Każdy miłośnik twórczości Joe Hisaishiego zna na pewno kilka jego piosenek, chociażby z Mojego sąsiada Totoro, Księżniczki Mononoke i Ponyo. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że utwory wokalne stanowią całkiem niemały odłam twórczości Japończyka. Z początku Hisaishi pisał piosenki rzecz jasna na potrzeby różnych seriali anime, do których nierzadko tworzył także oryginalną ilustrację muzyczną. Najczęściej wywodziły się one z muzyki popowej i rockowej (tzw. j-popu i j-rocka), rzadziej rockowej i jazzowej. Można było domniemywać, że większość z nich powstała na zlecenie, a nie wynikała de facto z muzycznych zainteresowań urodzonego w Nagano artysty. Jednak w 1988 roku japoński kompozytor zaskoczył swoich fanów i wydał zakorzeniony w ówczesnej muzyce rozrywkowej album studyjny Illusion. Był to szósty krążek studyjny Japończyka, pierwszy osadzony w tego typu stylistyce, i jakże odmienny od wydanego niespełna pół roku wcześniej Piano Stories.
Co ważne, w Illusion usłyszymy głos samego Hisaishiego! Japończyk udziela się we wszystkich utworach na płycie (w ostatnim jednak tylko na fortepianie). A te oscylują głównie wokół typowego dla tamtego okresu, a dziś już niestety trochę przestarzałego, synth-popu. Kompozytor urozmaica jednak materiał, wprowadzając także elementy z innych muzycznych sfer, min. z jazzu, funky, soula i rocka. Poza standardowymi elementami, takimi jak syntezatory i perkusja, mamy ponadto partie saksofonu, trąbki, gitary elektrycznej, fortepianu, wibrafonu, dulcimeru, a nawet smyczków. Ciekawym zabiegiem są orientalne riffy w Bladerunner No Houkoui i samplowane wokale w Orient Eno Eikou, jawiącym być może jako najlepsza ścieżka z recenzowanej płyty.
Wzorem innych wydawnictw muzyki popularnej, poza zasadniczym albumem na rynku ukazały się również single. Pierwszy z nich, to Night City, dość typowy reprezentant muzyki z pogranicza synth-popu i synth-rocka. Drugim natomiast singlem z Illusion jest Winter Traveller, który kilka miesięcy później został wykorzystany w jednym z seriali telewizji Fuji. Kilka piosenek, w tym również rzeczone w niniejszym akapicie, znajdziemy jeszcze na płycie Private z 2004 roku, skupiającej w sobie, pochodzące ze starszych wydawnictw, piosenki wykonywane przez Hisaishiego.
Część piosenek jest energetyczna, niemalże skoczna, inne bywają nieco bardziej stonowane i wyciszone. Można zatem powiedzieć, że na Illusion nie będziemy się nudzić. Niemniej mało utworów faktycznie zapada w pamięć. Hisaishi co prawda i tym razem przygotował sporo melodii (wiele z nich nosi ewidentnie znamiona jego stylu), niemniej niewiele zaprezentowanych na krążku kompozycji potrafi porwać słuchacza. Tym bardziej, że problemem podczas zapoznawania się z nimi jest niewielka archaiczność aranżacyjna.
Pewną odskocznią są dwie ostatnie kompozycje. Shounen no Hi no Yuugure to dość klasyczna dla Hisaishiego kompozycja, urocza, słodka, pełna dziecięcego uroku. W zasadzie mogłaby się odnaleźć na jakimś image albumie, dajmy na to z Mojego sąsiada Totoro (zresztą część sampli i fraz melodycznych faktycznie nasuwa skojarzenia z tą pracą – obydwa projekty, nomen omen, powstały w tym samym roku). Jest to jedyny utwór w karierze Japończyka, w którym śpiewa on wraz ze swoją córką, ówcześnie dziewięcioletnią Mai Fujisawą. Album kończy natomiast tytułowa kompozycja, jedyna niewokalna (głównie fortepian i smyczki), trochę jazzująca, stylistycznie zbliżona do pierwszego Piano Stories, w swojej melancholijności niejako zapowiadająca późniejsze tematy z filmów Takeshiego Kitano.
Illusion jest jednym z niezbitych dowodów na to, że twórczość Joe Hisaishiego cechuje eklektyzm gatunkowy. Rzeczona pozycja nie jest jednak płytą, która w swoim gatunku by się jakoś szczególnie wyróżniała. Przy odpowiednim nastawieniu – uwzględniającym, jakby nie patrzeć, nieco archaiczne, synth-popowe i synth-rockowe stylizacje – może co prawda zagwarantować mile spędzone trzy kwadranse, niemniej niczego szczególnie kreatywnego tu nie uświadczymy. Przyjemna ciekawostka, ale raczej niewiele więcej.
Inne recenzje z serii: