„Holmesowy konkurs” zorganizowany wspólnymi siłami przez portale FilmMusic.pl i Hatak.pl uznajemy oficjalnie za zamknięty. Najwyraźniej dosyć nietuzinkowa forma zabawy sprawiła, że otrzymaliśmy mniej niż zwykle zgłoszeń, bo niespełna 50. Pomysłowość biorących w niej udział osób czasami jednak zaskakiwała. Wśród wielu prostych, bądź bardziej skomplikowanych wywodów na temat tego, czemu Hans Zimmer powinien, bądź też nie, otrzymać statuetkę Oscara za muzykę do filmu Sherlock Holmes, znalazły się również wiersze, ciekawe dialogi, nawet komiksy i inne grafiki oraz… filmiki!! Chciałoby się nagrodzić co najmniej połowę z nich, niestety przewidzieliśmy tylko dwie nagrody, a przypomnę, że są nimi płyty z muzyką do Sherlocka Holmesa ufundowane przez Sony Music Polska. Postanowiliśmy więc jedną przekazać osobie, która najciekawiej zracjonalizowała to, czemu Zimmer powinien dostać Oscara w tym roku za muzykę. Drugi krążek powędrował z kolei do osoby, która najbardziej przekonywała do tego, czemu Niemiec otrzymać tej statuetki nie powinien. Oto zatem zwycięscy i ich prace:
Pytasz, dlaczego muzyka Hansa Zimmera do „Sherlocka Holmesa” moim 
zdaniem powinna otrzymać Oscara? Dedukcja, drogi Watsonie. Spójrzmy na 
pozostałe nominacje… Co my tu mamy…
Zacznijmy od „Up”. Pan Michael Giacchino zapomniał najwyraźniej, że 
filmy animowane oglądają głównie dzieci, które od muzyki tego pokroju 
mogą w kinie rozboleć tylko głowy. Słuchając tej ścieżki, ma się przed 
oczami – nie heroiczne przygody chłopca i staruszka, ale 
przeplatające się obrazy obyczajowego tasiemca z dokumentem o stadzie 
słoni, gdzieś w odległej południowo- wschodniej Azji…
 „Avatar” z kolei to klasyczny przykład muzyki zaczerpniętej po trochu z 
wszystkiego. Od Ennio Morricone, przez różnorakie autoplagiaty pana 
Hornera, aż po wyżej wymienionego Hansa Zimmera. Ścieżka nie zaskakuje, 
nie powala, ot ilustracja, której po obejrzeniu filmu każdy by się 
spodziewał, a przecież jej pisanie trwało i trwało, niczym twoje 
zamiłowanie do Mary Morstan, Watsonie… Z tą różnicą, że to drugie 
trwa i trwa…
Nie denerwuj się już, cóż mamy dalej? Ah tak, „The Hurt Locker” Marco 
Beltramiego i Bucka Sandlersa. Otóż, to pokłosie czyjejś zaawansowanej 
schizofrenii nie nadaje się na oscarowe gale, gdyż najwybitniejszym 
dziełem roku nie może zostać ścieżka muzyczna, która jest nieprzyjemna 
dla ucha, napawa negatywnymi emocjami i epatuje nastrojem rodem z 
pogrzebów deathmetalowych gwiazd. Tak się rodzą szaleńcy, Watsonie…
No i wreszcie „Fantastic Mr Fox” Alexandra Desplata. Nie przeczę, iż 
jest to istny raj dla detektywa, gdyż smaczków tu i nawiązań co nie 
miara. Problem w tym, że brakuje tego, co by smaczkiem i nawiązaniem nie 
było. Pod kotarą bardzo przemyślanej ilustracji właściwie nie ma nic, co 
wyróżniałoby tę ścieżkę spośród pozostałych. Zlewają się tu kompozycje 
tylu różnych maści, że w gruncie rzeczy Fantastyczny Pan Lis zdaje się 
być postacią nie z tej bajki…
Jak widzisz więc, Watsonie, drogą czystej dedukcji dochodzimy do 
wniosku, iż tylko Hans Zimmera za „Sherlocka Holmesa” zasłużył na 
statuetkę Oscara… Oh, ależ wiem, że ludzie mówią co innego. Na tym 
jednak polega dola detektywa. Kimże byłby Sherlocka Holmes, gdyby nie 
potrafił zaskoczyć?
Zwycięzcom serdecznie gratulujemy. Nagrody wyślemy tradycyjnie pocztą gołębią. Wszystkim uczestnikom konkursu z kolei dziękujemy za ich zainteresowanie!
