Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Akira Ifukube

Biruma no tategoto (Harfa birmańska)

(1956/1958)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 04-03-2015 r.

Działania militarne toczące się u wybrzeży Oceanu Spokojnego to stosunkowo mało znany u nas fragment drugiej wojny światowej. W czasie trwającego od 1937 roku do 1945 roku konfliktu, kojarzonego głównie z nalotem na amerykańską bazę Pearl Harbor oraz zrzuceniem dwóch bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki, zginęło ponad 20 milionów ludzi, głównie Chińczyków i Japończyków. Starcia i bombardowania objęły niemal całą południowo-wschodnią Azję. Wojna rozpętana przez Cesarstwo Japonii szybko przyjęła jednak niekorzystny dlań obrót. Począwszy od klęski imperialnej floty w bitwie pod Midway w czerwcu 1942 roku, Stany Zjednoczone i ich sprzymierzeńcy rozpoczęli sukcesywne rozbijanie japońskich oddziałów W połowie 1945 roku, już po ustaniu działań wojennych w Europie, sytuacja armii Cesarstwa była wręcz katastrofalna, ale mimo to stawiała dzielny, choć bezsensowny, opór. O jednej z takich jednostek i jej żołnierzach opowiada film uznanego reżysera Kona Ichikawy Harfa birmańska, powstały na podstawie powieści o tym samym tytule z 1946 roku.

Akcja obrazu toczy się w Birmie na kilka miesięcy przed kapitulacją. Japoński szeregowiec-harfista, Mizushima, trafia do niewoli. Stamtąd Brytyjczycy wysyłają go na jedną z pobliskich gór, gdzie wciąż broni się pewien garnizon. Ma za zadanie przekonać jego dowódcę, aby się poddał. Ten jednak odmawia i oddział zostaje wkrótce zdziesiątkowany przez wojska Aliantów. Mizushima zostaje ciężko ranny podczas ataku, lecz natrafia na pewnego kapłana, dzięki któremu wraca do zdrowia. Wkrótce młody żołnierz przywdziewa szaty mnicha i postanawia przemierzać Birmę, spełniając ostatnią posługę dla zmarłych żołnierzy. Niewątpliwie Harfa birmańska jest prawdopodobnie najsłynniejszym dziełem Kona Ichikawy i jedną z najważniejszych, japońskich produkcji lat 50-tych, o czym świadczy chociażby nominacja do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny.

Przez ponad 50 lat swojej kariery Ichikawa współpracował z wieloma uznanymi kompozytorami, w tym niejednokrotnie z Yasushim Akutagawą oraz nominowanym do Oscara Toshiro Mayuzumim. O napisanie muzyki do Harfy birmańskiej reżyser poprosił jednak Akirę Ifukube. Nie była to ich pierwsza współpraca – panowie zrealizowali wspólnie kilka filmów w pierwszej połowie lat 50-tych. Dla twórcy legendarnego tematu Godzilli również nie był to pierwszy obraz, oscylujący wokół tematyki drugiej wojny światowej – wystarczy wspomnieć takie produkcje, jak Hiroshima Hideo Sekigawy, czy Children of Hiroshima Kaneto Shindo. Jak się można domyślać, podobnie jak w przypadku tamtych filmów, partytura do Harfy birmańskiej nie jest wolna od cytatów z wcześniejszej twórczości Ifukube.

Niestety soundtrack z filmu Ichikawy nigdy nie doczekał się wydania z prawdziwego zdarzenia. Wielokrotnie pojawiał się na różnorakich składankach, z których moglibyśmy uzbierać prawie pół godziny muzyki, nie wliczając w to kompozycji źródłowych. Podobnie jak zdecydowana większość japońskich partytur tamtego okresu, Harfa birmańska nie doczekała się osobnego wydania (dopiero w latach 90-tych zaczęto „odkurzać” soundtracki głównie z filmów kaiju-ega i Kurosawy). Dlatego też przedmiotem niniejszej recenzji jest edycja EP, która ukazała się dwa lata po premierze filmu Ichikawy, w 1958 roku we… Włoszech. Stąd też tytuły utworów – trzech skomponowanych przez Ifukube i trzech źródłowych – zapisane są w tamtejszym języku. Pozostaje żałować, że Japończycy nie potrafili się sami zaopiekować tą niesłusznie mało popularną i cenioną, zwłaszcza ówcześnie, cząstką rodzimej sztuki.

Harfa birmańska ze względu na swój charakter potrzebowała lirycznej i rzewnej muzyki. Niestety ten typ filmowej ilustracji nigdy nie był tym, co najlepiej wychodziło Japończykowi. Problemem oczywiście nie jest jej jakość, a to, że Ifukube miał na nią w zasadzie jeden przepis. Prawie w każdym filmie, nad którym pracowal, słyszymy nostalgiczną sekcję smyczkową (niekiedy wzbogacaną o sekcję dętą, bądź fortepian), wygrywającą długie, proste nuty. Kompozytor po ten pomysł sięgał na tyle często, wprowadzając nierzadko jedynie kosmetyczne zmiany, że można go uznać za jeden z elementów charakterystycznych dla jego twórczości, zwłaszcza filmowej. Obraz Ichikawy nie jest w tym aspekcie żadnym wyjątkiem. Niemal cała ścieżka dźwiękowa zbudowana jest na ciągnących się, refleksyjnych partiach na smyczki. Wydawałoby się, że biorąc pod uwagę skłonność Ifukube do powielania wcześniejszych motywów, ten fakt nie powinien wywołać większego poruszenia. Jednak w przypadku Harfy birmańskiej cześć odbiorców może uznać, że Japończyk posunął się o krok za daleko. Wszak temat przewodni pojawiający się w pierwszym (Top Title) i ostatnim utworze na płycie (Finale), to nic innego, jak ten sam motyw, na którym zbudowana została piękna liryka z pierwszego filmu o Godzilli (Godzilla Under the Sea oraz Prayer for Peace). Podobieństwo jest wprost uderzające – począwszy od melodii, przez tempo, na orkiestracjach kończąc. Inna sprawa, że już wtedy był to muzyczny przeszczep z jeszcze wcześniejszej partytury do filmu Ginrei no Hate (Snow Trail) z 1947 roku. Zanim jednak zaczniemy wieszać psy na kompozytorze za ten autolagiat, przyjrzyjmy się nieco roli, jaką pełni ta muzyka w filmie Ichikawy.

Prawdą jest, tak jak wspomniałem wyżej, że Ifukube nigdy nie miał zbyt wielu pomysłów na muzykę liryczną i w wielu produkcjach brzmiała ona bardzo podobnie. Jednak Harfa birmańska zdaje się być filmem, do którego ta koncepcja pasuje wprost idealnie. Obraz Ichikawy to wielki manifest antywojenny, ukazujący bezzasadność toczonych konfliktów, ale także uzmysławiający nam ludzki dramat tamtych czasów. Dlatego właśnie muzyka Ifukube, brzmiąca niczym pełna smutku i bólu elegia dla poległych żołnierzy, doskonale wpisuje się w kadry filmu Ichikawy, nadając mu jeszcze bardziej przekonywującego wyrazu. Najdobitniej świadczy o tym scena, podczas której Mizushima samotnie przemierza birmańskie równiny usłane ciałami jego rodaków. Słyszymy wtedy najbardziej podniosłą aranżację tematu przewodniego, przepełnioną bezradnością i cierpieniem głównego bohatera. Śmiem twierdzić, że jest to jedna z najbardziej poruszających scen w historii japońskiej kinematografii, także dzięki cudownej muzyce. Niestety ilustracja tejże sekwencji nie trafiła na omawiane wydanie, choć możemy ją znaleźć na niektórych kompilacjach z muzyką Ifukube pod nazwą Highway of Bones. Równie pięknie wypada Mizushima’s Letter, gdy jeden z żołnierzy, pod koniec filmu, odczytuje list od głównego bohatera. W związku z jego treścią muzyka jest bardziej przepełniona nadzieją, niż bólem. Jakkolwiek to wciąż ten sam, niezbyt wyszukany typ muzyki lirycznej standardowej dla Ifukube.

Harfa Birmańska to produkcja, w której muzyka odgrywa znacząca rolę, także ta źródłowa. Podczas seansu usłyszymy wiele pieśni, wykonywanych głównie przez żołnierzy. Stanowią one krótkie przestoje dla akcji filmu, jednak ich sentymentalny charakter uwypukla refleksyjny nastrój filmu Ichikawy. Trzy z nich trafiły na album. Ryoushu – japońska aranżacja Dreaming of Home and Mother – oraz Home Sweet Home pochodzą z Ameryki z XIX-stego wieku. Aogeba Toutoshi to z kolei tradycyjna pieśń pożegnalna z Japonii. W większości scen utworom tym akompaniują dźwięki harfy, a w zasadzie jej birmańskiej odmiany o charakterystycznym kształcie. Ifukube miał do dyspozycji jednak tylko normalną, orkiestrową harfę. Wpadł zatem na pomysł, aby nylonowe struny zastąpić otrzymanymi z owczych jelit, pomimo tego, że były drogie i bardzo podatne na pęknięcie. W ten sposób instrument uzyskał nieco inne brzmienie. Na ekranie widzimy zatem harfę birmańską, choć tak naprawdę dźwięki pochodzą ze zwykłej harfy z odpowiednio podmienionymi strunami.

Recenzowana partytura jest wzorcowym przykładem typowego dla Ifukube „recyclingu” materiału tematycznego. Japończyk nie zaskakuje nas dosłownie niczym. Niemal cała partytura zbudowana jest na charakterystycznej dla niego, snującej się, nostalgicznej liryce i jedynie opisywany wyżej zabieg z brzmieniem harfy pozwala domniemywać, że film Ichikawy zmusił Ifukube chociaż do odrobiny kreatywnego wysiłku. A jednak omawiana ścieżka dźwiękowa wspaniale odnajduje się w kadrach pacyfistycznego dzieła Ichikawy, czyniąc z niego obraz wybitny i pamiętny. Jak zatem ustosunkować się do recenzowanej partytury? Z pewnością jedni będą ganić kompozytora za wtórność muzyki, a inni gloryfikować jej oddziaływanie w obrazie. Harfa birmańska przekonuje nas jednak o tym, że Ifukube nawet podchodzący do muzyki filmowej rzemieślniczo i piszący ją jakby od niechcenia, to wciąż kompozytor, który doskonale wiedział, jak pomóc filmowi i uczynić go lepszym.

Najnowsze recenzje

Komentarze