Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jessica Curry

Everybody’s Gone To The Rapture

(2015)
5,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 26-01-2016 r.

I piąty anioł zatrąbił: i ujrzałem gwiazdę, która z nieba spadła na ziemię,
i dano jej klucz od studni Czeluści. I otworzyła studnię Czeluści,
a dym się uniósł ze studni jak dym z wielkiego pieca,
i od dymu studni zaćmiło się słońce i powietrze.
. (Ap 9,1-2)

Myśląc o końcu świata przychodzą nam na myśl fantastyczne biblijne wizje z decydującą walką dobra ze złem, z Apokalipsy Według Świętego Jana. Czy też kosmiczne katastrofy z kolizją z wielkim meteorytem, czy też spaleniem przez wygasające słońce. Nie wspominając o nuklearnej zagładzie, czy też jakże ostatnio popularnej pladze zombie. Tak można wymieniać najokrutniejsze, najstraszniejsze i najczarniejsze wizje bez końca. Wszystko co im towarzyszy to strach i krzyk. Ale kto powiedział, że apokalipsa nie może być cicha i spokojna?

Nietypowa gra przygodowa Everybody’s Gone To The Rapture opisuje właśnie taką, wręcz wyciszającą wizję końca świata. Stoi za nią niezależne brytyjskie studio The Chinese Room, odpowiedzialne za również oryginalną grę Dear Esther. Właściwie Everybody’s Gone To The Rapture to duchowy następca Dear Esther oferując jednak znacznie bardziej rozbudowaną rozgrywkę. Przy czym czy można tutaj mówić w ogóle o jakiejkolwiek „rozgrywce”? Znowu mamy do czynienia z eksploracją, w pierwszej osobie, stworzonego wirtualnego świata. A jest on jak na apokalipsę dość niecodzienny. Cała akcja dzieje się w niewielkiej brytyjskiej wiosce na terenie hrabstwa Shropshire. Jako gracze posiadamy wolną rękę na eksplorację terenu i to od nas zależy jak spędzimy te ostatnie chwile naszego życia.

I choć nie jest to rozgrywka bez wad, to jednak trudno jej, podobnie jak w przypadku Dear Esther odmówić ambicji i artyzmu. Właściwie podczas gry, trudno pohamować emocje i nie zawaham się powiedzieć, że leży to głównie w niezwykle przejmującej i pięknej ścieżce dźwiękowej. To ona czyni ten świat i to dla niej chce się grać i przeżywać ten ostatni dzień po raz kolejny i kolejny i kolejny… Ta muzyka nie tylko współtworzy tę grę, ale właściwie to gra się na niej opiera. Bez niej ta jakże inna rozgrywka nie miałaby już takiej siły oddziaływania. Nie zawaham się nawet stwierdzić, że większość emocji jak nie 80% jakie dostarcza nam ta gra, płynie ze ścieżki dźwiękowej jaką skomponowała Jessica Curry.

Angielska kompozytorka jest również współzałożycielką The Chinese Room i nie jest to pierwszy raz kiedy błyszczy swoją wszechstronnością. Już na potrzeby wspomnianego Dear Esther skomponowała piękny, chwytający za serce score, który doskonale oddziaływał w grze. I choć może to wydawać się niemożliwe, to jednak w przypadku Everybody’s Gone To The Rapture udało jej się przeskoczyć wysoko zawieszoną przez samą siebie poprzeczkę. Podobnie jak Dear Esther mamy do czynienia z piękną, nastrojową muzyką, ale jeszcze dojrzalszą i nie wyłącznie współgrającą z grą, ale ją kreującą.
Na jej tworzeniem spędziła prawie 3 lata i słychać całą włożoną pracę w ten niezwykły soundtrack. Chociaż i tutaj można się zastanawiać na ile jeszcze mamy do czynienia z ilustracją pod obraz, a na ile z klasyczną kompozycją, która mogłaby się odnaleźć na niejednym koncercie, albo lepiej w niejednym kościele (najlepiej anglikańskim)?

W samej grze ukazanie apokalipsy na przykładzie idealistycznej angielskiej wioski może mocno się kojarzyć z twórczością takich „wyspiarskich” pisarzy science fiction jak John Wyndham, czy Samuel Youd (piszący pod pseudonimem John Christopher). Tak też i w sferze muzycznej od razu słychać inspiracje „wyspiarzami” Edwardem Elgarem i Ralphem Vaughanem Wiliamsem, o których zresztą kompozytorka otwarcie mówi. Ich dzieła uważane są za jedne z najważniejszych brytyjskich utworów symfonicznych. W tym właśnie tradycyjnym kierunku postanowiła podążyć Jessica Curry. Sam Ralph Vaughan Williams poza tworzeniem symfonii, utworów orkiestrowych i chóralnych, badał także muzykę ludową. Everybody’s Gone To The Rapture doskonale wpisuje się w tę tradycję i doskonale oddaje brytyjską wieś z tradycyjnymi „upadającymi” domkami, pubami, lasami liściastymi i polanami. Badając ją i słysząc tę muzykę, przepełnioną pewnym romantyzmem, ale i tęsknotą można znaleźć odniesienia do Enigma Variations wspomnianego Edwarda Elgara jak i Lark Ascending równie wspomnianego Ralpha Vaughana Williamsa. Oba klasyczne utwory są nierozerwalnie związane z angielską wsią i to samo możemy powiedzieć o muzyce Curry.

Najważniejszym elementami tworzącymi ten soundtrack jak i ten świat, są przepiękne partie wokalne. Właściwie to chórem i pieśniami ta praca stoi. Dlatego też Jessica Curry zaprosiła do współpracy profesjonalnych chórzystów z Metro Voices i London Voices, jak i Elin Manahan Thomas, która śpiewa wszystkie piosenki. Przy czym słowo „piosenki” może, ale nie powinno się kojarzyć z muzyką popularną. Orkiestra w połączeniu z chórem i wręcz anielskim śpiewem Elin Manahan Thomas tworzy niezwykłe muzyczne doznania. Trudno przy tym nie odczuć sakralnego charakteru całej ścieżki dźwiękowej, który ze względu na mającą miejsce w grze apokalipsę jest jak najbardziej zrozumiały. Nie zostaniemy tu jednak uraczeni dźwiękiem tysiąca milionów puzonów i krzykiem potępionych, mających symbolizować koniec świata. Wręcz przeciwnie jest to muzyka wyciszająca, a może wręcz uspokajająca przed tym co nieuniknione.

Nieraz kompozytorzy wykorzystując chór sięgają po teksty pisane w łacinie, czy innych „martwych” językach. I nieraz śpiewane przez chór słowa, w tłumaczeniu nijak mają się do tego co widzimy na ekranie, czy po prostu nie mają sensu. Ale za to wielokrotnie brzmią po prostu wspaniale! Jessica Curry nie mogła sobie jednak na coś takiego pozwolić. W przypadku Everybody’s Gone To The Rapture nie tylko sama obecność chóru i piosenek, które nadają wspomniany religijny charakter, jest ważna. Liczy się także treść tych śpiewanych partii, które w tradycji kościoła anglikańskiego wykonywane są naturalnie w języku ojczystym. A skoro rozgrywka ma miejsce w najbardziej angielskiej wsi, jaką można byłoby sobie wyobrazić to i chór i piosenki brzmią jak z tamtejszego kościoła.

Każdy pojedynczy śpiewany utwór ma nam coś do powiedzenia. Jessica Curry razem Danem Pichbeckiem innym członkiem The Chinese Room tak napisali słowa owych kawałków, aby zawierały ważne informacje. Są to nieraz sekrety, wskazówki, warstwy historii, jak chociażby w Carry Me Back to Her Arms. Są to też opowieści o mieszkańcach, kim byli i co się z nimi stało, jak dla przykładu w Clouds and Starlight. Tym samym grając, dzięki tej muzyce jesteśmy w stanie zrozumieć w pełni tę grę. A i z drugiej strony słuchając wyłącznie tego soundtrack (i znając oczywiście język angielski) można zanurzyć i starać się zrozumieć tę apokalipsę. Ten album sam w sobie tworzy zamkniętą historię, ze śpiewanym początkiem i końcem. I choć każde pojawienie się tego score’u w grze wypada pięknie i emocjonalnie, to kto wie, czy nie błyszczy on jaśniej na samym krążku? W obrazie nie jesteśmy nim bombardowani na okrągło. Są momenty ciszy i w zależności jak sami eksplorujemy mapę, tak muzyka daje o sobie znać, przy czym czyni to za każdym razem z należytą ją elegancją. Jednak na samej płycie, lepiej odczuć jej płynność. Nie ma przestojów i możemy z nią płynąć od początku do końca. Szczególnie ta końcówka po przebyciu tej muzycznej podróży jest niezwykła i daje do myślenia. Wystarczy się tylko wsłuchać w ostanie słowa The Light We Cast śpiewane przez chór:

„Now everything has come to rest,

The end has come and I am not afriad.

We travel on towards a new beginning,

We slip away and we are unafraid”

Trudno o lepsze zakończenie końca końców. Zresztą jak ktoś jest zainteresowany to w książeczce do płyty znajdują się teksty wszystkich utworów. Naprawdę warto zwrócić na nie uwagę i czytać je wraz ze słuchaniem tego krążka. Można wtedy łatwo popaść w zadumę, ale też niestety melancholię. Gdyż jak piękna to jest muzyka, tak również przepełniona jest sporą ilością nostalgii i smutku (ponad godzinny album). Mamy tu do czynienia z motywem przemijania, śmiercią, jak i też odwiecznym pytaniem, co nas czeka po życiu? Wszystko to jest zawarte w tej ilustracji i subtelnie podane, za co należą się kompozytorce gratulacje. Jessica Curry stworzyła, nie tylko jeżeli chodzi o świat gier, niezwykłą oprawę muzyczną która nie powinna nikogo pozostawić obojętnym. Jest to muzyka napisana z sercem, rozumem i duszą, tym samym nie ma co się dziwi, że tak działa i wywołuje tyle emocji. Tak jest na albumie, jak i w grze, gdzie żadna sekunda tej muzyki nie zostaje zmarnowana i wszystko jest dokładnie podporządkowane tej jakże innej apokalipsie.

Najnowsze recenzje

Komentarze