Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Włodzimierz Nahorny

Zapach psiej sierści

(1981/2014)
4,0
Oceń tytuł:
Marek Łach | 11-11-2014 r.

Ostatni film Jana Batorego, Zapach psiej sierści, nie jest zapewne tym, za który zmarły niedługo później reżyser chciałby zostać zapamiętany. Wydumane zwroty fabularne, drętwe dialogi i koszmarne wręcz postsynchrony sprawiają, że po latach obraz ten ogląda się zgrzytając zębami. Historia wakacyjnego romansu polskiego rzeźbiarza (Roman Wilhelmi) i niemieckiej studentki slawistyki (Izabela Dziarska), którzy wplątują się w niebezpieczną grę z przemytnikami narkotyków, ma jednak dwa niewątpliwe atuty. Pierwszym z nich jest dobrze uchwycony klimat tamtych czasów, a dokładniej atmosfera modnego w krajach żelaznej kurtyny wypoczynku w bułgarskim Sozopolu. Drugim jest zapadająca w pamięć muzyka polskiego kompozytora i jazzmana Włodzimierza Nahornego, efektownie przeplatająca wysmakowaną lirykę z eksperymentalnym, swingującym suspensem.

Otwierająca film sekwencja, w trakcie której główni bohaterowie poznają się i wdają w romans, to jeden z tych momentów, kiedy serce fana muzyki filmowej zaczyna bić szybciej. Pięciominutowa, hojna ekspozycja tematu miłosnego w malowniczy sposób wyznacza nam estetykę całej ścieżki dźwiękowej. W bardzo ładnej melodii stworzonej przez Nahornego usłyszeć można niewinne zadurzenie, gorącą namiętność, kłującą nostalgię i szczyptę goryczy – innymi słowy wszystkie emocje modelowej miłostki rozgrywającej się w egzotycznej scenerii. Szczególnie ciekawie wypadają interwencje drugoplanowego motywu prowadzonego przez trąbkę, kontrastującego z nieskrępowaną romantyczną ekspresją tematu głównego. Przemieszanie lirycznych uniesień orkiestry z subtelnym, jazzowym podkładem skutkuje bardzo przyjemnym dla ucha, soczystym brzmieniem. Duszne kadry filmu, nasycone promieniami bułgarskiego słońca, za sprawą ilustracji Nahornego nabierają kojącego, sentymentalnego powabu, który związkowi głównych bohaterów dodaje pewnej chemii, bez tego nieobecnej raczej na ekranie. Poruszającym finiszem jest zamykająca film empatyczna, współczująca solówka trąbki w utworze Samotność – zasługująca na osobne wyróżnienie.

Głównym narzędziem służącym kompozytorowi do rozgrywania dramaturgicznych spięć narracji jest kontrast. W opozycji bowiem do szerokiego brzmienia Orkiestry Polskiego Radia, przypisanego wątkowi miłosnemu, motywy sensacyjne i suspensowe Nahorny okrasił ilustracyjnymi eksperymentami z pogranicza jazzu, swingu i elektroniki. O ile więc ekranowy romans eksponował przede wszystkim rolę fortepianu, tak w momentach napięcia do głosu dochodzi elektryczne piano, gitara i syntezator, uzupełniając ponure brzmienia orkiestrowe o nowoczesny, awangardowy pazur. Efektem jest dość intrygujący materiał, który skutecznie zagęszcza atmosferę płyty i robi podkład pod kolejne, cykliczne repetycje tematu przewodniego.

Kontrast na linii płynna melodyka – szarpany ilustracjonizm pozwala podtrzymać zainteresowanie i uwagę słuchacza na całej przestrzeni albumu. Płytka jest przy tym dość zwięzła, bo trwa trzy kwadranse, z czego właściwa ilustracja zajmuje około pół godziny. Miły dodatek stanowi natomiast muzyka źródłowa – skomponowana przez Nahornego – oraz alternatywne bonusy. Utwory tego typu często są jedynie płytowym zapełniaczem, tutaj jednak wprowadzają korzystne urozmaicenie i warte są dodatkowego kwadransu uwagi.

Zapach psiej sierści inicjuje nową serię wydawniczą wytwórni GAD Records, poświęconą polskiej muzyce filmowej. Przedsięwzięciu warto przyklasnąć – nie tylko pozwala zapoznać się z mało znaną (i praktycznie niedostępną) filmową twórczością Nahornego, ale również wychodzi naprzeciw oczekiwaniom współczesnego kolekcjonera. Nieco spartański projekt okładki kryje bowiem booklet z ciekawym, okraszonym wypowiedzami kompozytora esejem o historii powstania ścieżki (po polsku i po angielsku), sama zaś płytka pochwalić może się zremasterowanym dźwiękiem, który dobrze uwypukla detale nagrania oraz jego jazzową głębię (choć pewnych zakłóceń nie udało się wyeliminować, vide utwór Koti / Tęsknota).

Słuchając ścieżki Nahornego można dopatrzyć się analogii do brzmień znanych z prac Andrzeja Korzyńskiego czy Philippe’a Sarde’a (z jego symfoniczno-jazzowymi kolizjami). Dzięki temu Zapach psiej sierści gładko wpisuje się w estetykę europejskiej muzyki filmowej przełomu lat 70. i 80., charakteryzującej się melodramatycznym zacięciem i jednoczesną smykałką do eksperymentatorstwa. Ci wszyscy, do których przemawia muzyczny koloryt tamtych czasów, odnajdą w ilustracji Nahornego sporo smakołyków. W rzeczywistości jednak Zapach psiej sierści jest ścieżką, którą polecić można każdemu: miłośnikowi wyrazistych, romantycznych tematów orkiestrowych, entuzjaście lekkiego jazzu, czy po prostu pasjonatowi dobrej muzyki filmowej.

Najnowsze recenzje

Komentarze