Chris Bacon

Source Code (Kod nieśmiertelności)

(2011)
Source Code (Kod nieśmiertelności) - okładka
Tomek Goska | 16-06-2011 r.

Praca u boku znanych kompozytorów muzyki filmowej ma swoje mocne strony. Co z tego, że na początku ogranicza się do przysłowiowego „przynieś, wynieś, pozamiataj”. Przyglądając się całemu procesowi powstawania partytur filmowych, odbywając liczne rozmowy z aranżerami i innymi ludźmi partycypującymi w projekcie można dużo się dowiedzieć w tym temacie. Jeżeli do tego wszystkiego wliczymy ogromne chęci zaistnienia na rynku i choć odrobinę talentu, wtedy szanse na rozwój kariery są całkiem spore. Przekonali się o tym niegdysiejsi uczniowie Hansa Zimmera. Kto wie, być może przekona się o tym również Chris Bacon, który rozwijał swoje skrzydła u boku Jamesa Newtona Howarda i choć przez długi czas żył w jego cieniu, ostatnimi czasy próbuje zaistnieć na rynku jako samodzielny kompozytor.



Początki, jak to początki – nie należały do najlepszych. Ot raptem na horyzoncie pojawiło się kilka projektów telewizyjnych, potem dwie animacje, które również szału nie robiły… aż na jego drodze stanął młody i ambitny reżyser, Duncan Jones. Wydawać by się mogło, że po artystycznym sukcesie filmu Moon, Jones zdecyduje się na dalszą współpracę z Clintem Mansellem. No cóż, drogi tych panów rozeszły się jakoś, a summa summarum do projektu zaangażowany został podopieczny Jamesa Newtona Howarda. Czy mamy czego żałować? Myślę, że nie. Doświadczenie wyniesione z kina pokazuje bowiem, że Bacon bardzo dobrze rozumiał zamysł Jonesa i nie omieszkał dać temu wyraz opierając swoją partyturę na zachowawczym, ale metodycznym sposobie ilustracji.



Ilustracja – tak właściwie można by było podsumować muzykę do Kodu nieśmiertelności. To, co w filmie zdaje egzamin, na płycie niestety jawi się jako twór mało autonomiczny i pozbawiony swoistego rodzaju przebojowości. Niespełna 50-minutowy album soundtrackowy od Lakeshore Records ma co prawda swoje lepsze momenty, ale większość zamieszczonych nań utworów, ze względu na styl w jakim zostały one napisane, wymaga szczególnej atencji. Mówiąc o stylu nie można nie wspomnieć o tym na kogo powołuje się tu Bacon. Wieloletnia praca jako ghostwritter i pomocnik Jamesa Newtona Howarda wywarły swoje zasadnicze piętno na muzycznym sposobie komunikowania się kompozytora z odbiorcą. Wyraźnie daje się to odczuć w action score oraz w utworach mających na celu budowanie napięcia. Tak jak jego mentor, Chris Bacon również w bardzo subtelny sposób łączy ze sobą naturalne brzmienie orkiestrowe z rytmicznymi samplami – wszystko w zachowaniu jak najmniejszej ilości środków muzycznego wyrazu. Co niektórzy krytycy dopatrują się tu również inspiracji pracami Herrmanna, ale osobiście nie wysuwałbym aż tak dalece idących wniosków.



Nie ulega wątpliwości, że Kod nieśmiertelności jest partyturą dobrze napisaną. Jak na jedną z pierwszych prac Bacona prezentuje się całkiem solidnie, zwłaszcza od strony technicznej. Szkoda tylko, że pod względem tematycznym ma ona niewiele do zaoferowania. Melodyjność ścieżki spoczywa raczej na barkach utworów akcji, które przerywają od czasu do czasu posępny nastrój dyktowany przez underscore. Do highlightów należą kawałki otwierające i zamykające płytę (Source Code Main Title oraz Everything’s Gonna Be Okay), gdzie usłyszymy również temat przewodni partytury. Moim ulubionym utworem jest jednak doskonale odnajdujący się w obrazie Jonesa, Colter Follows Derek. Swoją dynamiką przypomina miejscami oprawę muzyczną Powella do filmów o przygodach Jasona Bourne’a.

Nie samą akcją i budowaniem napięcia Kod nieśmiertelności stoi. W miarę coraz większego angażowania się głównego bohatera, Jake’a, w relacje z uroczą Michelle, partytura Bacona coraz częściej zapewnia nam liryczne przebłyski. Nic wielkiego pod tym względem się nie dzieje poza kilkoma obrosłymi w standardy zachowawczymi melodiami i muzycznym happy endem w postaci Frozen Moment.

Niby jest na czym ucho zawiesić, ale jakoś specjalnie nie przekonuje mnie do siebie ta płyta. Partytura Chrisa Bacona jak najbardziej na uwagę zasługuje, ale raczej w kontekście filmowym. Odkrywanie jej na albumie soundtrackowym pozostawiam tylko zagorzałym miłośnikom twórczości Jamesa Newtona Howarda, bo póki co Chris Bacon wydaje się być człowiekiem bez własnej koncepcji na ilustrację filmową. Zawsze to jednak miła alternatywa w dobie zalewającego nas zewsząd RCP-podobnego bełkotu.


Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.