Ennio Morricone

Mission to Mars (Misja na Marsa)

(2000)
Mission to Mars (Misja na Marsa) - okładka
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Ennio Morricone to jeden z najbardziej utalentowanych i najżywiej udzielających się kompozytorów w branży. Rocznie spod jego ręki wychodzi tyle partytur, że śmiało można by nazwać go automatem do pisania muzyki filmowej, a przy tym piekielnie dobrze wywiązującym się ze swoich prerogatyw. Owszem, większość z jego prac robionych jest “na jedno kopyto” i pod obraz, niemniej jednak każda z nich stoi na wysokim poziomie technicznym… czasami nawet artystycznym. Rytuałem jest już, że co jakiś czas Włoch ten zaskakuje nas pomysłowością i fantazją twórczą. Rok 2000 stał niewątpliwie pod znakiem Misji na Marsa

Film ów, to jedno z najbardziej zagadkowych dzieł Briana De Palmy. Zdania krytyków są podzielone. Jedni uważają go za totalny kicz, inni dopatrują się w nim nutki artystycznej. Podobną zagwozdkę mieli chyba widzowie Odysei Kosmicznej 2001 Kubricka, który tak jak De Palama od czasu do czasu lubił sponiewierać wyobraźnię swoich widzów serwując im ciężkie do zinterpretowania obrazy. Misja na Marsa nie jest typowym, amerykańskim filmem o “kosmicznych kowbojach” podbijających Czerwoną Planetę. Jeżeli ktoś przyzwyczaił się do tego, że scenarzysta serwuje całą problematykę widzowi jak na tacy, to na pewno nie będzie pocieszony podziwiając Misję… Analogicznie sprawa przedstawia się z muzyką Ennio Morricone, można by powiedzieć, równie zaskakującą jak obrót spraw na Marsie De Palmy.

Z ust zachodnich krytyków po premierze Misji na Marsa wydobyła się lawina krytyki, miażdżąca kompozycję Włocha niemalże doszczętnie. Najwyraźniej morriconowska wizja kosmosu rozminęła się z wizją wychowanych na Gwiezdnych Wojnach, Star Treku i tym podobnych, żądnych “kosmicznej przygody” słuchaczy. Czy można mieć za złe Ennio, że poszedł w ambicję kosztem szeroko rozumianej muzycznej rozrywki? Biorąc pod uwagę specyfikę obrazu De Palmy, można zaryzykować stwierdzeniem, że znacznie gorzej postąpiłby, gdyby skusił się na kolejną “przepompowaną” partyturę.

Kompozycja do Misji na Marsa jest równie zagadkowa jak sam film, przepełniona fantazyjnymi formami ekspresji, w czym zresztą Morricone zadziwiał nas nieraz. W jednym momencie porywa nas wspaniałym tematem z solową, patetyczną trąbką na czele, innym razem pobudza naszą wyobraźnię serią nietuzinkowych zabiegów muzycznych, bardzo działających na wyobraźnię słuchacza i widza zmierzającego się z obrazem. Co innego jednak podziwiać to w filmie, co innego słuchać na płycie. Ennio Morricone nijak da się zestawić z “dziećmi Hollywood”. Jego muzyka daleko odstaje od sztampowej, przerysowanej, amerykańskiej muzycznej ekspresji, gdzie miarą funkcjonalności muzyki jest jej siła. Nie dziwne, więc, że przykładowi miłośnicy Williamsa, czy Silvestriego zmierzając się z Misją na Marsa na płycie odczują w najlepszym wypadku znużenie. Cóż. Będą mieli do tego święte prawo, bowiem poza kilkoma patetycznymi momentami, jak w utworze ’Where ?’, 63 minutowy album Hollywood Records będzie stał pod znakiem intelektualnych zmagań słuchacza z własną wyobraźnią.

Już pierwsze dwa utwory uświadomią nam, że pomiędzy tematyką, a underscorem Morricone tworzy bardzo cienką granicę. Co prawda wprowadza temat przewodni – łatwo wpadającą w ucho, patetyczną melodię, goszczącą niemalże w każdym utworze – niemniej jednak kompozycja przesiana jest sporą ilością ledwo wyczuwalnych motywów postępujących do przodu wraz z leniwie poruszającym się dźwięku. Przykładem niech będzie motyw bicia serca, który choć w muzycznych kategoriach ciężko tu sklasyfikować, jest jak najbardziej motywem muzycznym, równie często stosowanym jak temat przewodni!

Nie tematyka jednak wzbudzi naszą największą ciekawość. Najciekawsze są formy wyrazu jakimi posłużył się Morricone pisząc Misję na Marsa. To one kształtują osobliwy i niespotykany nigdzie indziej charakter kompozycji. Oprócz standardowych, orkiestrowych instrumentów Ennio często aranżuje gitary elektryczne, raz pozwalając im akompaniować tematowi głównemu (A Heart Beats in Space), innym razem wraz z elektronicznymi samplami wprowadzać słuchacza w tajemniczy klimat kreowany nad scenerią Marsa (’And Afterwards’). Elektronika nie ogranicza się tylko do stymulowania różnych dźwięków jak chociażby często powracający motyw bijącego serca. Jest wyróżniającym się z gamy żywych instrumentów środkiem wyrazu, podkreślającym fenomen Czerwonej Planety.

Jak już wspomniałem, materiał płytowy jest raczej ciężkim do strawienia daniem dla nastawionego na muzyczną rozrywkę słuchacza. Tak naprawdę bez pracującej na wysokich obrotach wyobraźni i woli zrozumienia tego dzieła w kontekście obrazu nie zdołamy pojąć jego piękna, a jest to dzieło niewątpliwie piękne, zarówno stylistycznie jak i tematycznie. Sposób w jaki Morricone łączy konwencje i bawi się dźwiękiem zawsze wzbudzał moje zainteresowanie. Misja na Marsa, to kolejny interesujący muzyczny produkt Włocha… niestety nie aż tak interesujący, by można go było nazwać fascynującym…

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.