Wśród popularnych u miłośników twórczości Joe Hisaishiego image albumów, mamy rzecz jasna do czynienia z lepszymi i mniej ciekawymi płytami. Do tych pierwszych należy na pewno świetny krążek zawierający koncepcyjne utwory skomponowane na etapie preprodukcji Ariona – filmu mangaki Yoshikazu Yashizuko. Cztery lata później obydwaj artyści znów połączyli siły, tym razem przy okazji Venus Wars, anime z gatunku science fiction. Japończyk znów przygotował image album, lecz czy dorównuje on rzeczonemu przed momentem wydawnictwu?
Zanim odpowiem na to pytanie, należy podkreślić, że jest to przede wszystkim zupełnie odmienna stylowo muzyka (choć da się wyłapać kilka podobnych zabiegów aranżacyjnych). Hisaishi zdecydował się pójść w znacznie bardziej pop rockowe, jazzowe oraz awangardowe brzmienia, w których dominującą rolę odgrywają instrumenty elektroniczne (zarówno gitary, jak i syntezatory). Ma to oczywiście związek z futurystyczną wizją Yashizuko, do której takowa estetyka wydaje się pasować jak ulał. W ten sposób Japończyk podjął dość typowe trendy dla ówczesnych filmów i seriali anime. Materiał ten wyróżnia jednak melodyka.
Płyta ukazała się na cztery miesiące przez premierą produkcji dzięki wytwórni Warner-Pioneer (firma ta przerodziła się w 1992 roku w Warner Music Japan). Zawiera ona, tradycyjnie, dziesiątkę utworów prezentujących osobne idee muzyczne, w tym dwie piosenki również skomponowane przez autora Księżniczki Mononoke. Jako że gros z zamieszczonych na krążku tematów muzycznych pojawiło się w bardzo podobnej formie na finalnej ścieżce dźwiękowej, to też w niniejszym tekście skupimy się głównie na różnicach dzielących te dwa albumy. Kilka motywów nie dostąpiło bowiem zaszczytu znalezienia się w obrazie Yashizuko.
Taki los spotkał liryczne, subtelnie jazzujące Sue’s Theme, które zdaje się trochę nie pasować do post-apokaliptycznych wizji. Do filmu nie załapała się także jedna z najciekawszych kompozycji z płyty, Io City, bazująca na chwytliwej melodii oraz szerokim wykorzystaniu syntezatorów oraz perkusji. O ile Sue’s Theme można było sobie podarować, o tyle wielka szkoda, że Io City nie mogliśmy usłyszeć w Venus Wars. Tak na marginesie, warto zwrócić uwagę na szczątkowo wykorzystaną w obrazie kompozycję Ishtar’s Attack, w której pełne suspensu brzmienia zbudowane zostały w sporej mierze na samplach jakby żywcem wyciągniętych z Ariona.
Należy jednak wspomnieć także o kawałkach, które przeszły „fazę wstępną” i następnie znalazły się na oficjalnej ścieżce dźwiękowej. Jakby nie patrzeć, aranżacje poszczególnych tematów nie odbiegają wielce od ostatecznych. Hisaishi pozwala sobie jednak na więcej partii improwizowanych, przy czym wciąż jest to muzyka dość anachroniczna, zwłaszcza dla odbiorców gustujących w bardziej współczesnych albumach. Jakkolwiek nie można zapomnieć o bezsprzecznie najlepszej kompozycji z płyty, czyli Burning Hot Circuit – przebojowej, charakternej piosenki o silnych wpływach rocka. Syntezatory brzmią tutaj znacznie wyraźniej, niż w jej soundtrackowej wersji, choć brakuje tutaj tych motorycznych partii sekcji dętej. Z drugiej strony, wariacja z opisywanego tutaj albumu jest dłuższa, a zatem, konkludując, obydwa utwory w pewien sposób się uzupełniają.
Całościowo płyta tworzy doprawdy niezłe słuchowisko, punktujące głównie brakiem ilustracyjności i niezłą melodyjnością. Niemniej image album i soundtrack dzieli doprawdy niewiele. Dwa dodatkowe motywy muzyczne oraz kilka nieznacznie zmienionych aranży sprawia, że krążek ten polecić by należało głównie tym słuchaczom, którym spodobała się oficjalna ścieżka dźwiękowa oraz najzagorzalszym fanom Hisaishiego. Pozostali amatorzy filmówki raczej nie mają tutaj czego szukać – soundtrack powinien im w zupełności wystarczyć.
Inne recenzje z serii: