Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Kaze no Tani no Nausicaä (Nausicaa z Doliny Wiatru) – symphony

(1984)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 23-08-2015 r.

Twórczość Joe Hisaishiego charakteryzuje się sporą różnorodnością gatunkową. Japończyk próbował swoich sił w popie, rocku, jazzie, minimalizmie, elektronice i wielu innych rodzajach muzyki. Gdybyśmy jednak spojrzeli na linię czasu, rzuca się w oczy pewna tendencja. W latach 80-tych Hisaishi bawił się dobrodziejstwami ówcześnie popularnej muzyki elektronicznej, podpierając ją, w różnym stopniu, brzmieniem orkiestry. Wraz z kolejnym dziesięcioleciem zaczął jednak co raz częściej porzucać syntezatory, aby w XXI-m wieku stać już niemal stricte symfonicznym kompozytorem.

Cóż, utwory orkiestrowe cechuje na pewno większa „trwałość” – znacznie wolniej się starzeją w porównaniu z elektronicznymi stylizacjami, na które moda, zwłaszcza patrząc przez pryzmat historii muzyki, kończy się równie szybko, jak się zaczyna. Nie inaczej jest z dawnymi pracami Hisaishiego, które co najmniej fragmentarycznie trącą już nieco myszką. Dlatego też, po kilku dekadach od ich stworzenia, wartości nabierają ochoczo wydawane przez Japończyka symfoniczne opracowania najważniejszych tematów skomponowanych do filmów, głównie Hayao Miyazakiego. Pierwszym takim albumem, który wyszedł spod ręki Hisaishiego był Nausicaä of the Valley of Wind – Symphony, bazujący oczywiście na ścieżce dźwiękowej napisanej do Nausicii z Doliny Wiatru.

Jednak w przeciwieństwie do większości tego rodzaju edycji, muzyka została nagrana i wydana przed oficjalnym soundtrackiem. Rezultatem czego na krążek trafił materiał bardziej zbliżony do tego, co mogliśmy usłyszeć na image albumie, a nie na ostatecznej ścieżce dźwiękowej. Dlatego też na płycie, będącej przedmiotem niniejszej recenzji, nie uświadczymy utworów napisanych specjalnie pod konkretną scenę w filmie, czyli takich, jak chociażby ekscytujące A Battle Between Mehwe and Corvette, czy wzbudzające kontrowersje Requiem.

Muzykę wykonaną przez tokijską orkiestrę cechuje naturalnie obecność „żywych” instrumentów, których znacząco brakowało na image albumie. Większość ścieżek to po prostu symfoniczne parafrazy kompozycji z tamtego krążka, zbliżone do nich także pod względem konstrukcyjnym. Wiele z nich zostało jednak dopełnionych i wzbogaconych o różne smaczki, takie jak np. dodatkowe partie na różnorakie instrumenty. Dobrym przykładem jest chociażby Battle, w którym potężna sekcja dęta robi niemałe wrażenie, a wszelakie poboczne instrumentacje dodają dużo motoryki. Ciekawie wypadają również aranżacje dwóch tematów Nausicii z utworów Toward the Far Away Land oraz The Days Long Gone. Z kolei solowa wiolonczela z The Road to the Valley, na spółkę z sekcją smyczkową, rozczuli niejednego, muzycznego „twardziela”.

Jednak nie w każdym aspekcie stawiałbym wyżej wydanie symfoniczne od image albumu. Przede wszystkim drugi z tych krążków odznaczał się być może mocno już przestarzałym, ale jednak unikalnym i na swój sposób ciekawym klimatem, osiągniętym dzięki użyciu charakterystycznych dla tamtego okresu syntezatorów. Co ciekawe, w ścieżce The Sea of Corruption usłyszymy elektronikę asystującą japońskim muzykom. Do innych elementów stylistycznych przemyconych z image albumu należy także popowa perkusja w utworze Mehwe. Oczywiście można nieco kręcić nosem na to, że Hisaishi nie zdecydował się na całkowicie symfoniczne aranżacje, niemniej jednak ciężko sobie wyobrazić takie kompozycje, jak właśnie Mehwe bez tego charakterystycznego, nieco może już kiczowatego rytmu. Na omawianym wydaniu brakuje mi też wokali, których użycie było przykładem ekstrawaganckiego podejścia Hisaishiego do produkcji Miyazakiego. Tymczasem recenzowany krążek jest znacznie bardziej „bezpieczny” – jakby skrojony pod gusta słuchaczy lubujących się w orkiestrowej muzyce. Z drugiej strony, w tym właśnie tkwi jego siła.

Zupełnym novum w stosunku do soundtracka i image albumu jest tytułowy utwór. Jest to symfoniczna aranżacja przewodniej piosenki, która została użyta w trakcie promocji obrazu, ale ostatecznie nie trafiła już do samej produkcji. Hisaishi napisał tę kompozycję razem z Haruomi Hosono, członkiem zespołu Yellow Magic Orchestra, grającego muzykę elektroniczną, z którym współpracował pod koniec lat 70-tych. Chwytliwa melodia i jak zawsze precyzyjne orkiestracje sprawiają, że ścieżka ta dobrze wpasowuje się w resztę zamieszczonego na płycie materiału.

Hisaishi w swojej karierze będzie jeszcze nieraz wracał do muzyki skomponowanej do Nausicii z Doliny Wiatru. Na płycie Piano Stories z 1988 roku znajdziemy fortepianowe opracowanie tematu przewodniego. Z kolei na album Works I, nagrany z London Philharmonic Orchestra, trafił ponad 17-minutowy poemat symfoniczny zbudowany na głównych ideach z omawianej pracy. Nie trzeba chyba wspominać, że motyw główny wszedł do stałego repertuaru koncertowego Japończyka.

Jeśli komuś przeszkadzała pewna już anachroniczność oryginalnego soundtracka, czy też poprzedzającego jego wydanie image albumu, a przy tym darzy estymą niezwykły talent melodyczny Japończyka, to wydanie symfoniczne wydaje się być dla niego jak znalazł. Ograniczenie niemal do zera underscore’u i rwanych, drażniących swoim krótkim czasem trwania utworów czyni odsłuch bardzo płynnym. Do tego eleganckie brzmienie japońskiej orkiestry, praktycznie w pełni wykorzystującej potencjał przebogatej warstwy tematycznej stworzonej na potrzeby Nausicii z Doliny Wiatru, stawia tę pracę wśród pozycji obowiązkowych dla wszystkich, którzy cenią sobie moc symfonicznego wykonania oraz melodyczny talent kompozytora.

Inne recenzje z serii:

  • Nausicaa z Doliny Wiatru – image album
  • Nausicaa z Doliny Wiatru – soundtrack
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze