Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Martin Phipps

The Crown: Sezon 4

(2020)
5,0
Oceń tytuł:
Tomasz Ludward | 28-01-2021 r.

Wraz z postępującą linią czasu serialu tradycją stało się obsadzanie coraz to nowych aktorów i twórców The Crown. I choć nie mamy pewności co do kolejnego kompozytora w stawce, Martin Phipps właśnie daje kolejny argument twórcom, że jego angaż nie jest przypadkiem. Po sezonie trzecim – wymyślonym przez niego na nowo – gdzie odrzucił pompatyczność pierwszych dwóch odsłon widowiska, przyszedł czas na zmierzenie się z rewolucją. To odpowiedź nie tylko na nowe twarze serii, ale również kulturową barwność epoki.

A zatem jedna z flagowych produkcji Netflixa wkracza w lata 80., a wraz z nią realizatorska uwaga zwraca się w stronę kobiet, które wstrząsnęły dekadą. Mowa oczywiście o Margaret Thatcher – Żelaznej Damie, premier i przewodniczącej partii konserwatystów oraz Dianie Spencer, tragicznej księżnej Walii, najczęściej fotografowanej kobiety w historii. Obie bohaterki, choć w różnym stopniu, muszą zaaklimatyzować się nowych rolach i symbolicznie, a czasem dosłownie, stawić czoła koronie i jej skomplikowanej obyczajowości.

Zanim to jednak nastąpi, score Phippsa nie może zignorować popowych hitów dekady, takich jak Girls on Film Duran Duran i Edge of Seventeen Steviego Nicksa. Nietrudno się domyśleć, że promotorką tych brzmień jest Diana, czego najlepszy dowód otrzymujemy w trzecim odcinku, kiedy księżna wykonuje pełen pasji układ choreograficzny do Song for Guy Eltona Johna. Odpowiedzią na taki stan rzeczy jest dorzucenie do dość bogatej palety dźwięków The Crown syntezatora – czegoś, co dla kompozytora było miłą odskocznią i środkiem, by oddać popularność księżnej, jaką cieszyła się wśród obywateli na całym świecie. Wyraz tej diano-manii usłyszymy w elektronicznym, pasującym do tanecznego parkietu The Diana Effect.

Przyszłą żonę księcia Karola poznajemy podczas jego wizyty w posiadłości Spencerów. Przygotowująca się do szkolnego spektaklu Snu nocy letniej, Diana, w stroju „szalonego drzewa” czmycha po sali, intrygująco zaganiając do Karola. Dla tej sceny kompozytor rezerwuje temat na harfę. Choć to bardzo delikatna i łatwa do przeoczenia melodia, jej początek sięga poprzedniego sezonu, a zatem tej części historii, w której nikt spoza establishmentu nie otrzymał umownej przepustki na dwór. Diana, będąc niejako wprowadzona na salony wariacją harfy, dostaje jednocześnie ciche przyzwolenie na dołączenie do Windsorów.

Prawdziwym jednak muzycznym zwierciadłem Diany jest przewrotnie zatytułowany utwór Fairytale, który towarzyszy przygotowaniom do królewskiego ślubu. To zupełnie nowy fragment napisany na potrzeby sezonu i, jednocześnie, jego najbardziej reprezentatywna odsłona, o czym w krótkiej wideo-analizie przekonuje sam Martin Phipps. Zamknięta w pałacu Diana oczekuje na powrót przyszłego męża niczym mitologiczna Penelopa. W tle słyszymy żeński wokal, odbijający się echem od pustych ścian komnat Buckingham. Używając tego środka, Phipps chciał podkreślić samotność przyszłej księżnej i jej wewnętrzną rozpacz na godziny przed czymś, co powinno napawać ją szczęściem – ślubu z Karolem. Dalej reżyser pokazuje kolejnych członków rodziny szykujących się do ceremonii, a sam Phipps wprowadza smyczki oraz „ciężką” królewską orkiestrację, sprawiając, że Diana jest tutaj ledwo widoczna, a raczej zupełnie tłumiona przez bezwzględną etykietę. Dopełnieniem Fairytale jest utwór Voices, również bazujący na subtelnym wokalu, aczkolwiek, w większym stopniu, kontynuującym tradycję Duckshoot – głównego tematu całej serii, stworzonego przez Nicka-Glennie Smitha.

Być może za dużo w muzyce uwagi poświęca się młodej księżnej. Margaret Thatcher bowiem nie znajduje aż takiego poklasku w tematach Phippsa. Jej muzyczne zaplecze możemy odkryć w utworze Queen vs PM, którego druga część, stylizowana na patriotyczną nutę, świetnie oddaje poczucie obowiązku premier oraz ciężar gatunkowy powierzonego urzędu. Pozostałe wątki, te bazujące na napięciu pomiędzy Downing Street a królewskim dworem, ubrane są w aranżacje z sezonu trzeciego. Siłą rzeczy, w czwórce nie może brakować wyrazistości jej poprzedników. Dlatego Daggers eksponuje temat „dworu królewskiego”. Hereditary podsuwa patetyczne i żałobne tony na kształt pamiętnego Aberfan, natomiast Fred & Gladys stawia na posępną trąbkę, będącą komentarzem do skazanej na porażkę relacji Karola z Kamilą.

The Crown: Season IV jest tym, czy mogliśmy się spodziewać – jest kontynuatorem udanej interpretacji Phippsa i czymś jeszcze. To coś, to dotrzymująca kroku tematyka „nowości”. Od epoki, poprzez politykę, do kluczowej obecności Diany, Phipps ani razu nie daje się poznać jako kompozytor bez pomysłu, odcinający kupony po sukcesie poprzedniej odsłony serii. The Crown ma się świetnie muzycznie i raczej nic nie zapowiada, by ten stan miał ulec zmianie. Wystarczy zwrócić uwagę na Your Royal Highness, ostatni utwór na płycie. Wszystkie dotychczasowe finały produkcji kładły muzyczny nacisk na królową. Tutaj jest inaczej. Narracja Diany prze do przodu, a jej obecność zostaje utwierdzona pod postacią optymistycznego, bazującego na gitarze epilogu. Mamy nadzieję, że szumnie zapowiada on więcej jakościowej muzyki serialowej.

Najnowsze recenzje

Komentarze