Brian Tyler

Frank Herbert’s Children of Dune (Dzieci Diuny)

(2003)
Frank Herbert’s Children of Dune (Dzieci Diuny) - okładka
Mariusz Tomaszewski | 15-04-2007 r.

Ilustracja muzyczna z Children of Dune to najlepszy dowód na to, jak marną muzyką jest score z Frank Herbert’s Dune. Porównywanie tych dwóch albumów jest nieuniknione, a jednak mija się z celem. To jakby porównywać dzień i noc. Z jednej strony mamy muzykę, która ledwie radzi sobie w obrazie, z drugiej zaś taką, która wzbudza nasz zachwyt poza obrazem. Dlatego też postanowiłem zostawić Revella w spokoju i skupić się jedynie na Brianie Tylerze, gdyż jak najbardziej wart jest naszej uwagi. Kompozytor ten to istny człowiek orkiestra, na dodatek o niesamowitych pokładach energii. Czasami niestety odbija się na jego muzyce, gdyż ilość napisanych partytur przewyższa ich jakość. Aczkolwiek Children of Dune należy do takich albumów, gdzie nie wiadomo w którym miejscu zacząć wzdychanie. Trzeba się hamować, żeby nie przesadzić z liczbą ‘ochów’ i ‘achów’. Zwykle czepiamy się w muzyce wszystkiego, czego można się doczepić. Tym razem postanowiłem sobie odpuścić szukania dziury w całym, gdyż zwyczajnie takie albumy jak ten zdarzają się coraz rzadziej.

Jak udaną produkcją jest Children of Dune wie tylko ten, kto miał nieprzyjemność obejrzenia kolejnego ‘dzieła’ kanału Sci-Fi Channel, Legend of Earthsea. Kiedy wydawało się, że filmy spod szyldu SFC będą osiągały coraz wyższy poziom, okazało się, że ekranizacja sagi Franka Herberta była tylko wypadkiem przy pracy. Należy dodać, że na nasze szczęście wypadkiem nader udanym. Dzieci Diuny to nic innego jak ponad trzygodzinny mini-serial na podstawie dwóch kolejnych częsći (po Diunie), Mesjasz Diuny, oraz Dzieci Diuny. Całość jest jak najbardziej godna polecenia. Jak we Frank Herbert’s Dune muzyka była jedynie nieistotnym tłem, tak tutaj pełni rolę przewodnika po pustynnym świecie Diuny. Brian Tyler stworzył score tak bogaty tematycznie, że można by nim obdarzyć kilka filmów. Obecnie znajdujemy się w miejscu, gdzie muzyka filmowa zmierza w kierunku minimalizmu, tudzież mamy istną ścianę dźwięku i czysto ilustracyjny score. Mówi się, że zaczyna brakować miejsca na tematy, za które tak bardzo kochamy muzykę filmową. Wszystkim, którzy się podpisują pod tym stwierdzeniem, dedykuję ten score.

Main Title (House Atreides) to temat rodu Atrydów. Dostojny utwór podkreślający szlachectwo bohaterów, których losy stają się nam tak bliskie. W filmie ta muzyka służy za podkład pod napisy początkowe. Drugim tematem jest temat miłosny Paula i Chani, Dune Messiah. Moim skromnym zdaniem jest to jeden z najpiękniejszych tematów miłosnych, jakie dane mi było usłyszeć w muzyce filmowej. Wolno płynąca melodia wraz z delikatnym żeńskim wokalem zawiera w sobie nutkę melancholii i niepokoju, co jest adekwatne do losu Paula i miłości jego życia. W dalszej części pojawia się również temat Leto II, który staje się prawdziwym Mesjaszem, mamy też etniczne rytmy jakże charakterystyczne dla miejscowych Fremenów. Tylerowi wspaniale udało się połączyć epicki rozmach świata Diuny z jego jakże egzotyczną kulturą, na której swe duże piętno odcisnęła religia. Tym razem naprawdę czuć rozmach! 95-cio osobowa orkiestra robi swoje. Wtedy kiedy trzeba, pędzi na złamanie karku, zaś w innych chwilach zwalnia i ucieka w minimalizm. Na dodatek występuje tu cała gama etnicznych instrumentów smyczkowych i perskusyjnych oraz sampli, które stworzył Tyler na potrzeby tejże produkcji. Nie uświadczymy tutaj nudnego underscore’u, wszystko jest uporządkowane i poukładane tak, aby dać słuchaczowi jak największą przyjemność ze słuchania tej muzyki. Do wyliczanki udanych posunięć kompozytora należy dodać utwór Inama Nushif. Liryczna melodia utrzymana trochę w stylu Gladiatora, (Now We are Free) zasługuje na uznanie z powodu wokalu. Nie chodzi bynajmniej o głos, który mimo iż jest sympatyczny, nie wybija się na pierwszy plan. Chodzi o tekst, który śpiewany jest w języku Fremenów (stworzony przez Herberta). Brian Tyler przekopał się przez wszystkie części sagi w poszukiwaniu słów, po czym sam napisał tekst. Determinacja zaiste godna podziwu. Na koniec zostawiłem sobie najlepsze. Nie bez przyczyny Summon the Worms widnieje u mnie na szarym końcu. W filmie trzeba się sporo naczekać, aby usłyszeć melodię, która stała się wizytówką tego score. Zaczyna się niewinnie. Spokojne i dostojne smyczki nie zapowiadają tego, co ma nadejść. Dołączają się kolejne instrumenty i zaczyna się prawdziwa magia. Kiedy usłyszałem to po raz pierwszy, ciarki przeszły mi po plecach. Temat, który rozpędza się powoli, osiąga swoje apogeum i kiedy chcemy wziąć oddech… przyspiesza. W tym miejscu przychodzi mi na myśl tylko jedno nazwisko. Nieodżałowany Jerry Goldsmith, to jego styl. Temat ten trudno nazwać tematem czerwia czy tematem wojny (słyszymy go również w The Jihad), niemniej jest naprawdę najbardziej udanym kawałkiem w długiej już filmografii młodego kompozytora.

6 tygodni Tyle czasu miał Brian Tyler na napisanie tej muzyki. Prace ukończył wcześniej, co pozwoliło na wykorzystanie już gotowych kawałków w trailerze.

36 Tyle utworów otrzymujemy na albumie. Może wydawać się dużo, gdy jednak weźmiemy pod uwagę, iż na potrzeby filmu kompozytor stworzył 174 tracki, to 36 nie wydaje się już wcale taką imponującą liczbą.

77 minut Tyle trwa ten album. Dla wielu pewnie będzie to za wiele, jednak z ponad prawie czterogodzinnego obrazu wybranie najlepszego materiału wymagało nie lada sztuki i ostrożności. Dla mnie nie jest za dużo, ani za mało, jest po prostu idealnie.

Bez względu na to, czy zna się sagę Franka Herberta, bez względu na to, czy oglądało się Dzieci Diuny, warto sięgnąć po ten album. Jest to wspaniała podróż do starożytnego świata umieszczonego w bardzo odległej przyszłości. Jak do tej pory Brian Tyler nie stworzył nic równie udanego jak Children of Dune, mimo to dla mnie pozostaje on utalentowanym kompozytorem. Czas jednak najwyższy, aby przestać uchodzić za utalentowanego twórcę i przeistoczyć się w wielkiego maestro. Opisany tu album dowodzi, że jest na to duża szansa, i oby Tyler jej nie zmarnował.

„Inama Nushi”, muzyka i słowa: Brian Tyler

Inama nushif (Jest wieczna)

Al asir hiy ayish (Obca jej złość)

Lia-anni (Szczególna i nieskończona)

Zaratha zarati (Ostatczenie związana)

Hatt al-hudad (Poprzez nawałnicę)

Al-maahn al-baiid (Potopu lub burzy)

Ay-yah idare (Pojedynczy głos)

Adamm malum (Przemawia poprzez rwący potok)

Hatt al-hudad (Poprzez nawałnicę)

Al-maahn al-baiid (Potopu lub burzy)

Ay-yah idare (Pojedynczy głos)

Adamm malum (Przemawia poprzez rwący potok)

Inama nishuf al a sadarr (Jej głos zawsze śpiewa)

Eann zaratha zarati (Poprzez więzy czasu)

Kali bakka a tishuf ahatt (Poświęcenie jest jej darem)

Al hudad alman dali (Nieporównywalnym z żadnym innym)

Inama nishuf al a sadarr (Jej głos zawsze śpiewa)

Eann zaratha zarati (Poprzez więzy czasu)

Kali bakka a tishuf ahatt (Poświęcenie jest jej darem)

Al hudad alman dali alia (Iż Alia pewnego dnia się zrówna)

Inama nushif (Jest wieczna)

Al asir hiy ayish (Obca jej złość)

Lia-anni (Szczególna i nieskończona)

Zaratha zarati (Ostatczenie związana)

Inna recenzja z serii:

  • Frank Herbert’s Dune
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze

    Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.