Kitaro, japoński kompozytor i multiinstrumentalista, taki odpowiednik Oldfielda albo Vangelisa z Kraju Kwitnącej Wiśni, znany jest miłośnikom muzyki filmowej z pięknego score do filmu Olivera Stone’a Heaven & Earth. Jednakże Kitaro, choć muzyką filmową pałał się sporadycznie, to kilka obrazów poza tym jeszcze zilustrował. I tak po prawdzie to jego pierwsze filmowe próby okazały się jego wielkim sukcesem i przyniosły mu sporą popularność. Miało to miejsce w roku 1980, kiedy Kitaro, dopiero u progu swej kariery, napisał elektroniczną ścieżkę dźwiękową do japońskiej serii dokumentalnej Silk Road opowiadającej o słynnym „jedwabnym szlaku” – starożytnej drodze handlowej z Chin do Europy. Na potrzeby serialu, którego kolejne odcinki powstawały aż do roku 1985, Kitaro skomponowal całkiem sporo muzyki, która ukazała się łącznie na bodaj czterech albumach. Do tego doliczyć trzeba różnego rodzaju kompilacje zawierające swoisty „best of” kompozycji z Jedwabnego szlaku, w tym recenzowana tu płyta, nagrana jeszcze w roku 1980 (a w latach 90-tych wznawiana na nośnikach CD) przez słynną Lonyńską Orkiestrę Symfoniczną pod batutą Paula Buckmastera, zawierająca wybrany materiał z pierwszych dwóch płyt Jedwabnego szlaku.
Jeśli ktoś zna choć trochę muzyczne dokonania Kitaro, zwłaszcza te pozafilmowe, to powinien dobrze wiedzieć, czego się po tej muzyce spodziewać. Nie jest to ścieżka o brzmieniu tradycyjnej filmowej ilustracji i zdecydowanie bardziej przypomina autorskie projekty kompozytora, niż nawet Heaven & Earth. Właściwie ilustracjonizmu nie ma tu żadnego, aczkolwiek w wypadku tego albumu dziwić to nie może, skoro, jak sam tytuł wskazuje, są to prezentujące najważniejsze motywy suity. Jednak i one dobitnie pokazują, jak Kitaro podszedł do sprawy. Napisał po prostu kilkadziesiąt utrzymanych w podobnej stylistyce utworów, charakteryzujących się zazwyczaj przyjemną, spokojną, kojącą a nawet niemal hipnotyzującą melodią. Większość pewnie swobodnie można by umieścić na składankach typu Pure Moods czy podobnych albumach z muzyką relakcacyjną, obok spokojniejszych utworów Jeana Michela Jarre’a, Mike’a Oldfielda, Vangelisa, Adiemusa, Craiga Armstronga, Enyi czy Clannad. Kitaro – ikona elektroniki spod znaku new-age czerpał bowiem swoje inspiracje od progresywnego rocka spod znaku wczesnego Pink Floyd, poprzez Klausa Schulze, grupę Tangerine Dream aż po muzykę ludową. Paradoksalnie, folku akurat specjalnie w kompozycjach do Silk Road nie słychać, choć wydawać by się mogło, że wszelkie nawiązania do muzyki Dalekigo Wschodu będą tu jak najbardziej na miejscu. Japończyk zdecydował się jednak na brzmienie bardziej uniwersalne, w znaczeniu ponadnarodowym czy etnicznym, a ewentualne wpływy azjatyckiej, ludowej stylistyki, jakie ktoś mógłby tu znaleźć, będą doprawdy nieznaczne.
Oryginalna muzyka do serialu to w zasadzie czysta elektronika. Nagranie dokonane przez London Symphony Orchestra nie porzuca całkiem syntezatorów. Ba, słychać je gdzieś tam niemal we wszystkich utworach, a w niektórych pełnią nawet pierwszoplanową rolę. Jednakże pojawienie się instrumentów żywych ogromnie podnosi jakość całej ścieżki. Zwłaszcza instrumenty dęte w takich utworach, jak Tienshan brzmią o niebo lepiej, niż oryginalne syntezatory, które tylko próbowały udawać fanfary. Podobnie rzecz ma się ze smyczkami, zwłaszcza w wydaniu solowym. Generalnie brzmienie tego albumu jest o wiele ciekawsze, bardziej świeże i zwyczajnie lepsze niż pierwotnych nagrań Kitaro. Jeśli dotychczas nie mieliście kontaktu z Silk Road a teraz, za moja radą, sięgniecie po ten właśnie album i jeśli wam się spodoba, to darujcie sobie oryginalne wydania. No chyba, że elektronika lat 80-tych, która nie ma co ukrywać, brzmi dziś nieco archaicznie, nie będzie wam przeszkadzać. Przyznam szczerze, że sam nie słyszałem wszystkich utworów z tego albumu w pierwotnej aranżacji, a kilku wręcz nie chciałbym słyszeć, bo nie chcę nawet wyobrażać sobie zamiany pięknie brzmiących instrumentów żywych na syntezatory.
Na tej płycie skądinąd też parę utworów brzmi nieco przestarzale, a mianowicie te, w których wszystko opiera się głównie o syntezatory oraz towarzyszące im perkusję i gitarę. Takie Silk Road Theme czy Fragrance of Nature bardziej przypominają instrumentalną wersję jakiejś popowej ballady z lat 80-tych niż kompozycję filmową. Jednak w moim odczuciu nawet te fragmenty nie burzą stylistycznej jedności albumu. Kompozycji równej, z paroma przebłyskami wszakże. Należą do nich takie utwory, jak otwierający płytę, wspomniany już magiczny Tienshan, urokliwy Journey i najbardziej epicki i w pełni orkiestrowy, lekko przypominający mi wręcz kompozycje Poledourisa czy Hornera, piękny Silk Road Fantasy. Tak naprawdę, to jednak każdy utwór, prezentujący inną melodię, inny motyw, ma coś w sobie i wart jest przesłuchania.
Silk Road Suite to pozycja, która nie wszystkim miłośnikom soundtracków musi w pełni przypaść do gustu. Nie znajdziemy tu typowej muzycznej ilustracji, nie znajdziemy przebojowych, chwytliwych motywów, wbrew tematyce serialu nie znajdziemy też dalekowschodniej etniki. Muzyka Kitaro płynie przez głośniki, spokojnie i łagodnie, zapewne świetnie sprawdzając się podczas relaksu albo nauki. O ile do czasem wręcz eksperymentatorskich brzmień syntezatorów Kitaro z oryginalnych wydań Silk Road zachęcam tylko fanów kompozytora, tak kompozycja Japończyka w wykonaniu Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej to zwyczajnie świetny, niezwykle przyjemny dla ucha album, który z czystym sumieniem polecam wszystkim, którzy nie boją się sięgnąć po coś innego, coś w muzyce filmowej nietypowego. Nie jest to z całą pewnością arcydzieło, ale słucha się tak wybornie, że nie potrafiłem odmówić płycie najwyższej oceny. Tym bardziej, że nagrania dokonano pod patronatem Jej Królewskiej Mości Elżbiety II.