Kinem „wuxia” określa się najczęściej filmy sztuk walk, których akcja osadzona jest w starożytnych Chinach. Gatunek ten powstał jeszcze w latach 20. ubiegłego wieku, lecz dopiero wraz z kolejnymi dziesięcioleciami zaczął zyskiwać co raz większą popularność. Pomimo tego gro z tych obrazów nie doczekało się światowego rozgłosu, gromadząc widzów głównie w rodzimych kinach. Przełom nastąpił dopiero w 2000 roku, gdy amerykański reżyser chińskiego pochodzenia, Ang Lee, podjął się realizacji filmu Wòhǔ Cánglóng, znanego szerzej pod anglojęzycznym tytułem Crouching Tiger, Hidden Dragon (Przyczajony tygrys, ukryty smok).
Produkcja opowiada o mistrzu Li Mu Bai, który poddaje się medytacjom, aby ukoić żal z powodu niepomszczonej śmierci swojego nauczyciela. Medytacje nie przynoszą jednak oczekiwanych rezultatów, przez co decyduje się oddać swój legendarny miecz, zwany Zielonym Przeznaczeniem, swojemu przyjacielowi, panu Te. Ten jednak nie cieszy się długo z podarunku, ponieważ potężna broń zostaje skradziona jeszcze tej samej nocy. Li Mu Bai przypuszcza, że zamieszana w to może być Nefrytowa Lisica, zabójczyni jego ukochanego mentora.
Film okazał się wielkim sukcesem komercyjnym i artystycznym, dzięki czemu utorował drogę kolejnym wysokobudżetowym dziełom spod znaku wuxia, takim jak Hero, czy Przysięga. Przyczajony tygrys, ukryty smok został obsypany wieloma nagrodami, w tym czterema Oscarami, co dla produkcji nieanglojęzycznej jest doprawdy niemałym osiągnięciem. Jedna ze statuetek powędrowała w ręce autora ścieżki dźwiękowej, Tan Duna, twórcy urodzonego w Chinach, lecz na stałe mieszkającego w Stanach Zjednoczonych, który pisze głównie muzykę poważną i od czasu do czasu także filmową. Jego partytura była również nominowana do Złotego Globu, lecz w tym przypadku musiała uznać wyższość głośnego Gladiatora Hansa Zimmera. Czy słusznie, to już kwestia sporna. Jakkolwiek chiński kompozytor wielu zaimponował tym, że cały score, jakże zresztą udany, ukończył w zaledwie dwa tygodnie. Ale czy faktycznie tak było?
Rzeczywiście, od postawienia na papierze nutowym pierwszej nuty skomponowanej pod filmowe kadry do ostatnich nagrań minęło około 14 dni. Tak naprawdę jednak proces twórczy był de facto znacznie dłuższy. Lee zaangażował Duna zaraz po ukończeniu swojego poprzedniego obrazu, Burzy Lodowej, która weszła do kin w 1997 roku. Od tego momentu obydwaj panowie rozpoczęli pracę nad Przyczajonym tygrysem, ukrytym smokiem, a zatem Chińczyk miał pokaźną ilość czasu na przemyślenie z reżyserem tego, jak będzie wyglądać ostateczna ścieżka dźwiękowa (tak na marginesie, podczas spotkań kompozytor śpiewał Lee niektóre melodie, ponieważ fortepian nie był w stanie dobrze oddać brzmienie glissand, w które miała obfitować przyszła partytura). Co ważne, Dun nie musiał zmierzyć się z temp trackami innych twórców. Lee sięgnął bowiem po jego koncertowe kompozycje – 2000 Today: A World Symphony for the Millennium oraz Symphony 1997.
Jako że film Lee łączy chińskie sztuki walki z romansem typowym dla europejskiej literatury, to było dość oczywiste, że Dun zechce dążyć do konsolidacji elementów muzyki wschodniej i zachodniej. Z racji miejsca akcji filmu, w partyturze Chińczyka dominują oczywiście te pierwsze, niemniej kompozytor pracował nad rozmaitymi koncepcjami, które pomogłyby mu osiągnąć obrany przez siebie cel. Wpadł na pomysł, aby zaangażować pochodzącego z dalekiej Azji solistę, który gra na klasycznym, orkiestrowym instrumencie. Dun nie musiał długo szukać. Wybór padł na uznanego wiolonczelistę Yo-Yo Mę, jego dobrego przyjaciela, z którym wcześniej zrealizował kilka prac, min. renomowane The Map. Nie obeszło się jednak bez pewnych komplikacji. Otóż z powodu problemów związanych z wizą do Chin, słynny wirtuoz zmuszony był zarejestrować swoje partie w Nowym Jorku, podczas gdy właściwa sesja nagraniowa odbyła się w Chinach pod batutą kompozytora.
To właśnie z myślą o Yo-Yo Mie, Dun napisał przesiąknięty romantyzmem temat przewodni, którego na soundtracku wydanym przez Sony Classical po raz pierwszy usłyszymy w The Eternal Vow. Co ciekawe, słychać w nim delikatne echa partytury Duna z dramatu historycznego Nanjing 1937 z 1995 roku. Chińczyk korzysta z owej melodii z rozsądkiem, serwując ją nam zazwyczaj w podobnych, stonowanych aranżacjach, nadających całości filozoficznego i nastrojowego kolorytu. Zresztą dobrze wpasowuje się to w specyfikę filmu, w którym Lee stawia nacisk przede wszystkim na kontemplację oraz rozwój postaci, aniżeli sceny walki (skądinąd bardzo efektowne).
Na bazie tematu głównego powstała także przebojowa piosenka promująca obraz, A Love Before Time. Na album trafiła w dwóch wersjach, angielskiej i mandaryńskiej. W obydwu przypadkach śpiewa ją Coco Lee, jedna z najpopularniejszych ówcześnie wokalistek urodzonych w Hong Kongu. Przerobienie melodii Duna na popową modłę (nie wyzbywając się jednocześnie orientalizmów muzycznych) wypadło na tyle przekonująco, że być może nawet słuchaczom nie gustującym w tym gatunku, utwory te przypadną do gustu. Obiekcje można mieć jednak do pojawiających się w pewnym fragmencie chórków, które wydają się nieco zbyt kiczowate. Jakkolwiek piosenki te naprawdę sprawnie domykają ten nietuzinkowy krążek.
Pomijając motyw przewodni, na płycie wyróżnia się kilka innych kompozycji. Wśród nich należy wymienić zwłaszcza Desert Capriccio, gdzie Yo-Yo Ma mógł się wykazać swoimi wirtuozerskimi umiejętnościami. Świetnie wypada również inna perełka tego score’u, czyli Encounter, w którym usłyszymy temat Lo, jednego z głównych protagonistów, który przewodzi pustynnym bandytom. Dun instynktownie wprowadza tutaj skalę arabską, nadającej świetnym smyczkom charakterystycznej barwy. Pomimo takich bardzo dobrych utworów, trzeba też sobie jednak powiedzieć, że nie wszystko wypada tak różowo. Cześć ścieżek bowiem może się okazać dla statystycznego miłośnika muzyki filmowej zbyt ascetyczna, jakby ospała, i jeśli nie uda się nam wczuć w klimat muzyki Duna, to przejście przez ten soundtrack wcale nie musi się okazać takie łatwe i przyjemne.
Jak wspomniałem wcześniej, Przyczajony tygrys, ukryty smok to także kino sztuk walki, w którym odnajdziemy wiele świetnie, wręcz misternie zrealizowanych pojedynków. Dun, który porównuje owe sekwencje do baletu i kaligrafii, ilustruje je przede wszystkim poprzez arsenał etnicznych perkusjonaliów. W tym materiale dają o sobie znać wpływy modernizmu, na którym kompozytor się wychował, i który obecny jest w większości jego prac, tak filmowych, jak i koncertowych. Choć do tego rodzaju technik ilustracyjnych Dun (i nie tylko) wracał w późniejszych filmach spod znaku wuxia, to jednak sama w sobie jest to muzyka dość surowa w brzmieniu, zwłaszcza dla europejskich odbiorców nie przyzwyczajonych do dalekowschodnich stylizacji. Chińczyk nie boi się jednak wprowadzać mocnych, typowych dla zachodnich orkiestr, dęciaków (min. utwór Sorrow).
Recenzowana partytura zwraca na siebie uwagę także bardzo dopracowanymi orkiestracjami. Większość stosowanych instrumentów posiada orientalne brzmienie, lecz należy zauważyć, że tak naprawdę pochodzą one z różnych regionów Azji. Punktem wyjścia dla Chińczyka były kultury leżące w pobliżu jedwabnego szlaku, czyli trasy, która przez wiele setek lat zapewniała łączność między Europą, a Chinami. I tak też do orkiestracji zostały wprowadzone takie instrumenty, jak popularny u Ujgurów rawap. Najlepszym przykładem świetnej żonglerki orkiestracjami jest jednak utwór Farewell, ilustrujący zakończenie jednego z dwóch wątków miłosnych. Usłyszymy wtedy piękny „dialog” pomiędzy wiolonczelą (prowadzącą temat główny), a erhu, którym towarzyszą spajające całość smyczki i perkusjonalia. Nie są to przypadkowe instrumentacje. Chińczyk chciał, aby wiolonczela pełniła rolę „męskiego głosu”, a erhu „żeńskiego”. Efekt jest doprawdy imponujący. Warto też zwrócić uwagę, że warstwa melodyczna partytury inspirowana była muzyką tradycyjną ludów zamieszkujących tereny, przez które wiódł jedwabny szlak. I tak też Dun wymienia jako źródło weny min. folklor hinduski i mongolski.
Przyglądając się ścieżce dźwiękowej z filmu Lee, nie możemy zapomnieć o bazującym na niej Crouching Tiger Concerto. Ta sześcioczęściowa kompozycja na solową wiolonczelę i orkiestrę została po raz pierwszy wykonana w londyńskim Barbican Centre 25 sierpnia 2000 roku, czyli zaledwie parę miesięcy po premierze obrazu. Jej odsłuch naturalnie nie jest czymś obowiązkowym dla fana muzyki filmowej, niemniej może stanowić ciekawe dopełnienie i zarazem podsumowanie soundtracku.
Ścieżka dźwiękowa z Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka to jedna z tych pozycji, których po prostu nie wypada nie znać, i nie mam tu na myśli jedynie faktu przyznania jej statuetki Oscara. Tan Dun w oryginalny sposób połączył tutaj elementy muzyki różnych kultur, dbając przy tym o jej najdrobniejsze niuanse, takie jak wysmakowane instrumentacje, czy harmonie. Oczywiście sam album nie zawsze zdaje egzamin poza filmowym kontekstem, gdyż parę fragmentów bywa niemrawych, lecz jednak wprost nie wypada nie docenić niekwestionowanej klasy, która wręcz bije od tej partytury.
Inne recenzje z serii: