The Secret of the Telegian (Denso ningen) z 1960 roku to drugi film z tzw. trylogii mutantów wytwórni Toho (pozostałymi obrazami są mający premierę kilka miesięcy później The Human Vapor oraz dwa lata starszy The H-Man). Jako jedyny z serii nie został wyreżyserowany przez Ishiro Hondę. Za jego kamerą stanął obiecujący reżyser młodego pokolenia, Jun Fukuda, który następnie stał się jednym z czołowych twórców filmów o Godzilli (seria Showa – min. niesławny Syn Godzilli).
Podobnie, jak w innych filmach z tryptyku, nie uświadczymy tutaj wielkich potworów, choć w powstanie obrazu miał swój udział Eiji Tsubaraya, ówcześnie najbardziej znany w Japonii spec od efektów specjalnych. The Secret of the Telegian to film z gatunku kryminał-science-fiction, choć nie obce mu są także elementy horroru. Fabuła skupia się na tytułowym przestępcy zwanym „The Telegian”, który wykorzystuje zdolność dematerializowania się w celu mordowania swoich ofiar.
Za ścieżkę dźwiękową do filmu Fukudy odpowiadał Sei Ikeno. W owym czasie kompozytor ten stawiał dopiero pierwsze kroki w branży filmowej (w 1954 roku asystował Akirze Ifukube w komponowaniu legendarnej partytury z Godzilli). Nie ma co jednak ukrywać – nigdy nie zapisał się on szerszymi głoskami w historii japońskiej muzyki filmowej. Do jego najbardziej znanych projektów należy zwłaszcza kilka produkcji z cyklu o Zatoichim, niewidomym masażyście i mistrzu miecza. Jakkolwiek The Secret of the Telegian należy do jego nielicznych score’ów, które doczekały się oficjalnego wydania.
Ścieżkę dźwiękową można by z grubsza podzielić na trzy płaszczyzny, co zresztą dobrze uwypukla soundtrack wydany nakładem Toho Music. Na pierwszej z nich znajdziemy czysto ilustracyjny, pełen suspensu materiał. Na drugiej, dużo bardziej liryczny materiał, wiążący się z relacjami międzyludzkimi przedstawionymi przez Fukudę. Partyturę dopełniają jeszcze jazzowe brzmienia, pełniące w filmie rolę muzyki źródłowej. Co ważne, omawiany soundtrack jest całkiem przyzwoicie zaserwowany. Oczywiście jest tutaj cała masa krótkich utworów, niemniej na płycie znalazły się tylko dwie ścieżki bonusowe, co patrząc na inne albumy z japońską muzyką filmową z tamtego okresu, jest liczbą wręcz zaskakującą małą.
Płyta rozpoczyna się od kakofonicznej ilustracji napisów początkowych. Tę mieszankę świszczących smyczków i dysonującej „blachy” wspartej niskimi partiami fortepianu, możemy przypisać głównemu antagoniście. Z tą samą postacią związany jest bardzo funkcjonalny, nieco fikuśny i złowrogi w wydźwięku motyw pojawiający się w takich utworach, jak Old Imperial Army Dog Tags, czy Baynoet Of Malice. Ciężko mi jednak wyobrazić sobie rzeszę miłośników filmówki, którzy w tego rodzaju ideach muzycznych mogliby się zasłuchiwać. Tym bardziej, że score’u przeznaczonego do budowania napięcia jest całkiem sporo. Wypada jednak zaznaczyć, iż ta sama muzyka sprawnie oddziałuje w ruchomych kadrach dzieła Fukudy.
Nie zabrakło miejsca także dla ostrożnie dawkowanej liryki. W tej materii usłyszymy głównie stroniące od wyrazistości i chwytliwości partie na smyczki, obój, klarnet, czy nawet gitarę, gdzieniegdzie nawiązujące do jazzowych stylizacji. Wyróżnić tutaj możemy zaledwie kilka pobocznych i nie rzucających się w uszy motywików, dla przykładu melodię na flet z The Two Meet i The Bouquet. Niestety i w tym przypadku nie jest to na tyle atrakcyjna muzyka, aby mogłaby zaskarbić sobie przychylność statystycznego odbiorcy.
Miłym urozmaiceniem płyty są natomiast cztery kompozycje zatytułowane Cabaret Daihonei, które czerpią z latynoamerykańskich rytmów i jazzu. Stanowią one tło wydarzeń dziejących się w jednym z tokijskich klubów, czyli są czymś w rodzaju muzyki źródłowej. Najprawdopodobniej ich autorem nie jest Ikeno, wszak ówcześni, japońscy kompozytorzy dostawali zlecenie napisania muzyki do filmu tuż przed jego premierą, a owe utwory zostały nagrane razem ze zdjęciami. Niemniej nie znajdujemy żadnej tego rodzaju adnotacji. Oficjalnie Japończyk nie jest przypisany jedynie do ścieżki Thriller Show, puszczanej przez megafony w scenie toczącej się w parku rozrywki. Tak naprawdę jest to kompozycja Sobre las Olas (Over the Waves), napisana w XIX wieku przez meksykańskiego skrzypka Juventino Rosasa.
The Secret of the Telegian Sei’a Ikeno wypada chyba najsłabiej z całej trylogii mutantów Toho. Recenzowanej ścieżce dźwiękowej brakuje przede wszystkim utworów, do których chciałoby się naprawdę wrócić, a zbyt dużą jej część zapełnia drażniący na dłuższą metę, stricte ilustracyjny score. Pojedyncze eksperymenty brzmieniowe i wycieczki w stronę awangardy, a nawet kompozycje źródłowe, nie zmienią raczej opinii, że realia filmowe są najwłaściwszym miejscem dla tej muzyki.