Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Blake Neely

Greyhound (Misja Greyhound)

(2020)
3,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 19-07-2020 r.

Wydawać by się mogło, że tematyka II wojny światowej jest już przez amerykańskich filmowców totalnie wyeksploatowana. A tu proszę, kolejne widowisko, które nie dość, że daje nam wgląd w „zaplecze” alianckich działań, to na dodatek jest inicjatywą człowieka, który w kinie wojennym niejedno już powiedział. Misja Greyhound (Greyhound) to film opary na bestsellerowej powieści C. S. Forstera. W centrum uwagi stawiany jest kapitan Ernest Krause dowodzący amerykańskim niszczycielem chroniącym konwój 37 statków transportowych przed niemieckimi U-bootami. I to właśnie jego decyzje oraz ich konsekwencje podczas najbardziej niebezpiecznego z etapów tej misji są przedmiotem filmowej adaptacji. Scenariusz do tego obrazu napisał wcielający się również w główną rolę, Tom Hanks, natomiast za kamerą stanął Aaron Schneider. Półtoragodzinne widowisko, które pierwotnie trafić miało do kin w czerwcu 2020 roku, w związku z postępująca epidemią wylądowało ostatecznie na platformie streamingowej Apple+. Możliwe, że ta decyzja uchroniła Greyhound przed utonięciem w morzu głośniejszych i lepiej promowanych widowisk planowanych na letni sezon kinowy. Faktem jest, że zrealizowany za ok. 50 mln$ film wojenny nie porywa wizualnie (mimo, że w głównej mierze się na tym opiera), ale nadrabia świetną kreacją Hanksa i sprawnie prowadzoną narracją skupioną w głównej mierze wokół scen konfrontacji. Wszystko to sprawia, że Greyhound ogląda się z niemniejszym zaangażowaniem i przejęciem niż rozdmuchaną medialnie Dunkierkę Christophera Nolana. Analogię pomiędzy tymi filmami można również zauważyć na innej płaszczyźnie – muzycznej. Nie chodzi bynajmniej o styl, w jakim stworzone zostały obie ścieżki dźwiękowe, ale intensywność z jaką (za wszelką scenę) warstwa muzyczna stara się wdzierać w obraz.



Do stworzenia ścieżki dźwiękowej zaangażowano Blake’a Neely’ego – amerykańskiego kompozytora, który jest jednym z najbardziej zapracowanych i najprężniej działających twórców ścieżek dźwiękowych do seriali telewizyjnych. Trzeba przyznać, że nisza, w której doskonale się odnalazł po zakończeniu współpracy z Hansem Zimmerem była również swego rodzaju pułapką wpychającą go w objęcia wyuczonych tricków i dosyć wąskiego zaplecza stylistycznego, na bazie którego kreował swoje prace. A rozpędzał swoją karierę przecież jako aranżer, kompozytor i dyrygent wielu bardzo głośnych i cenionych prac Niemca. Jedną z nich była między innymi ilustracja do fenomenalnego serialu Pacyfik, gdzie przypadła mu rola współtworzenia tematu przewodniego i rozciągania go na znaczną część partytury do produkcji HBO. To doświadczenie okazało się bardzo przydatne podczas kreowania dramaturgicznej cząstki partytury do Greyhound. Kompletnie natomiast nie przydało się w budowaniu struktury i architektury całej oprawy muzycznej. Sporo bowiem zmieniło się od czasów Pacyfiku. Zmieniło się przede wszystkim kino wojenne i sposób umuzyczniania tego typu filmów. A wszystkiemu winna jest… Dunkierka.



Od wielu lat w kinie wojennym starano się balansować realizm scen batalistycznych z lekkim „koloryzowaniem” dramatu bohaterów. Oczywistym rozwiązaniem była więc powściągliwość w ingerowaniu w te pierwsze, by z jeszcze większym impetem uderzyć w emocjonalną cząstkę widowiska. Dunkierka niejako wywróciła tę filozofię dosłownie bombardując odbiorcę napastliwą, opartą na prostej rytmice i melodyce, sound-designerską muzyką. Można więc przypuszczać, że Blake’a Neely stanął przed koniecznością podążania tym szlakiem, zwłaszcza że widowisko Schneidera, to przeskakiwanie od jednej sceny batalistycznej do drugiej. Miejsca na złapanie oddechu lub zatrzymania się nad konkretnymi postaciami jest tutaj stosunkowo niewiele. Poza enigmatycznymi przebitkami z równie enigmatyczną kobietą w tle nie otrzymujemy praktycznie żadnego akceleratora napędzającego emocjonalną cząstkę widowiska. Mimo wszystko Neely nie pozostaje obojętny wobec pojawiających się na ekranie postaci. Wiąże ich powściągliwą melodią, która dochodzi do głosu w sekwencjach ukazujących zmęczone, choć pełne determinacji twarze bohaterów. Osadzenie jej na gruncie rozciągłego, ambientowego dźwięku pozwoliło na stworzenie mostu łączącego prowizoryczną lirykę z akcją oraz suspensem. Te ostatnie dominują w ścieżce dźwiękowej do Greyhound. W przeciwieństwie do Zimmera Neely dystansuje się od budowania rozległych, sound designerskich pejzaży. Choć kompozytor szczelnie wypełnia niemalże każdą filmową przestrzeń, to jednak stawia na opowiadanie wydarzeń. Niepisanym narratorem jest prowizoryczny temat akcji blendowany z dyktującymi tempo, smyczkowymi ostinatami. Ciekawe jest również to, co dzieje się w tle, czyli wypełnianie tych przestrzeni elektroniką oraz efektami dźwiękowymi imitującymi np. pracę sonaru. Modulowanie skalą i głośnością (efekt wnoszenia i opadania) jest natomiast klasycznym trickiem rozwiązującym kwestię ogłuszającego huku fal wypełniającego sferę audytywną. Szkoda tylko, że dźwiękowy miks niezbyt łaskawie się obchodzi z tymi zabiegami. Z drugiej strony przykład Dunkierki wyraźnie pokazał, że zbyt głośno podłożona muzyka potrafi osiągnąć skutek odwrotny do zamierzonego.


Próba rekompensaty zbytnią wylewnością w konstruowaniu albumu soundtrackowego również nie przysłużyła się poprawie wizerunku tej pracy. Opublikowany cyfrowo przez Lakeshore Records zawiera praktycznie całość ilustracji, jaka miała okazję wybrzmieć w filmie. Prawie 80-minutowe słuchowisko cierpi na chroniczną niemożność w przykuwaniu uwagi odbiorcy na dłużej niż kilka minut. Obnaża również bolączki i ograniczenia w zakresie wykonawstwa, z jakimi w czasie pandemii musiał się mierzyć kompozytor. Nie jest to bynajmniej nic nowego dla twórcy przywykłego do nieustannej pracy w obrębie samplowanych orkiestr. W każdym razie można było tego wszystkiego oszczędzić potencjalnym słuchaczom, stawiając na optymalny miks grupujący poszczególne fragmenty w ramach suit tematycznych.



Jeżeli miałbym szukać na tym albumie konkretnych punktów odniesienia, to postawiłbym przede wszystkim na końcówkę słuchowiska, a mianowicie na dwa ostatnie utwory. Pierwszy ilustrujący finalną konfrontację, jest idealną wykładnią potencjału drzemiącego w muzycznej akcji. Drugi, to już fenomenalny popis budowania coplandowskiej, patetycznej atmosfery. I to właśnie ten utwór, z którego emanuje liryczne piękno i aranżacyjne wyczucie godne tematu z Pacyfiku jest towarem ekspertowym ścieżki dźwiękowej do Greyhound. Może więc zamiast inwestował w cały album warto zainteresować się tylko tymi dwoma kawałkami?



Musze przyznać, że przed filmowym seansem z wielkim dystansem podchodziłem do tej ścieżki dźwiękowej. Przez lata nazwisko Neely kojarzyło mi się głównie z odtwórczą pracą na rzecz średnio inspirujących seriali z uniwersum DC. I choć efekt końcowy jest niczym więcej jak tylko kolejnym przejawem podążania za mainstreamowymi wzorcami, to jednak w zderzeniu z widowiskiem Schneidera wydaje się mieć jakąś rację bytu. Greyhound nie będzie żadnym przełomem w karierze amerykańskiego kompozytora, ale jej drobnym urozmaiceniem. Tak samo, jak niezobowiązującym urozmaiceniem mocno wyeksploatowanego kina wojennego wydaje się filmowe Greyhound.


Najnowsze recenzje

Komentarze