Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Popol Vuh

Nosferatu: Phantom der Nacht (Nosferatu wampir)

(1979/2004)
5,0
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 21-09-2015 r.

Ekspresjonizm, nurt w niemieckiej kinematografii w okresie filmu niemego, zrodził wiele wybitnych obrazów. Gabinet doktora Caligari Roberta Wiene, Golem Paula Wegenera, czy Metropolis Fritza Langa to tylko jedne z produkcji, które przeszły do historii X muzy. Do tego szlachetnego grona należy zaliczyć także Nosferatu – symfonię grozy Friedricha Wilhelma Murnau z 1922 roku z osławioną rolą i charakteryzacją Maxa Schrecka. Film stał się klasyką horroru i pozostawał nietknięty przez ponad pół wieku, do czasu, gdy wypływający na szerokie wody niemiecki reżyser Werner Herzog postanowił nakręcić remake legendarnego dzieła Murnau.

Nosferatu – Symfonia grozy bazowała oczywiście na Draculi Brama Stokera. Jednak ze względu na problemy z wykorzystaniem praw autorskich, które w tamtym czasie należały do wdowy po irlandzkim pisarzu, Murnau był zmuszony wprowadzić kilka modyfikacji. Zmianom uległy imiona głównych bohaterów (np. Draculę przemianowano na Orlocka), a także przebudowano wątki drugoplanowe. Herzog kręcąc swoją wersję mógł już sobie pozwolić na wykorzystanie oryginalnych imion postaci z powieści Stokera, lecz w przypadku osi fabularnej pozostał wierny ekspresjonistycznemu majstersztykowi swojego rodaka, choć pokusił się o inne zakończenie. Jakkolwiek film twórcy Aquirre, gniew boży jest hołdem dla Nosferatu – Symfonii grozy. Herzog uważa zresztą obraz Murnau za najbardziej proroczy z wszystkich niemieckich filmów. Zdaniem reżysera, „przepowiada on nazizm i potwierdza znaczenie kina, które przekreślone zostało w erze hitleryzmu”.

Fabuła filmu opowiada o Johnatanie Harkerze, który otrzymuje list adresowany przez niejakiego hrabiego Draculę. Prosi on mężczyznę o niezwłoczne przybycie do jego rezydencji. Pomimo początkowych oporów żony, Harker postanawia udać się do zamku Draculi położonego w Transylwanii. Jak widać dzieło Herzoga nie odbiega wielce od innych adaptacji powieści Stokera. Nie przeszkodziło mu to jednak odnieść sukcesu artystycznego (niektórzy stawiają go nawet wyżej od obrazu Murnau) i komercyjnego. Idąc za anglojęzycznym tytułem, w Polsce również postanowiono zrezygnować z jego oryginalnej wersji, którą można by przetłumaczyć jako Nosferatu – duch nocy i zdecydowano się na Nosferatu wampir. Mamy zatem do czynienia z dwoma synonimami, albowiem „nosferatu” to słowo mające swoje pochodzenie, zgodnie ze zdaniem większości etymologów, w języku rumuńskim, gdzie oznacza… wampira.

Do roli hrabiego Draculi Herzog zatrudnił nietuzinkowego Klausa Kinskiego, którego angaż był równie oczywisty, co trafiony. Aktor znakomicie poradził sobie ze stworzeniem przerażającej postaci wampira, nie pozbawiając go jednocześnie dramatyczności, czego być może zabrakło w kreacji Schrecka. Do ekipy powrócił także zespół Popol Vuh, z przyjacielem Herzoga, Florianem Fricke na czele. Jego muzyka skomponowana na potrzeby kina precyzyjnie dopełniała się z twórczością pozafilmową, czego dowodem jest chociażby właśnie Nosferatu wampir.

Score do filmu Herzoga został nagrany dwuetapowo w sierpniu 1978 roku. Pierwszy materiał trafił na dziesiąty w kolejności studyjny krążek Popol Vuha, Brüder des Schattens – Söhne des Lichts. Wydany został jeszcze tego samego roku w formie albumu koncepcyjnego, zawierającego różne idee, z których później mogł skorzystać niemiecki reżyser. Następnie zarejstrowano kolejną porcję muzyki, którą stanowiły zarówno nowe, jak i starsze kompozycje mające być uzupełnieniem uprzednio nagranego materiału. Te utwory trafiły z kolei na album francuskiej wytwórni Egg. W 2004 roku firma SPV, odkurzając prace nieistniejącego już wtedy Popol Vuha, wypuściła na rynek specjalną edycję tej ścieżki dźwiękowej, która jest połączeniem zarówno Brüder des Schattens – Söhne des Lichts, jak i krążka Egg. Różnica dotyczyła jedynie pierwszej kompozycji, która w stosunku do studyjnego odpowiednika została skrócona celem przybliżenia jej faktycznej, filmowej wersji.

To właśnie od tego utworu, Brüder des Schattens, rozpoczynamy seans. Mistyczny, kościelny chór, elektroniczne pogłosy, prosta, w zasadzie ograniczona do kilku nut melodia tworzą razem absolutnie pasjonującą i przerażającą, nieco ambientową aurę. Przywodzi ona na myśl słynny temat muzyczny z Aguirre, gniew boży. Zimne akordy, szorstkie, nieprzyjazne brzmienie tworzą niezwykły kolaż z przedstawionymi podczas napisów początkowych prawdziwymi, ludzkimi mumiami, które Herzog osobiście sfilmował w jednym z meksykańskich muzeów. Unikatowe wrażenie potęguje dodatkowo fakt, że zwłoki zostały uszeregowane od osób najmłodszych do najstarszych. Sekwencja ta nie ma bezpośredniego odniesienia do fabuły filmu, poza tym, że zgon zmumifikowanych ludzi nastąpił w wyniku zarażenia cholerą, podczas gdy w produkcji Herzoga mamy do czynienia z epidemią dżumy, co i tak jest dość luźną zbieżnością. Jakkolwiek jest to z pewnością jedna z najbardziej klimatycznych introdukcji w historii horroru, w czym nieodzowną rolę odgrywa niezwykle atmosferyczna muzyka Popol Vuha.

Intrygującym aspektem ścieżki dźwiękowej skomponowanej do filmu Herzoga są odniesienia do muzyki hinduskiej, która bardzo często była jednym ze źródeł inspiracji dla Frickego. W dwóch częściach Mantry usłyszymy jedynie instrumenty pochodzące z Indii. Metaliczny pogłos wydobyty dzięki tambourze staje się wtórem dla prostej, ale charakterystycznej melodii granej na sitarze, obecnemu w twórczości Popol Vuha już od połowy lat 70-tych. Warto zwrócić uwagę na tytuł kompozycji i jej konstrukcję. Mantra to pojedyncze zdanie, którego wielokrotne powtarzanie jest elementem modlitwy w takich religiach, jak buddyzm, czy też właśnie hinduizm. Mantra Popol Vuha również odznacza się repetycją – repetycją dokładnie tego samego motywu muzycznego w praktycznie niezmienionej aranżacji.

Sitar znajdziemy ponadto w osobliwej kompozycji Venus Principle, która w odróżnieniu od pozostałych ścieżek została skomponowana przez osobę spoza zespołu, Aloisa Gromera. Ponadto elementy muzyki hinduskiej pojawiają się także w utworze Through Pain to Heaven, który jest fuzją tamtejszej stylistyki (znów słyszymy tę specyficzną barwę tamboury) z bardziej typowymi, krautrockowymi wpływami (gitary, perkusja). Tę kompozycję upodobali sobie z członkowie szwedzkiego, heavymetalowego zespołu Opeth, którzy wykorzystują ją bardzo często na początku swoich koncertów, podczas wejścia muzyków na scenę.

Na płycie znajdziemy także trochę standardowego dla Popol Vuha, krautrockowego grania, opierającego się na brzmieniu perkusji, gitar, fortepianu i dodatkowo syntezatorów. Tego rodzaju brzmienia mogliśmy usłyszeć na wielu wcześniejszych krążkach niemieckiej grupy, a także na ścieżce dźwiękowej skomponowanej do Szklanego serca, innego filmu Herzoga. Materiał ten wprowadza sporo świeżości podczas odsłuchu i tworzy z resztą materiału optymalny eklektyzm, co przy godzinnym czasie trwania krążka jest czynnikiem ułatwiającym kontakt z tą muzyką. Do najciekawszych tego rodzaju ścieżek należy emocjonalne Die Umkehr, tajemnicze Höre, Der du Wagst, czy lżejsze w odbiorze Morning Sun, który jako jedyny utwór z płyty został napisany w całości przez Daniel Fichelschera, głównego gitarzystę Popol Vuha, niekiedy mającego swój kompozytorski wkład w dziełach grupy.

Obok muzyki zespołu Frickego, Herzog postanowił użyć także muzyki klasycznej (co już uczynił wcześniej min. w Zagadce Kaspara Hausera) oraz tradycyjnej (analogicznie jak przypadku dwa lata młodszego Szklanego Serca) – w obydwu przypadkach utwory te nie trafiły na krążek. I tak też reżyser wykorzystał Złoto Renu, czyli wstęp do Pierścienia Nibelungów Ryszarda Wagnera, który wbrew pozorom całkiem nieźle uzupełnia się z resztą ścieżki dźwiękowej. Na ostatnią scenę filmu Herzog przeznaczył z kolei fragment kompozycji Sanctus Charlesa Gounoda pochodzącej z jego Mszy św. Cecylii. Aby nie zdradzać szczegółów zakończenia obrazu, nadmienię tylko, że był to bardzo odważny, kontrowersyjny i na pewien sposób symboliczny ruch ze strony Herzoga.

Jako że Nosferatu wampir to przede wszystkim horror, Fricke przygotował na jego potrzeby nieco dysonującego underscore’u. Jednak pierwotnie zarówno Herzog, jak i frontmen Popol Vuha nie przewidywali tego rodzaju muzyki. Gdy najnowsza produkcja niemieckiego reżysera była już niemal na ukończeniu, ten przybył do Frickego z zapytaniem, czy znalazłby dla niego, jak sam to określił, „przerażającą” muzykę. Kompozytorowi z początku nic nie przychodziło do głowy. Wkrótce wpadł jednak na pomysł, aby sięgnąć do swoich starszych nagrań z początku lat 70-tych, gdy z pozostałą częścią grupy eksperymentował i poszukiwał własnego głosu muzycznego. W ten sposób powstały takie utwory, jak dziwaczne i hipnotyzujące Die Nacht Der Himmel (który pod bardzo podobną postacią pojawił się na soundtracku z Aguirre, gniew boży, choć w samym filmie już nie został wykorzystany), ambientowe Der Ruf Der Rohrflöte czy abstrakcyjne wręcz To a Little Way. Choć pierwsza z tych kompozycji doskonale odnajduje się w filmie, świetnie kontrapunktując przeszywającym do szpiku kości zdjęciom i scenografii zamku Draculi, to jednak jej odsłuch dla potencjalnego słuchacza będzie nie lada wyzwaniem. Podobnie wygląda sytuacja z pozostałymi dwoma trackami, odnoszącymi się stylowo do pierwszych albumów Popol Vuha (Affenstunde, In den Gärten Pharaos).

Nosferatu wampir to film dość obfity w ścieżkę dźwiękową, zwłaszcza patrząc przez pryzmat wcześniejszych filmów Herzoga. To nie monotematyczne Aguirre, gniew boży, czy prawie całkowicie pozbawione score’u Zagadka Kaspara Hausera lub Szklane serce. Niemiec przypisuje bowiem muzyce sporą rolę w wytworzeniu odpowiedniej atmosfery. Idylliczne życie w Wismarze z początku ilustrowane jest za pomocą krautrockowych brzmień, z których grupa jest doskonale znana. Z kolei muzyczne odzwierciedlenie Transylwanii i samego Draculi kreowane jest głównie poprzez awangardowe Die Nacht Der Himmel i mistyczne Brüder des Schattens. Jednak wraz z przybyciem nosferatu do miasta, przybywa z nim także jego muzyka, która zdominowuje ilustrację w drugiej połowie filmu. To sprawia, że ścieżka dźwiękowa działa synergistycznie ze wspomnianymi zdjęciami oraz scenografią, a także świetnym aktorstwem, które nabierają ekspresji wraz ze zbliżaniem się do finału obrazu.

Konkludując, omawiany soundtrack może sprawiać niekiedy wrażenie nieco nierównego, co głównie stymulowane jest przez uprzednio wspomniane, eksperymentalne utwory. Jednak nie może to przysłonić, ani niecodziennego podejścia do horroru, ani świetnego klimatu, który cechuje tę pracę. Jest ona mroczna i na swój sposób liryczna zarazem, co wraz z precyzyjnym balansem różnych stylistycznie idei muzycznych, czyni ją jedną z najlepszych dokonań w bogatej twórczości Popol Vuha.

Inne recenzje z serii:

  • Aquirre, gniew boży
  • Szklane serce
  • Fitzcarraldo
  • Cobra Verde
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze