Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że kariera Joe Hisaishiego w branży filmowej znacząco zwolniła po świetnym 2013 roku. Japończyk w zamian za to skupił się na koncertowaniu i przygotowywaniu kolejnego studyjnego albumu, Minima Rhythm 2. Można zatem powiedzieć, że Hisaishi ostatnio nie rozpieszcza swoich w fanów, a projekty, które dobiera, prawdę mówiąc, nie wydają się być doskonałym źródłem inspiracji. Jednym z takich filmów jest powstałe w 2014 roku Zakurozaka no Adauchi (Snow on the Blades) w reżyserii Setsurou Wakamatsu.
Jest to opowieść o samuraju Shimura Kingo, który przez całe życie był jednym z gwardzistów Naonosuke Li. Ten zostaje jednak zabity przez nieznanych sprawców. Kingo, zgodnie z kodeksem, powinien popełnić seppuku, lecz otrzymuje tajny rozkaz – odszukać i zlikwidować morderców. Samuraj wyrusza w 13-letnią podróż, w czasie której dokona vendetty za śmierć swojego pana. Fabuła filmu Wakamatsu powstała w oparciu o opowiadanie Jiro Asady, literata popularnego w Kraju Kwitnącej Wiśni.
Japoński pisarz jest także autorem powieści Mibu Gishi Den, na podstawie której nakręcony został obraz o tym samym tytule, znany także jako When the Last Sword is Drawn. Do tego filmu również ścieżkę dźwiękową skomponował Joe Hisaishi. Była to zresztą dla niego pierwsza partytura stworzona na potrzeby kina samurajskiego. When the Last Sword is Drawn, Onna nobunaga, czy właśnie omawiane tutaj Snow on the Blades są dowodami na to, że ten podgatunek nie zapisze się raczej złotymi głoskami w twórczości Japończyka.
To, co rzuca się w uszy podczas bliższego zapoznawania się z tą muzyką, jest pewna zachowawczość ze strony Hisaishiego. Mamy tu bowiem wszystkie typowe dla niego środki muzycznego wyrazu – ładne melodie i brzmienie orkiestry z uwydatnieniem roli sekcji smyczkowej oraz fortepianu. Oczywiście Japończyk z tych tradycyjnych elementów potrafi sklecić doprawdy dobrą i intrygującą partyturę, niemniej ostatnimi czasy ten styl zaczyna się trochę przejadać. O ile muzyka reprezentuje sobą co najmniej przyzwoity poziom, przez co może zaintrygować potencjalnego odbiorcę nieosłuchanego w dziełach Hisaishiego, o tyle miłośnik twórczości Japończyka może być już nieco znudzony takową stylistyką. Snow on the Blades jest to score, który dość mocno uwypukla ten problem.
Fundamentem tej ścieżki dźwiękowej, jak praktycznie każdej stworzonej przez Hisaishiego, jest baza tematyczna, a konkretnie dwie zasadnicze melodie. Pierwsza z nich pojawia się już w pierwszym utworze. Jest to niezbyt oryginalny, liryczny motyw, który nie wywołuje jakiś szczególnych emocji. Mimo to jego aranżacje z kompozycji Rest oraz Resolution na pewno mogą się podobać. Drugi z tematów, który możemy przypisać głównemu protagoniście, to już znacznie bardziej poważna melodia – skądinąd wydaje się być krewną, i to wcale nie taką daleką, motywu głównego z rewelacyjnych Pożegnań. Nie można jednak odmówić jej dramatyczności i ekspresyjności, zwłaszcza w takich ścieżkach, jak A Cherised Desire oraz Hesitation.
Generalnie muzyka nie wychyla się poza ramy typowe dla dramatyczno-lirycznej ilustracji. Hisaishi często sięga po dwa przewodnie tematy, a czasem dopisuje też nowe, poboczne motywy, aczkolwiek zazwyczaj niezbyt absorbujące. Wszystko to podlane jest klasycznymi orkiestracjami. Mamy tu oczywiście także trochę suspensu, który występuje w takich utworach, jak Omen, gdzie usłyszymy perkusjonalia żywcem zapożyczone z When the Last Sword Is Drawn.
Trzeba jednak przyznać, że muzyka Hisaishiego naprawdę nieźle radzi sobie w filmie Wakamatsu. Temat głównego bohatera jest często (ale też nieprzesadnie) wykorzystywany przez reżysera, a jego wejścia potrafią pobudzić emocje widza – ilustracja sceny śmierci Naonosuke Li zasługuje na uznanie. Najważniejsze jednak, że muzyka Hisaishiego bywa podkładana, w przeciwieństwie do np. ostatnich produkcji Yojiego Yamady, także w dłuższych sekwencjach, co naturalnie polepsza odbiór partytury Japończyka podczas seansu, a co za tym idzie – także na soundtracku.
Pewnych problemów nastręcza ocena montażu albumu. Trafiło na niego prawie 50 minut muzyki zgrupowanej w 20 utworów – nie jest to więc casus niewygodnych w odsłuchu Tokyo Family lub The Little House. Na recenzowanym wydaniu zamieszczono jednak zarówno krótkie, jak i długie ścieżki. Co do tych drugich, rzecz jasna, nie można mieć obiekcji, ale już niekiedy półminutowe kompozycje mogą dawać we znaki. Jeśli komuś montaż sprawia kłopoty, to powinien cierpliwie wyczekać do końca albumu, albowiem znajdziemy tam pozbawione ilustracyjności, prawie koncertowe aranżacje głównych motywów.
Czy zatem należy skarcić Joe Hisaishiego za jego partyturę do filmu Snow on the Blades? Na pewno nie. Japończyk nawet będąc odtwórczym wydaje się być znacznie lepszym kompozytorem od rzemieślników z Hollywoodu. Nie chcę tutaj wzniecić niepotrzebnej dyskusji na temat porównania stanu muzyki filmowej w Japonii oraz w Stanach Zjednoczonych, niemniej recenzowana muzyka pokazuje, że nawet wtórny Hisaishi potrafi zauroczyć słuchacza ładnymi melodiami i eleganckimi orkiestracjami. Inna sprawa, że od Japończyka powinniśmy oczekiwać jednak znacznie więcej.