James Newton Howard

Dreamcatcher (Łowca Snów)

(2003)
Dreamcatcher (Łowca Snów) - okładka
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Zbudzony, wpadam w sen, ostrożnie stawiam krok

Idąc przed siebie, wiem, że idę, tam gdzie mój wzrok

Theodore Roethke

Nakręcić przyzwoity film na podstawie powieści Stephena Kinga to nie lada wyczyn, bo im bardziej skupia się on we własnych książkach na opisach i analizach psychologicznych, a nie na akcji, tym trudniej przenieść to wszystko na taśmy filmowe. Czemu, więc mając taką świadomość niektórzy próbują na siłę mierzyć się z głęboką jak studnia bez dna wyobraźnią pisarza? Pytanie to należy skierować przede wszystkim do Lawrence’a Kasdana odpowiedzialnego za ekranizację jednego z najnowszych opowiadań Kinga, Łowca Snów. Historia więzi pomiędzy piątką przyjaciół: Petem, Beaverem, Jonesym, Henrym i upośledzonym umysłowo, ale utalentowanym telepatą Dudditsem, opleciona w fantastyczne wątki inwazji obcych, została przez reżysera potraktowana bardzo płytko. O ile początki filmu w miarę dokładnie oddają jeszcze klimat książki, jego końcówka, to już luźnie trzymana na tekstach opowiadania hollywoodzka papka, rażąca na deser beznadziejną grą co niektórych aktorów. A przecież sięgając pamięcią wstecz przypomnieć sobie można dobrze zekranizowane Lśnienie, Martwą Strefę… Cóż, dzieło Kasdana oferuje przynajmniej dwa pewniki: trzymaną na jako takim poziomie wizualną stronę obrazu oraz dobrze odzwierciedlającą problematykę opowiadania muzykę.

James Newton Howard jako jeden z nielicznych członków ekipy realizującej owo (nie oszukujmy się) średnio udane przedsięwzięcie, tak jak bohater Duddits potrafił najwyraźniej dostrzec “linię” prowadzącą do celu. Z linią czy bez niej, kompozytor ten z wyrobioną przez siebie perfekcją stworzył muzykę klimatycznie i technicznie znacznie wybijającą się ponad zwykłą przeciętność jaką serwuje nam obraz Kasdana. Nie wiem na ile Howard inspirował się literackim pierwowzorem, ale sporządzając partyturę do Łowcy trafnie podkreślił w niej smętną, zimową scenerię jaka króluje nad opowiadaniem, zamykając to wszystko w misternie dopracowanej, ale niczym nie wyróżniającej się z jego dotychczasowej twórczości, ilustracji muzycznej do filmu grozy. Niestety, to co w filmie wypada dobrze, nie zawsze znajdzie rację bytu poza nim. Łowca Snów, to kolejny po Adwokacie Diabła namacalny dowód na to, że nie wszystko co wychodzi spod ręki Jamesa Newtona Howarda jest lekkostrawne, czasem potrzeba wiele cierpliwości i samozaparcia, by przyswoić sobie język muzyczny jakim operuje w danym przypadku autor dzieła.

Winą za to możemy obarczyć kompozytora, który jak sam podkreśla ostatnio coraz bardziej skupia się na funkcjonalności swojej muzyki w filmie, nie idąc tak łatwo na kompromis z miłośnikami muzyki filmowej chcącymi delektować się nią również poza obrazem. Z drugiej strony równie dobrze można byłoby winić wydawców soundtracków podchodzących do tego typu partytur bez wyobraźni. Varese tworzy niechlubną regułę, bo ilekroć wydaje muzykę Howarda z jakiegoś filmu akcji lub grozy, dobór materiału oraz jego długość na płycie są nietrafne jak reforma zdrowotna. Dreamcatcher tylko to potwierdza dając swoim słuchaczom niezbyt wysokich lotów, czterdziestominutową powtórkę z rozrywki omijając jak ognia wiele fajnych utworów akcji, które w filmie robiły niemałe wrażenie, na przykład ten ze sceny szturmu na statek obcych.

Partytura Howarda budowana jest już standardowo na dwóch prężnie działających środkach muzycznego wyrazu: orkiestrze i elektronice. Sposób epatowania tymi środkami nie zrobi na nas jakiegoś wielkiego wrażenia, bowiem przysłuchując się powstałej z tego mieszance będziemy mieli nieodparte wrażenie, że gdzieś to już kiedyś słyszeliśmy. A pewnie że słyszeliśmy! Sama historia współpracy z Shyamalanem dostarczyła Howardowi solidny grunt pod odpowiednie sterowanie dźwiękiem przy ilustrowaniu mrocznych scen. Łowca może poszczycić się jedynie nieco bardziej rozbudowanym i wyrafinowanym arsenałem sampli, na bazie których kompozytor kreuje między innymi czołówkę w Main Title, czyniąc zeń w dalszej części partytury motyw podkreślający niezwykłe zdolności piątki przyjaciół, a nade wszystko Dudditsa. Rytmiczna elektronika wprowadza w pierwszych minutach materiału płytowego atmosferę tajemniczości i nostalgii, która ustępuje w sekwencji wielkiej migracji zwierząt (Animal Exodus). Wtedy większego znaczenia nabiorą instrumenty symfoniczne, które w akompaniamencie elektroniki tworzyć będą podniosłą muzykę akcji i suspense’owy underscore. Nie sposób nie dopatrzyć się tu drobnych powiązań pomiędzy muzyką akcji Łowcy Snów, a analogiczną z Matrixa Davisa. Dysonanse smyczkowe i potężna sekcja dęta blaszana oplecione metalicznymi samplami w Becky Bleeds i The Weasel kilkakrotnie skierują nasze myśli w stronę dzieła braci Wachowskich. Sam action-score zdaje się być kotłem do którego kompozytor wrzuca jednym razem całkowicie atonalne kombinacje dźwiękowe (Henry Returns to the Cabin), innym razem spójne melodie, podtrzymywane przez pięcionutowy motyw słyszany przykładowo w Curtis and Owen Battle. W kompozycji funkcjonuje jeszcze jeden temat akcji, nie tak podniosły jak wyżej opisany, ale nie mniej ważny, powracający ilekroć bohaterowie podejmują jakieś działania. Im bliżej końca filmu, tym częściej będziemy go słyszeć. Na płycie reprezentuje go między innymi dobrze rozpisany utwór Duddits Warns Henry.

Partytury takie jak Łowca Snów dostarczają okazji, by dzielić włos na czworo. Z jednej strony bowiem odznaczają się w dobrą funkcjonalnością, z drugiej ciężko trafiają do słuchacza poza obrazem. Co by jednak nie mówić, Łowca do najbardziej udanych kompozycji w karierze Jamesa Newtona Howarda nie należy. Stereotypowe stwierdzenie, że wszystko co wychodzi spod ręki tego muzyka wpada od razu w ucho nie ma tu większej racji bytu. Pomysłowością i oryginalnością także nie zgrzeszył. Pomiędzy nuty wkrada się miejscami nudna ilustracja, którą rozwiać może tylko chora fascynacja powieścią Kinga lub (jeżeli to w ogóle możliwe) filmem Kasdana. Niemniej jednak Dreamcatcher znajdzie także swoich amatorów. Zachwycać się nim będą zagorzali miłośnicy ścieżek do filmów grozy i na pewno fanatyczni wyznawcy Howarda. Warto również podkreślić, że całkiem przyjemnie się tego słucha po prostu czytając książkę Kinga. Ale czy warto dla tych wrażeń inwestować kilkadziesiąt złotych? Cóż, decyzja należy do Ciebie czytelniku…

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.