Max Aruj, Alfie Godfrey

Mission: Impossible – The Final Reckoning

(2024/2025)
Mission: Impossible – The Final Reckoning - okładka
Tomek Goska | 24-08-2025 r.

W finalnym rozdziale opowieści o misjach niemożliwych miały się rozstrzygnąć trzy kluczowe kwestie: snutych w fabule wizji końca świata, fatalnych prognoz finansowych serii oraz katastrofalnego brzmienia ścieżki dźwiękowej. Czy twórcom udało się uratować choć jedną z nich?

Wielkie było zdziwienie decydentów studia Paramount oraz zaangażowanego w produkcję Toma Cruisa, gdy spektakularnie zapowiadająca się, dwuczęściowa konkluzja przygód Ethana Hunta zaliczyła finansową wtopę. Ambitne plany na stworzenie całej franczyzy wokół Mission: Impossible spełzły na niczym, a kosztowny, ostatni rozdział serii będący w fazie postprodukcji stał się ciężarem, którego trzeba było się jak najszybciej pozbyć. Dosyć skromna w porównaniu do poprzedniego filmu promocja, sprawiła, że i tym razem nie zdołano zwrócić monstrualnych kosztów produkcji. W moim jednak odczuciu większą stratę (czasu) ponieśli ci, którzy zdecydowali się wybrać do kina na Mission: Impossible – The Final Reckoning. Nabuzowany patosem i podniosłymi dialogami film McQuarrie’a, okazał się zwyczajnie nudnym widowiskiem, którego jedyną wartością dodaną były wybitne popisy kaskaderskie wcielającego się w główną rolę Toma Cruisa. A jakby tego było mało, te trzygodzinne męczarnie wieńczy otwarte zakończenie – jak gdyby twórcy łudzili się na temat kolejnych wynurzeń franczyzy.

Moja miłość do muzycznej serii Mission: Impossible, to historia wzlotów i upadków. Ostatnimi czasy trudno mówić o sinusoidzie, ponieważ w moim przekonaniu poziom artystyczny i rzemieślniczy tej franczyzy sięgnął dna, zakopując się coraz bardziej w mule mainstreamowych popłuczyn. Osobą, której możemy to zawdzięczać jest polaryzujący swoim talentem i aktywnością, Lorne Balfe. Szkocki kompozytor wskoczył do tej rozpędzonej maszyny przy okazji Mission: Impossible – Fallout i od tego czasu dokonał nieodwracalnych szkód, biorąc w obroty klasyczne tematy Lalo Schifrina, żonglując nimi bez ładu i składu, ubierając przy okazji w tani, roboczy drelich popcornowych aranżacji. Uprawiana przy tym PRowa gimnastyka przekraczała jakiekolwiek granice absurdu. Zatrudnianie tysięcy wykonawców z całego świata, koncerty towarzyszące premierze filmu, budowanie otoczki niezwykłości wokół sztampowych rozwiązań… Kampania promująca muzykę Balfego stała się karykaturą procesu twórczego i potwierdzeniem tezy, że ogromny budżet nie zawsze przekłada się na jakość i treść. Skoro wiec po porażce Dead Reckoning studio zaczęło oglądać dolara z każdej strony, wiadomym było, że oszczędności dotkną najmniej przynoszący efekty element produkcji. A takowym była niestety muzyka. Czy właśnie te skromniejsze warunki stały się powodem do rezygnacji Balfego z finalnej odsłony Mission: Impossible? A może sam fakt, że i tak w Dead Reckoning to właśnie jego współpracownicy w głównej mierze wyręczali „mistrza” z kompozytorskich zadań? Bez względu na okoliczności, faktem stało się, że The Final Reckoning spadło na barki dwóch jego najbardziej aktywnych współpracowników: Maxa Aruja i Alfie Godfreya. Z jakim efektem?

Trudno było oczekiwać rewolucyjnych zmian od ludzi, którzy de facto stali za brzmieniem i tematyką ścieżki dźwiękowej z poprzedniej części serii. A skoro The Final Reckoning bezpośrednio kontynuuje podjęte wcześniej wątki, nie było nawet potrzeby pochylać się nad nowymi pomysłami melodycznymi. Wymarzona robota? Z perspektywy kompozytorów mających potężne zaplecze gotowych draftów, setki niewykorzystanych pomysłów i zwarte grono współpracowników, taki projekt zapewniał wyjątkowe poczucie komfortu. Mimo wszystko kino blockbusterowe z gatunku szpiegowskiego aż prosi się o przełamywanie schematów. Aruj i Godfrey niestety poszli po linii najmniejszego oporu.

Finał ich niezbyt wytężonej pracy jest łatwy do przewidzenia. Jeżeli bowiem mieliśmy tę wątpliwą przyjemność zapoznać się ze ścieżkami dźwiękowymi do Fallout albo Dead Reckoning, to finalny rozdział muzycznej opowieści w niczym nas nie zaskoczy. Można pójść o krok dalej i stwierdzić, że właściwie te starania były daremne. Mając bowiem kilkanaście godzin niewykorzystanych rzekomo nagrań z DR (czym przechwalał się Balfe po premierze), można było metodą edycji spasować wszystko jak należy, dogrywając tylko to, co absolutnie niezbędne. Duet współpracowników Szkota nie wykrzesał z siebie absolutnie nic, co warte byłoby jakiejkolwiek uwagi zarówno widza, jak i miłośnika muzyki filmowej. Stworzona przez nich oprawa skrojona jest na miarę filmowego doświadczenia – na ogół snuje się w tle nie zwracając na siebie żadnej uwagi, by w podkręcających śrubę patosu scenach eksplodować kolejnymi aranżacjami tematów Schifrina. Ta kompozycja nie ma absolutnie żadnej ambicji poza zaspokojeniem podstawowych potrzeb filmowego rzemiosła. A i tak z różnym skutkiem jej to wychodzi.

Czemu więc wydawcy z Paramount Music z uporem maniaka serwują odbiorcom soundtracki, które najzwyczajniej w świecie nie nadają się do słuchania? Dwugodzinny album trudno nazwać doświadczeniem muzycznym, skoro dosyć duża jego część skupia się albo na sound designerskim budowaniu napięcia, albo na kolejnym, przewidywalnym aranżu kultowych melodii Schifrina. Cały proces słuchania dzielony na wiele prób i podejść, wewnętrznej batalii z rozproszeniem mógłbym skwitować jednym, choć dosadnym sformułowaniem – męczenie buły.

I chyba na tym zakończę moje pozbawione merytoryki wywody. Cóż innego można zrobić w obliczu faktu, że nawet po dwukrotnym wysłuchaniu albumu nie znajduję w nim absolutnie żadnego fragmentu, do którego chciałbym kiedykolwiek powrócić. Przykro patrzeć, jak niegdyś prężnie rozwijająca się, muzyczna seria, ląduje w rynsztoku mainstreamowego grania. Generatywnego odtwarzania schematów, które z powodzeniem ogarnąłby średnio zaawansowany algorytm AI. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że słabe zarobki decydentów oddalą jakiekolwiek pomysły na kontynuowanie tej serii. Trudno sobie bowiem wyobrazić, co jeszcze można zepsuć w tej muzycznej franczyzie…

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.