Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Masaru Sato

Gojira No Gyakushu (Godzilla Kontratakuje)

(1955/1998)
-,-
Oceń tytuł:
Wojtek Wieczorek | 25-08-2014 r.

Po ogromnym sukcesie pierwszego filmu o Godzilli, kwestią czasu było powstanie sequela. Twórcom nie przeszkadzał nawet fakt, że tytułowy potwór został w poprzedniej odsłonie pokonany w sposób niepozostawiający wątpliwości co do szans na jego przeżycie. Fabuła drugiej części skupia się na całkiem innej grupie ludzkich bohaterów, dlatego też nie powrócił prawie nikt z obsady oryginału. Zmienił się również reżyser – Ishiro Hondę zastąpił Motoyoshi Oda. Również Akira Ifukube, kompozytor został zastąpiony przez Masaru Sato – przyszłego współpracownika Akiry Kurosawy.

Film stoi w rozkroku pomiędzy antywojennym przesłaniem produkcji z 1954 roku, a kolejnymi produkcjami serii, które sprowadzały się do kiczowatych walk gumowych potworów. Z jednej strony reżyser stara się kontynuować myśli Hondy, wiele scen ewidentnie nawiązuje do obrazów, jakich można było uświadczyć podczas II WŚ – przykładowo ludność uciekająca do schronów, jak przed nalotem bombowym. Również sama historia głównych bohaterów mogłaby się rozgrywać w każdym dowolnym filmie wojennym – młoda para narzeczonych, ojciec przyszłej panny młodej i przyjaciel pana młodego starają się związać koniec z końcem, niestety ich plany zostają popsute – jedyną różnicą jest to, że nie wojna niszczy ich miasto oraz odbiera nadzieję na przyszłość, lecz masakrujące wszystko na swej drodze gigantyczne potwory. W efekcie tego otrzymaliśmy bohaterów, których oglądałoby się znacznie ciekawej, gdybyśmy mieli do czynienia z faktycznym kameralnym dramatem wojennym, lub też obyczajowym, w którym nieszczęścia byłyby spowodowane zrządzeniami losu, a nie przez dość kiczowato wyglądające walki dinozauropodobnych stworów. Również wyjaśnienie, dlaczego Godzilla pozostaje przy życiu jest mało satysfakcjonujące – wprawdzie można się domyślać, że jest to po prostu inny osobnik, ale zasadniczo obraz daje nam odpowiedź na zasadzie: Bo tak.

Całkowicie świeżym podejściem wykazał się natomiast kompozytor. Sato nie wykorzystał żadnego z tematów Ifukube, tworząc ścieżkę dźwiękową od podstaw. Mocno odszedł też od niej stylistycznie, używając znacznie mniejszego aparatu wykonawczego i ilustrując sceny grozy dysonującymi, eksperymentatorskimi solówkami. Być może wynika to z większej kameralności losów bohaterów, niż w poprzednim filmie.

Ścieżka jest stosunkowo uboga tematycznie, w zasadzie przy pierwszym seansie lub też odsłuchu płyty, zauważamy dwa najważniejsze motywy: Entuzjastyczny marsz, który otwiera cały film, jak również atonalny motyw na najprawdopodobniej kontrabas i kontrafagot, który ilustruje większość scen z Godzillą i zdaje się pełnić rolę motywu potwora. Ponadto w scenach akcji uświadczymy dość awangardowej perkusji, tu i ówdzie przewijają się także tryle na dęte drewniane i smyczki (zdaje się to być swego rodzaju standardem we wczesnych Monster Movies, być może jest to też spadek po kompozytorskim stylu Ifukube), a obszerniej zorkiestrowanych fragmentów uświadczymy stosunkowo rzadko.

Przyglądając się obranej przez Japończyka metodzie ilustracji, można przypuszczać, że jeśli w jakimś stopniu wzorował się na muzyce poprzednika, to raczej na utworze Godzilla Comes to Tokyo Bay niż na dynamicznych marszach i potężnych blachach, jakich sporo było w ścieżce Ifukube. Wbrew temu, co można by sądzić, ponure i mroczne solówki nie kiksują z obrazem, ale dodają mu odpowiedniego klimatu. Z drugiej jednak strony można narzekać na zbyt niską dynamikę muzyki w scenach akcji, zwłaszcza walk potworów.

Odsłuch albumu będzie dla wielu miłośników muzyki filmowej nie lada wyzwaniem – o ile nie zostaną oni zaabsorbowani mrocznym i atonalnym klimatem, który wyłania się w zasadzie z co drugiego utworu na płycie, ścieżka raczej nie przypadnie im do gustu. Co prawda w ramach rekompensaty uświadczą tu całkiem przyjemnych, choć niezbyt rozbudowanych partii trąbek i kilku nieco bardziej melodyjnych i obszerniej zorkiestrowanych utworów, jednak dla niejednego słuchacza będzie to marna osłoda. Ciekawostką jest fakt, że niektóre zastosowane tu zabiegi mogą się kojarzyć z późniejszymi o kilkadziesiąt lat ścieżkami zachodnich twórców: Przykładowo Main Title przypomina marszyki, jakimi niejednokrotnie otwierano filmy katastroficzne i przygodowe we wczesnych latach 70tych, a partie trąbek z Battle to Death i Last Attack brzmią jak żywcem wyjęte z młodszego o ponad 40 lat Matrixa Dona Davisa (całkiem możliwe jest tutaj wspólne źródło, do którego mogli się odnieść obaj kompozytorzy). Dodatkowym minusem prezentacji albumowej jest zbytnia powtarzalność materiału, mimo krótkiego czasu trwania samej płyty, i to w przeważającej większość właśnie tego najtrudniejszego w odsłuchu.

Ścieżka ta, mimo zastosowania kilku awangardowych środków wyrazu i w pewnym stopniu kontrastującej (w warstwie orkiestracji) z obrazem metodzie ilustracji, nie wnosi do serii nic szczególnie ważnego. Pozostaje dość oryginalną, ale zaledwie poprawną ilustracją niezbyt udanego filmu, a praktycznie żaden z zastosowanych tu pomysłów nie zostanie w pamięci ani fana cyklu, ani statystycznego słuchacza muzyki filmowej. Mroczny i atonalny klimat może jednak zafascynować miłośników awangardy, jakkolwiek wszyscy ci, którzy nastawiają się na szaloną, orkiestrową ucztę zostaną srogo zawiedzeni. Na szczęście praca Sato musiała się wytwórni spodobać na tyle, by zapewnić mu kontrakt na inne filmy z serii, w które dla miłośników gatunku zapewne będą o wiele ciekawsze.

Inne recenzje z serii:

  • Gojira
  • Godzilla: The Best of 1984-1995
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze