Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joseph Bishara

Dark Skies

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 02-08-2015 r.

Jakie były najlepsze i najpopularniejsze odcinki z Z Archiwum X? Naturalnie te w których pojawiali się kosmici. Tak, obce, pozaziemskie cywilizacje są fascynujące. Pozostają też odwieczną zagadką, albowiem czy jesteśmy sami we wszechświecie? Jeżeli nie, to jaki jest ich stosunek do nas? Czy są przyjaźnie nastawieni jak w Bliskich Spotkaniach Trzeciego Stopnia czy E.T.? Czy też chcą naszej zguby jak w Wojnie Światów i zależy im na zniszczeniu najważniejszych ziemskich zabytków i symboli jak w Dniu Niepodległości? A może do tego nas obserwują, badają, aby potem nas porwać i przeprowadzać straszne eksperymenty? Ten ostatni motyw naturalnie też pojawiał się w Z Archiwum X jak i innych produkcjach science-fiction. Czasami nawet słyszy się o rzekomych porwaniach przez kosmitów.

Jest to tak nośny temat, że naprawdę trudno policzyć wszystkie tytuły, czy to w literaturze, filmie na dużym i małym ekranie, które się tym zajmują. Do jednych z nowszych i popularniejszych należy zaliczyć Dark Skies, mającym poza tytułem i motywem zjawisk paranormalnych, mało wspólnego z serialem z lat 90tych. Produkcja ta oryginalnością nie grzeszy. A więc tradycyjnie znowu mamy amerykańską rodzinę z przedmieścia. W domu zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Mamy jednego członka rodziny, zazwyczaj jest to mąż, który najdłużej pozostaje sceptyczny. I nie może zabraknąć starszej mądrej osoby, która służy radą jako ekspert w tej paranormalnej materii. Właściwie od początku wiemy jak ta historia się skończy, ale mimo wszystko film potrafi zainteresować. Aktorsko stoi na przyzwoitym poziomie, no i posiada J.K. Simmonsa jako eksperta od obcych. Zrealizowany też jest porządnie, bez silenia się na efekciarstwo.

W pewnym sensie Dark Skies to trochę taki Insidious, tyle że zamiast demonów mamy kosmitów. Oby filmy zostały zresztą Blumhouse Production. Nawet kompozytor jest ten sam. I jeżeli chodzi o styl, znowu ciężko tego słuchać poza filmem. Joseph Bishara jest dość niezwykłym twórcą, który w kinie grozy znalazł swoje wygodne miejsce. Słuchając jego soundtracków (o ile ktoś się na to odważy) szybko przekonujemy się, że stoimy przed nie lada wyzwaniem Amerykanin koncentruje się wyłącznie na obrazie i tym jak ta muzyka najlepiej się jemu może podporządkować. Czyż w sumie nie na tym polega praca kompozytora muzyki filmowej? W każdym jak stworzony materiał sprawuje się potem na płycie już mniej go obchodzi. Chociaż niby te soundtracki wydaje. Przy czym zważywszy, że komponuje wyłącznie do filmów z gatunku strasznych, to nietrudno się domyślić, że albumowo jego muzyka do miłych, łatwych i przyjemnych nie należy. Chociaż przy Dark Skies to chyba jednak przeszedł samego siebie.

Sam pomysł wyjściowy nie był zły i w pewnym sensie logicznym. Zważywszy, że film opowiada o ingerencji istot pozaziemskich w ludzkie życie, Bishara postanowił, aby ta ścieżka brzmiała jak nie z tej Ziemi. Muzyka ma bardziej symbolizować kosmitów, ich obecność niż głównych (ludzkich) bohaterów filmu. Trudno co prawda powiedzieć, czy obcy gustują w dark ambiencie i sound designie, ale właśnie tak postanowił zilustrować ich Amerykanin i tak brzmi ten soundtrack. Jawi się on jak wielka plama dźwięków. Jakiekolwiek melodie, nawet ich namiastki są tutaj zmarginalizowane. Tytułowe Dark Skies gdzie lekko o sobie daje znać ponura wiolonczela, trudno nazwać jakimś charakterystycznym tematem. O szukaniu innych można wręcz zapomnieć. Zamiast tego musimy się zmierzyć z ponurą elektroniczną ścianą niepokojących dźwięków. I tutaj pojawia się kolejny, jak nie główny problem z odbiorem tego soundtracku – monotonność. Przez większy czas otrzymujemy to jedno jednostajne brzmienie. Czasami tylko przerywane jest innymi dźwiękami, czy mocniejszymi wejściami, które jak w każdym horrorze mają straszyć. Właściwie to wszystkie utwory zlewają się w jedną całość. Trudno odróżnić jeden od drugiego, a co dopiero wybrać te bardziej interesujące.

Na albumie Dark Skies może się jawić jako dziwaczny eksperyment muzyczny, czy też bardziej wycieczkę do elektrowni. Tylko znowu, nie zapominajmy, że mamy do czynienia z Josephem Bisharą, który w filmie zwykle się odnajduje. I tym razem nie jest inaczej i wbrew temu co można na pierwszy rzut ucha sądzić, Dark Skies jest przemyślanym scorem. Wspomniana idea, aby oddać obecność obcych, niestandardową muzykę, czy też bardziej dźwiękiem jest ciekawe. Przez cały czas czuć zagrożenie ze strony obcych istot. Monotonne brzmienie, czasami przypominające szumienie w uszach, wprowadza w swoisty trans, ale też przekonanie, że nie jesteśmy sami. Tyle, że tajemniczy towarzysze, nie mają wobec nas miłych zamiarów.

Szczególnie ważnym elementem filmu jak i score są agresywne, trudne do zdefiniowania przeraźliwe piski. Dokładniej niczym jak prolog i epilog, otwierają i zamykają album (Two Possibilities, Command Control). Zaledwie 29 sekundowe Migration jest przeraźliwą kwintesencją tego strasznego dźwięku. Pojawia się on za każdym razem, kiedy obecność kosmitów jest wyczuwalna, szczególnie wtedy kiedy dana osoba znajduje się pod ich panowaniem. Dzięki tej „muzyce” ich obecność jest jeszcze bardziej odczuwalna i w filmie naprawdę można się parę razy przestraszyć. Choć można się zastanawiać, czy w takich momentach Joseph Bishara nie porzucił roli kompozytora filmowego, na specjalistę od efektów dźwiękowych?

Niby Amerykanin dobrze ugryzł ten film, ale też nie jest to ścieżka dźwiękowa którą się dłużej pamięta, pomijając może przeraźliwy kosmiczny pisk. Sam score nie za bardzo narzuca się obrazowi, tam dominuje cisza. Czasami jednak i na płycie tej muzyki nie słychać, tak bardzo w niektórych miejscach jest ona wyciszona. Oczywiście można ustawić pełną głośność i wtedy usłyszymy więcej, włącznie z dziwacznymi eksperymentami i szelestami w tle. Tylko zawsze pojawia się ryzyko, że niespodziewanie zaatakuje nas piskliwy dźwięk, czy inne straszne muzyczne wejście i po takiej przygodzie nie tylko na albumie będziemy słyszeli dziwne szumienie. Po prawdzie jedyną rolą tej ścieżki dźwiękowej jest tworzenie odpowiedniej atmosfery. I to wychodzi Bisharze naprawdę dobrze i do tego się wyłącznie ogranicza.

Normalnie w recenzji wypadałoby jeszcze wspomnieć ciekawsze utwory, ale w przypadku Dark Skies jest to wręcz nie możliwe. Na siłę można byłoby ewentualnie wspomnieć o tytułowych kawałku, czy The Missing. Ale tak naprawdę, albo się kupuję ten typ muzyki jako całość, albo nie. Album nie zalicza się do długich. A więc jak ktoś chce wpaść w specyficzny trans i poczuć niepokojący dreszcz, to może spróbować się z nim zmierzyć. Dla innych pewnie minuta tej „muzyki” wystarczy aby wyrobić sobie opinię o całym soundtracku.

Dark Skies jest kolejnym soundtrackiem przy którym trudno zarzucić Josephowi Bisharze, że nie wywiązał się ze swojego zadania. Ciągle warto powtarzać, że mówimy o muzyce filmowej, które przede wszystkim w obrazie ma funkcjonować. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że w swoim sound designie Amerykanin się trochę zapędził. Udało mu się stworzyć odpowiednią atmosferę jak i hipnotyzujące nietypowe brzmienie. Czy jest one warte uwagi i wydania na albumie? Tutaj już nasuwają się wątpliwości. Tym samym mamy soundtrack oryginalny, któremu jednak zdecydowanie bliżej do zbioru efektów dźwiękowych niż klasycznych opraw muzycznych.

Najnowsze recenzje

Komentarze