Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Tenkū no shiro Rapyuta (Laputa – podniebny zamek) – symphony

(1986/1987)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 17-12-2015 r.

­

Fani twórczości Joe Hisaishiego mają szczęście. Nie dość, że płytoteka ich idola obejmuje zarówno muzykę filmową, jak i liczne albumy studyjne, to do tego większość jego renomowanych partytur z ­obrazów Hayao Miyazakiego doczekała się najprzeróżniejszych wydań. Możemy przecież znaleźć na rynku takie krążki, jak image albumy, elektroniczne hi-tech series, czy rozmaite single. Do tych cieszących się największą estymą wśród miłośników Hisaishiego ­należą oczywiście opracowania symfoniczne, które mogą, a wręcz powinny, stać się także targetem każdego słuchacza lubującego się w bogatym i wyrafinowanym brzmieniu orkiestry.

Pierwszym tego rodzaju albumem było Nausicaa of the Valley of Wind – Symphony, zawierające naturalnie muzykę ze słynnego filmu Miyazakiego. Sukces zarówno tego krążka, jak i produkcji spowodował, że Hisaishi ochoczo zabrał się do pracy nad zorkiestrowaniem ścieżki dźwiękowej z kolejnego filmu „japońskiego Disneya”, Laputy – podniebnego zamku. Jednak w przeciwieństwie do uprzednio wspomnianej edycji, omawiany materiał został nagrany już po premierze filmu. Płyta ujrzała bowiem światło dzienne na początku 1987 roku.

Kolejnym odstępstwem od Nausicaa of the Valley of Wind – Symphony są instrumentacje. W tym przypadku Hisaishi postanowił całkowicie zrezygnować z jakichkolwiek odniesień do muzycznej stylistyki lat 80. (syntezatory i popowa perkusja), całość materiału powierzając jedynie tokijskim filharmonikom. Myślę, że nie ma co się rozpisywać o wybornych orkiestracjach, z których Hisaishi jest przecież znany. Warto jednak przyjrzeć się konstrukcji albumu i poszczególnym aranżacjom.

Jako że muzyka została nagrana już po powstaniu właściwej ścieżki dźwiękowej, na album trafiły zarówno motywy skomponowane na etapie powstawania image albumu, jak i te, które zostały napisane specjalnie pod filmowe kadry. Pomimo obszernej bazy tematycznej, na płycie znajdziemy zaledwie osiem ścieżek. Z tego też względu formę suitową przyjmuje nie tylko sam album, ale też i poszczególne kompozycje. Takie ścieżki, jak Prologue, Walking in Midair, czy Gondoa – In Mother Arms składają się z dwóch lub nieraz trzech osobnych motywów. Przejścia pomiędzy nimi są bardzo płynne, przez co nie odnosi się wrażenia chaosu, a sam odsłuch mija w mgnieniu oka. Czasem szkoda, że każdemu z nich nie poświęcono osobnego utworu, lecz nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W ten sposób otrzymaliśmy bowiem zgrabnie skrojony, prawie 40-minutowy krążek, który wchodzi, mówiąc kolokwialnie, jak nóż w masło.

Oprócz orkiestracji Hisaishi zmienił gdzieniegdzie tempo i wprowadził inne kosmetyczne zmiany w poszczególnych aranżacjach. Przeobrażeniu uległ przede wszystkim temat przewodni. Japończyk nieco go spowolnił, w ten sposób dodając mu jeszcze więcej elegancji i dostojeństwa. Minusem w stosunku do soundtracku jest natomiast brak chóru, który w absolutnie poruszający sposób intonował motyw główny, oraz pominięcie tematu kryształu lewitacji, kojarzonego dobrze z image albumu.

Generalnie jednak przemodelowanie partytury wyszło jej na dobre. Hisaishi wyzbył się pewnych archaicznych koncepcji (dla przykładu temat z Flapter z image albumu pojawia się tutaj w korzystniejszej brzmieniowo wersji), dzięki czemu te pełnokrwiste, symfoniczne kompozycje powinny znaleźć upodobanie u każdego odbiorcy ceniącego sobie tego rodzaju muzykę. W końcu takie utwory, jak The Great Legend i The Castle of Time to porcja, nie bójmy się użyć tego słowa, genialnego, orkiestrowego grania.

Hisaishi wróci do muzyki skomponowanej do pierwszego filmu Studia Ghibli jeszcze niejednokrotnie. Temat przewodni trafił później m.in. na album Piano Stories z 1988 roku, zaaranżowany na solowy fortepian. Ponadto materiał z Laputy Japończyk wykorzystał na potrzeby albumu World Dreams z 2005 roku i związanego z nim tournee. Wersja ta zasługuje na uwagę ze względu na fantastyczne, trąbkowe solo Tima Morrisona, znanego chociażby ze współpracy z Johnem Williamsem. No i nie wypada nie wspomnieć o wykonaniu suity na największym koncercie w karierze Hisaishiego, który odbył się z okazji 25-lecia Studia Ghibli. 400-osobowa orkiestra i 800-osobowy chór zagrał wtedy hity muzyczne z filmów legendarnej wytwórni. Suita z Laputy – podniebnego zamku była jednym z najbardziej spektakularnych fragmentów tego kapitalnego koncertu.

Tytułem podsumowania mógłbym napisać to samo, co w recenzji albumu Nausicaa of the Valley of the Wind – Symphony. To w końcu ten sam wspaniały Hisaishi – wizjonerski, kreatywny i niezwykle melodyjny. Polecam ten album jednak nie tylko jako osobne dzieło, ale także wespół z innymi płytami zawierającymi muzykę z Laputy – podniebnego zamku. Tylko w ten sposób będziemy mogli docenić, jak wspaniałe, muzyczne światy tworzył Hisaishi na potrzeby kina Miyazakiego.

Inne recenzje z serii:

  • Laputa – podniebny zamek (image album)
  • Laputa – podniebny zamek (soundtrack)
  • Laputa – podniebny zamek (soundtrack – USA)
  • Symphonic Suite „Castle in the Sky”
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze