Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Nobuo Uematsu

Lost Odyssey

(2008)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 20-03-2020 r.

Po opuszczeniu Square Enix w 2003 roku, Nobuo Uematsu podpisał kontrakt na zilustrowanie trzech gier komputerowych początkującej wytwórni Mistwalker, założonej przez twórcę serii Final Fantasy Hironobu Sakaguchiego. Obydwaj panowie najpierw pracowali nad Blue Dragon, tytułem adresowanym głównie do młodszych fanów wirtualnych przygód. Następnie zdecydowano się na bardziej ambitny i poważny projekt. Lost Odyssey zadebiutowało na przełomie 2007 i 2008 roku. Był to klasyczny jRPG osadzony w świecie łączącym elementy fantastyki oraz science fiction (notabene, pewna analogia z Final Fantasy). Rozgrywka skupia na nieśmiertelnym bohaterze o imieniu Kaim Argoner, który jest w stanie zdobywać umiejętności pokonywanych wrogów. Jak przystało na ten gatunek, gracz dowodzi również kilkoma innymi postaciami.

Co zatem przygotował jeden z najsłynniejszych kompozytorów muzyki do gier komputerowych? O ile Blue Dragon pod względem estetycznym tkwiło ewidentnie jeszcze w latach 90., co akurat można było poniekąd tłumaczyć kolorową i kanciastą grafiką oraz pewnymi infantylizmami, o tyle Lost Odyssey pokazuje zwrot Uematsu w stronę bardziej dojrzałego brzmienia. Futurystyczno-fantastyczna opowieść zrealizowana według najnowszych technologii nie mogłaby już oprzeć się jedynie na brzmieniu sampli, jak to miało często miejsce w przypadku tytułów spod znaku Final Fantasy czy we wspomnianym Blue Dragon. Lost Odyssey to pierwszy soundtrack w karierze japońskiego kompozytora nagrany w dużej mierze za pomocą orkiestry. Nie brak tu pewnych elementów elektronicznych i rockowych, jak to u Uematsu, ale fakt zarejestrowania około dwóch godzin stricte symfonicznej muzyki jest warty odnotowania (tym bardziej że Final Fantasy bywało nierzadko krytykowane za nieco archaiczne brzmienie).

Uematsu jest bez wątpienia jednym z najbardziej melodyjnych kompozytorów piszących na potrzebny gier komputerowych, a Lost Odyssey jest kolejnym dowodem potwierdzającym tę tezę. Nie ma chyba takiego gracza, któremu po zapoznaniu się z dziełem Sakaguchiego nie brzęczałby w głowie temat główny. Nastrojowość połączona z nutką heroizmu, pseudomarszowa aranżacja, a nawet sama konstrukcja linii melodycznej przywołują skojarzenia z kultowym Terra’s Theme z FF VI, co można uznać za rekomendację samą w sobie. Wspaniale wypadają również elektroniczne dodatki oraz wokalny temat B ze środka utworu. Myślę, że Main Theme należałoby zaliczyć do najbardziej udanych kompozycji Uematsu z pierwszej dekady XXI wieku.

Temat główny pojawia się w kilku wariacjach. Najciekawszą z nich znajdziemy w utworze Neverending Journey. Uematsu podejmuje tutaj stylistykę muzyki ludowej Południowej Ameryki. Słyszany kenę, gitary oraz stosowne perkusjonalia. Aranżacja jest na tyle przekonująca, że nie znając pochodzenia utworu, moglibyśmy przypuszczać, że to jedna z tamtejszych melodii. Japończyk co prawda podjął już próby nawiązania do muzyki Andów w FF IX oraz na swoim albumie studyjnym Phantasmagoria, ale to właśnie w Lost Odyssey ta koncepcja znajduje właściwe rozwinięcie. Kompozycja, co ciekawe, kończy się dość gwałtownym wejściem gitar elektrycznych oraz perkusji. Nie jestem fanem rockowych eksperymentów Japończyka, ale pojawienie się tego typu brzmień po zaintonowaniu tematu za pomocą południowoamerykańskiego instrumentarium wypada doprawdy świetnie i ekstrawagancko.

Siłą soundtracku są również piosenki: Kaette kuru, kitto, Who You Are oraz Eclipse of Time, wszystkie z muzyką Uematsu i słowami Sakaguchiego. Każda z nich otrzymała swoją instrumentalną wersję, odpowiednio na fortepian, gitarę oraz harfę. Myślę jednak, że warto je poznać przede wszystkim pod ich wokalnymi postaciami. Kaette kuru, kitto, jedyna śpiewana po japońsku, wypada całkiem przebojowo. Melodia może nie jest szczególnie porywająca, ale utwór nadrabia energią oraz świetnym motywem smyczków funkcjonującym w roli odpowiednika gitarowego riffu. Kolejne dwie piosenki śpiewa w języku angielskim Sheena Easton, znana fanom kina z bondowskiego przeboju For Your Eyes Only. Who You Are to ballada popowa z elementami rockowymi w dość typowym stylu dla prac Uematsu z serii Final Fantasy. Jednak jeszcze bardziej ze światem „ostatniej fantazji” kojarzyć się będzie trzeci song – Eclipse of Time. W zasadzie można by go uznać za jeden z zaginionych tematów piosenkowych z Final Fantasy. Słyszymy tu dokładnie ten sam nastrój: pełny melancholii, wyciszający, jakby subtelnie infantylny i kołysankowy, ale przy tym rozdzierający najtwardsze serca melomanów. Na plus należy zaliczyć również fantastyczną interpretację Easton, która doskonale zrozumiała charakterystyczny styl Japończyka. Eclipse of Time to 100 procent Uematsu w Uematsu, a przy tym jedna z jego najbardziej udanych piosenek.

Temat główny oraz piosenki to nie jedyne elementy, które będą nasuwać skojarzenia z Final Fantasy. W zasadzie Lost Odyssey można uznać za swoiste przedłużenie tej serii. I tym razem usłyszymy znajomy miks rozmaitych gatunków muzycznych, począwszy od wspomnianej orkiestry, przez elementy elektroniczne, trip-hopowe, etniczne, jazzowe, na rockowych kończąc. Jednak dzięki szerokiemu zastosowaniu muzyki orkiestrowej, ścieżka dźwiękowa z Lost Odyssey od swoich poprzedniczek z uniwersum Final Fantasy wydaje się bardziej spójna. Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że ma się nieposkromioną ochotę wracać do innych utworów niż tych omawianych we wcześniejszych akapitach. Odsłuch Lost Odyssey przebiega bezproblemowo, ale wielu kompozycjom trochę brakuje pazura i wyrazistości, nawet jeśli na brak pobocznych motywów i pomysłów aranżacyjnych nie możemy narzekać. Tym samym podczas zapoznawania się z ponad 2,5-godzinnym słuchowiskiem zafundowanym przez wytwórnię Aniplex może się wdać nutka znużenia. Ułożenie około 50-minutowej składanki najciekawszych kawałków z pewnością byłoby dobrym rozwiązaniem.

Pewnym problemem są elementy rockowe i elektroniczne. O ile takowe koncepcje brzmieniowe całkiem nieźle radziły sobie w realiach gier komputerowych z lat 90., o tyle w obliczu nowoczesnej grafiki i poważnej historii opowiadanej przez Sakaguchiego zdają się trochę kiksować. Ambiwalentne odczucia wzbudza również utwór, z którego Uematsu jest najbardziej dumny – Howl of the Departed, ilustracja finałowej bitwy. Pojawiają się tutaj przywołujące na myśl Blue Dragon staccato partie samplowanego chóru, gitary elektryczne oraz perkusja. Uematsu chciał stworzyć tutaj coś na wzór swoich kultowych, chóralno-rockowych kompozycji pokroju Dancing Mad i One-Winged Angel. Niestety flagowy utwór akcji z Lost Odyssey nie dorównuje wymienionym tytułom. Od strony melodycznej prezentuje się wręcz trywialnie, połączenie sampli i gitar wydaje się nieznośne, a partie chóru są w dziwny sposób przytłumione. Z pewnością znajdą się amatorzy takiego ostrego grania, ale osobiście odbieram ten kawałek jako niezbyt udaną próbę Uematsu dorównania swoim dawnym dziełom. Z muzyki akcji dużo bardziej polecałbym A Formidable Enemy Appears!.

Nobuo Uematsu pewnego razu stwierdził, że ze swoich wszystkich dotychczasowych ścieżek dźwiękowych najbardziej ceni sobie właśnie Lost Odyssey. Mając na uwadze świetną muzykę z Final Fantasy, trudno się zgodzić z Japończykiem. Recenzowana pozycja nie jest tak przebojowa i zróżnicowana, jak soundtracki z „ostatnich fantazji”, a do tego ciężko się nie oprzeć wrażeniu, że gdyby nie one, większość materiału z Lost Odyssey nigdy by nie powstała. Mimo wszystko Lost Odyssey to udana praca. Świetny temat główny, dobre piosenki oraz wyczekiwane od lat przez fanów symfoniczne brzmienie czynią ten projekt jednym z najciekawszych dzieł Uematsu nienapisanych na potrzeby Final Fantasy.

Najnowsze recenzje

Komentarze