Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Henry Jackman, Alex Belcher

21 Bridges

(2019)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 18-02-2020 r.

W centrum Nowego Jorku w środku nocy dochodzi do napadu, w wyniku którego ginie siedmiu policjantów. Przybyły na miejsce detektyw, Andre Davis, postawiony zostaje przed karkołomnym zadaniem schwytania sprawców zbrodni jeszcze przed 5 rano. Bowiem tylko do tego czasu jest możliwe zamknięcie wszystkich mostów łączących Manhattan z resztą miasta. Do pomocy przydzielona mu zostaje partnerka, a podczas wykonywania czynności policyjnych na jawy wychodzi wielki spisek, w który zamieszani są jego koledzy po fachu. Wydawać by się mogło, że oto przed nami kolejne kino policyjne, gdzie uwaga odbiorcy kierowana będzie w stronę licznych strzelanin, pościgów i dynamiki montażu. I oczywiście tego wszystkiego nie zabrakło w obrazie Briana Kirka, 21 Bridges. Historia stworzona przez Adama Mervisa trafiła jednak na podatny grunt. Na święcący triumfy duet filmowców: Anthony’ego i Joe Russo. Nie mogąc osobiście zająć się tym obrazem, postawili się w roli producentów, doglądając tego projektu na tyle, na ile pozwalał im wolny czas miedzy Avangersami. To właśnie z ich polecenia główna rola przypadła „gwieździe” Czarnej Pantery, Chadwickowi Bosmanowi, a cały film osnuty został mrocznym, quasi-noirowym klimatem. I mimo dosyć satysfakcjonującego efektu końcowego, ostatecznie nie udało się sprzedać tego filmu w zadowalającym stopniu. Bynajmniej nie w takim, do jakiego przyzwyczaiły braci Russo ich autorskie projekty.



Wśród wielu aspektów tego widowiska, nad którymi kontrolę sprawowali Anthony i Joe Russo była między innymi kwestia angażu kompozytora oryginalnej ścieżki dźwiękowej. I tutaj obyło się bez większych niespodzianek. O stworzenie adekwatnej muzyki poprosili bowiem współpracującego już z nimi wcześniej, Henry’ego Jackmana. Czemu nie Alana Silvestriego, skoro to właśnie przy jego muzycznym udziale słynni bracia świętowali największe triumfy? Przede wszystkim dlatego, że Silvestrii w Avengersach był opcją narzuconą niejako przez władze Marvel Studios. Ale to Jackman był tym, który najbardziej nadawał „na falach” braci Russo. Najlepszym tego przykładem są ścieżki dźwiękowe do drugiej i trzeciej części Kapitana Ameryki. I choć Zimowy żołnierz jest solą w oku (i uchu) tradycjonalistów muzycznego gatunku superhero, to jednak nie można odmówić tej partyturze skuteczności w budowaniu odpowiedniego klimatu i napięcia. I to właśnie stało się punktem wyjścia w poszukiwaniu odpowiedniego sposobu ilustrowania 21 Bridges. A skoro sposób realizacji i wymowa obrazu miały ocierać się o standardy kina noir, muzyka również musiała spełniać te założenia. Aczkolwiek biorąc pod uwagę ciężar gatunkowy, pójście stronę jazzu wydawało się zbyt infantylne. Pozostawało więc tylko umiejętne poruszanie się w zakresie orkiestrowego aparatu wykonawczego. A z tym Henry Jackman nie ma najmniejszego problemu.



Do realizacji projektu nie podszedł jednak sam. Do pomocy wziął sobie Alexa Belchera – stałego współpracownika i twórcę muzyki dodatkowej partytur Jackmana. Biorąc pod uwagę panującą ostatnio modę na „kredytowanie” wieloletnich współpracowników, nie powinniśmy przywiązywać do tej informacji większej wagi. Od czasów Wojny bohaterów praktycznie nic się nie zmieniło. Nie zmieniła się również dbałość Henry’ego Jackmana o każdy, nawet najmniejsze detal oprawy muzycznej. Zaczynając od ogółu, czyli od stworzenia odpowiedniej architektury melodycznej, zaserwował sobie i widzom wycieczkę do czasów, kiedy to właśnie tematyka stawiana była na pierwszym planie. I choć kompozytor proponuje nam tutaj bardzo sugestywną, zanurzoną w minorowym nastroju, melodię, to jednak jest ona w swojej prostocie bardzo elastyczna. Dźwiga ciężar nie tylko dynamicznych utworów akcji, ale i powolnego, ociężałego underscore, idealnie wtapiającego się w mniej żywiołowe fragmenty filmu. Tym tematem „skażony” jest również wątek policyjnego śledztwa, gdzie nie brakuje symbolicznego nawiązania do noirowego, „brudnego” jazzu (solowa trąbka, gitara, perkusja).


Trzeba przyznać, że kreatywność, z jaką Jackman rozprawia się z tym motywem jest miejscami godna podziwu. Ścieżka dźwiękowa do 21 Bridges stoi bowiem pod względem aranżacyjnym na bardzo wysokim poziomie. I tak, jak w przypadku Wojny bohaterów tak i tutaj nie obyło się bez kilku elektronicznych, dosłownie symbolicznych wstawek. Ograniczają się one do subtelnego podkręcania motoryki niektórych utworów akcji, ale w zestawieniu z pozostałymi elementami sfery audytywnej pozostają niemalże pasywne. Sama muzyka już taka nie jest. Oglądając 21 Bridges wręcz zaskoczony byłem jak bardzo mocno wyeksponowana została ścieżka dźwiękowa Jackmana. W najbardziej dramatycznych momentach dosłownie krzyczała desperackim i rzewnym aranżem tematu głównego, a w scenach akcji nie pozostawała obojętna. Z dystansem podeszła natomiast do wszystkich scen niezwiązanych z wątkiem kryminalnym. Oszczędne dawkowanie muzyką i przełożenie siły ciężkości na instrumenty smyczkowe jeszcze bardziej przybliżają tę ścieżkę dźwiękową do prac, na których próbuje się stylizować.



Skłamałbym pisząc, że do sięgnięcia po album soundtrackowy skłoniły mnie pozytywne wrażenia wyniesione z filmowego seansu. Akurat w tym przypadku było odwrotnie. Zupełnie bez przekonania sięgałem najpierw po ścieżkę dźwiękową wydaną nakładem Sony Classical jeszcze na jesieni 2019 roku. I od tamtego momentu dosłownie zakochałem się w tej pracy, tak jak przed kilkoma laty zakochałem się w muzyce Joe Kraemera do Jacka Reachera. Obie te partytury nadają na podobnych falach, ale to właśnie 21 Bridges wypada nieco korzystniej w kwestii najbardziej znaczącej dla miłośnika soundtracków – nośności i łatwości w odbiorze. 55-minutowy album, który ukazał się niestety tylko w formie cyfrowej, w gruncie rzeczy stawia przed nami świetnie rozpisane, atrakcyjne dla ucha i klimatyczne słuchowisko. Coś, co nieczęsto możemy usłyszeć od kompozytorów wywodzących się ze środowiska twórczego Hansa Zimmera,



Owszem, biorąc pod uwagę czas trwania cyfrowego albumu oraz względną monotematyczność (cała praca opiera się w zasadzie na dwóch stale powtarzających się melodiach), można było jeszcze bardziej restrykcyjnie podjeść do selekcji zebranego materiału. Problem ten dotyczy głównie środkowej części słuchowiska, które zdaje się powielać narzucone wcześniej treści w zmiennych aranżach. Dopiero druga połowa albumu przynosi jakiś powiew świeżości. Najokazalej pod tym względem prezentuje się utwór kończący ten soundtack. Cała historia spinana jest tam klamrą rozbudowanej pod względem dramaturgicznym, prezentacji motywu głównego.



Szkoda że mimo wcześniejszych zapowiedzi ten album nie ukazał się w formie płytowej. Z chęcią dołączyłbym go do kolekcji równie klimatycznych, oldschoolowo skonstruowanych ścieżek dźwiękowych do filmów policyjnych. Dla samego Henry’ego Jackmana jest to natomiast kolejna praca, która utwierdza w przekonaniu, że były współpracownik Hansa Zimmera jest jednym z najbardziej „ogarniętych” symfoników w branży. Szkoda tylko, że w parze z takimi umiejętnościami nie idzie również większa roztropność w doborze zleceń. Rozdrabniając się nad wieloma mniej istotnymi angażami, nierzadko marnuje swój czas i potencjał, który mógłby przekuć na tworzenie takich właśnie partytur.


Najnowsze recenzje

Komentarze