Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Kenji Kawai

Kidō Keisatsu Patlabor Gekijōban (Mobile Police Patlabor: The Movie)

(1989)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 20-07-2015 r.

Gdybyśmy rzucili w tłum hasło „Patlabor” zapewne nikt wiedziałby o czym mówimy. Jeśli w tym gronie znalazłby się jakiś fan muzyki filmowej, to może, przy odrobinie szczęścia, powiązałby ten tytuł z nazwiskiem Kenjiego Kawai’a. Tak, seria Patlabor to mało znany w Polsce tytuł, podobnie jak zresztą w innych krajach Europy. Jednak wywodząca się z mangowego pierwowzoru (Mobile Police Patlabor autorstwa Masami Yukiego) franszyza pod koniec lat 80-tych i na początku następnej dekady była w Japonii bardzo popularna. Ojcem jej sukcesu był reżyser Mamoru Oshii, późniejszy twórca słynnego Ghost in The Shell. Jego przygoda z Patlaborem rozpoczęła się w 1988 roku, kiedy to wziął pod swoje skrzydła pierwsze sześć epizodów siedmioodcinkowego serialu zatytułowanego Patlabor: The Mobile Police. Seria ta należała do modnego ówcześnie w Kraju Kwitnącej Wiśni podgatunku OVA (Original Video Animation) – czyli produkcji przeznaczonej jedynie do użytku domowego (VHS, później także CD i DVD) bez uprzedniej dystrybucji telewizyjnej i kinowej. Aprobata krytyki i widowni spowodowała, że Oshii szybko zabrał się za pracę nad pierwszym z czterech pełnometrażowych obrazów, którego akcja toczyła się w tym uniwersum – Mobile Police Patlabor: The Movie. Wkrótce Patlabor okazał się być dla japońskiego reżysera jednym ze szczebli do sławy i co za tym idzie umożliwił mu realizację większych i bardziej odważnych projektów.

Fabuła przedstawiona w filmie toczy się po wydarzeniach ukazanych w serii OVA. W Tokio dochodzi do tajemniczego samobójstwa, sprawę bada policja. Wkrótce w niewyjaśnionych okolicznościach maszyny zaczynają się buntować. Główny bohater filmu, Asuma Shinohara, oraz jego zespół w wyniku prowadzonego śledztwa odkrywają, że jest to tylko preludium do planowanej aktywacji zainfekowanych wirusem robotów, które będą miały za zadanie zniszczyć stolicę Japonii.

Muzycznym ojcem Patlabora można określić stałego współpracownika Oshiego, Kenjiego Kawai’a. Japoński kompozytor poświęcił temu projektowi wiele czasu i trudu – spod jego ręki wyszły dokładnie dwa albumy z serii OVA, siedem z dwóch telewizyjnych seriali (1990-1992 oraz 2014) oraz cztery będące ścieżkami dźwiękowymi z filmów pełnometrażowych, a ponadto na rynku ukazało się wiele pomniejszych edycji okolicznościowych. Podziw budzi jednak nie tylko ilość wydanych krążków, ale także fakt, że na każdym z nich znajdziemy praktycznie inny materiał.

Stylistyka obrana przez Kawai’a nawiązuje w dużej mierze do muzycznych trendów, które dominowały w latach 80-tych wśród japońskich seriali animowanych. Mamy tu więc elementy popu, rocka oraz wszelakiego rodzaju eksperymenty dźwiękowe z syntezatorami. Warto zaznaczyć, że partyturę z pierwszego pełnego metrażu cechuje dużo bardziej poważny ton w porównaniu do muzyki z serii OVA, która posiadała znacznie lżejszy i niekiedy wręcz komiczny charakter. Na omawianym albumie znajdziemy kilka idei zatraconych w dalszym poszukiwaniu przez Kawai’a własnego języka muzycznego, oraz takie, które później przeszły pewną ewolucję. Jakkolwiek w pierwszej części Patlabora usłyszymy sporo archaizmów.

Gdybym miał jednak wybrać najważniejszą warstwę recenzowanej ścieżki dźwiękowej to z pewnością wskazałbym na muzykę akcji, która jest też najlepiej wypadającą w filmie płaszczyzną ilustracji. Choć nie jest wolna od pewnych wad, w tych także w związanych z pewną już przestarzałością niektórych rozwiązań, to jednak Kawai w tej materii zawsze potrafił, mówiąc kolokwialnie, dorzucić do pieca. Pod względem rytmicznym jest ona bardzo prosta, nierzadko opiera się w zasadzie na jednej lub kilku szybko powtarzanych nutach. Na szczęście Japończyk nie szczędzi różnorakich dodatków, z których warto wymienić gitary elektryczne, perkusję, etniczne bębny (!), syntezatory imitujące sekcję dętą (Heavy Armour, The Ark) oraz ciekawe „skrzypcopodobne” partie (Runaway Incident). Na uwagę zasługuje także świetna końcówka Collapse of Babel (efektowna ilustracja punktu kulminacyjnego), która może zrekompensować pewną jednak siermiężność dynamicznych utworów Kawai’a.

Słuchając jednak pierwszego Patlabora trudno nie oprzeć się wrażeniu, że muzyka ta ma już trochę lat karku. Do anachronicznych stylizacji należy przede wszystkim niewykorzystana w filmie (może to i lepiej) ścieżka GEGE, która nabrała statusu retro już dawno temu. Podobnież obecny w umiarkowanej ilości underscore nie wydaje się być już „pierwszej świeżości”, chociaż takie utwory jak opierające się głównie na perkusjonaliach Street of Hallucination, czy dziwaczne wręcz HOS zasługują na chwilę uwagi. Co ciekawe, w drugim z nich da się wyczuć inspiracje kompozycją Evacuation Mike’a Oldfielda z jego ścieżki dźwiękowej z filmu Pola śmierci Rolanda Joffe. Niespecjalnie wypada również bardzo skromna i niezbyt wyszukana warstwa liryczna, która występuje w zasadzie tylko w jednym utworze.

Pewna staroświeckość bije także od ostatniej ścieżki, Into the Morning Sunshine . Jednak w przypadku tej kompozycji, nie używam tego określenia w pejoratywnym znaczeniu. To w końcu najlepszy utwór na płycie, świetnie, przebojowo zaaranżowany i do tego posiadający niezwykle chwytliwą melodię. Siła Into the Morning Sunshine tkwi w użyciu oldschoolowych środków wyrazu (syntezatory, gitary elektryczne, wyrazista perkusja), które brzmią, pozwolę sobie użyć tego określenia, po prostu cool. Omawiana kompozycja to obok Theme from Patlabor 2 (również autorstwa Kawai’a) prawdopodobnie najważniejsza muzyczna wizytówka franczyzy, o czym świadczy chociażby wykonanie tych utworów na największym dotychczas koncercie poświęconym twórczości Japończyka – Cinema Symphony, który odbył się w 2007 roku.

Mobile Police Patlabor: The Movie jest generalnie ciekawą pozycją w płytotece Kawai’a, aczkolwiek uboga warstwa liryczna, pewien archaizm brzmieniowy oraz kilka krótkich, nic nie wnoszących do partytury utworów są niewątpliwie czynnikami pogarszającymi odbiór muzyki po wyrwaniu z filmowego kontekstu. Mimo to Japończyk rekompensuje te wady przebojowością niektórych kompozycji, wyrazistością tematów i paroma świetnymi fragmentami. Jakkolwiek jednak byśmy się nie ustosunkowali do tej ścieżki dźwiękowej, to najważniejszy pozostaje fakt, że nie było to ostatnie słowo Kawai’a w uniwersum Patlabora.

Inne recenzje z serii:

  • Patlabor 2: The Movie
  • WXIII: Patlabor The Movie 3
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze