Oczywiście w porównaniu do aranży tych samych motywów ze ścieżki dźwiękowej, czy wydania Symphonic Suite, te z rzeczonej płyty wydają się brzmieć trochę słabiej. Mając jednak na uwadze z jak świetnymi tematami mamy do czynienia, to czasem po prostu fajnie się zanurzyć w ich nieco bardziej surowe wersje.

Na album trafiło 10 utworów, które w większości zawierają dobrze znane nam z filmu melodie. I tak też usłyszymy motywy Ashitaki, księżniczki Mononoke, demonów, duszków Kodamas, czy pani Eboshi. Naturalnie łatwo znajdziemy kilka różnic, głównie stricte aranżacyjnych, tak jak chociażby użycie syntezatorów i erhu w Ashitaka Sekki, czy też samplowane, zwierzęce okrzyki w Tatari Gami. Warto też zwrócić uwagę, że piosenkę Mononoke Hime wykonuje córka Hisaishiego, Mai Fujisawa (na ostatecznej ścieżce dźwiękowej temat ten wykonał kontratenor Yoshikazu Mera). Ponadto na omawianym krążku uświadczymy więcej orientalizmów (głównie w warstwie instrumentacyjnej), niż na soundtracku.

Jak to zazwyczaj bywa w przypadku image albumów, nie wszystkie tematy trafiły do filmu Miyazakiego. Jedną z takowych idei muzycznych znajdziemy w humorystycznej kompozycji Yakkuru, która została napisana dla jelenia Yakula. W obrazie nie znalazł się również motyw akcji z Inugami Moro no Kimi, utworu skomponowanego tym razem dla Moro, wielkiej wilczycy, która wychowała księżniczkę Mononoke. Z kolei z niektórych kawałków Hisaishi korzysta tylko połowicznie. Jednym z nich jest Eboshi Gozen – pojawiająca się tam melodia na potrzeby produkcji została znacznie skrócona. To samo tyczy się również ścieżki Ushinawareta Tami. Jest ona zbudowana z dwóch zasadniczych motywów. Pierwszy z nich, grany przez erhu, stał się później pieśnią Tatara Women Work Song. Natomiast drugi może stanowić pewne zaskoczenie dla odbiorców, albowiem Hisaishi sięga tutaj do celtyckiej stylistyki. W ten sposób Japończyk dokonuje w rzeczonym kawałku fuzji europejskiego folkloru ze wschodnioazjatyckim.

Mając do dyspozycji tak wspaniałe tematy, po prostu nie dało się nie stworzyć świetnego, pasjonującego słuchowiska. Stosunkowo niewielkim problemem wydaje się jedynie pewna archaiczność syntezatorowych brzmień, czy też wspomniana surowość niektórych fragmentów. Dlatego też mając na rynku dostępny oficjalny soundtrack oraz Princess Mononoke Symphonic Suite, image album jawi się głównie jako intrygująca ciekawostka i dodatek do znakomitego muzycznego świata stworzonego dla Miyazakiego. Nie możemy jednak zapominać, że to właśnie tutaj, na rok przed premierą filmu, po raz pierwszy ujrzało światło dzienne muzyczne bogactwo Księżniczki Mononoke.

Inne recenzje z serii:

  • Księżniczka Mononoke (soundtrack)
  • Księżniczka Mononoke (symphony)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze