Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Klaus Schulze

Next of Kin

(1982/2019)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 06-08-2019 r.

Klaus Schulze, jeden z pionierów muzyki elektronicznej, na przestrzeni prawie 50 lat kariery nie miał zbyt wiele wspólnego z muzyką filmową. W przeciwieństwie do kolegów ze swojego byłego zespołu Tangerine Dream, na potrzeby kina pracował niezmiernie rzadko, skupiając się przede wszystkim na tworzeniu albumów studyjnych. Faktem jest, że nie zawsze miał szczęście do filmowców. Choć kilkukrotnie komponował pod ruchome kadry, to czasem kończyło się to odrzuceniem większości nagranej muzyki i wykorzystaniem jego starszych utworów. Tak było w przypadku dwóch filmów z pierwszej połowy lat 80., przy których widnieje jego nazwisko – Next of Kin i Angst. Dziś pomówimy o pierwszym z wyżej wymienionych tytułów.

Australijskie Next of Kin Tony’ego Williamsa, choć u nas niezbyt znane, zaliczane jest do najbardziej klimatycznych horrorów lat 80. W samych pochlebstwach wypowiadał się o nim chociażby słynny Quentin Tarantino. Fabuła przedstawia historię pewnej młodej kobiety, która w spadku po matce otrzymuje dom spokojnej staroci. Wkrótce dochodzi tam do tajemniczych morderstw.

Jak wyglądała historia powstania tej ścieżki dźwiękowej? Pokrótce już zdążyłem o tym wspomnieć. Schulze zarejestrował zupełnie nowy materiał specjalnie na potrzeby filmu. Na etapie postprodukcji decydenci zdecydowali się jednak całkowicie zrezygnować z nagranego score i zastąpili go fragmentami prac Niemca z przełomu lat 70. i 80. (odpowiednio przyciętymi zależnie od potrzeb). Ów oryginalny materiał nie został opublikowany, a amatorzy twórczości Schulze musieli się zadowolić jedynie słabej jakości bootlegiem zawierającym ilustrację, która trafiła do finalnej wersji filmu. Próby rekonstrukcji soundtracku podjęła się wytwórnia Roundtable, która w 2019 roku opublikowała wielce oczekiwany przez fanów album. Znalazł się na nim zarówno materiał wykorzystany ostatecznie w obrazie Williamsa, jak i nieznane wcześniej utwory odrzucone na ostatniej prostej realizacji filmu. Całość została poddana masteringowi.

Materiał albumowy stanowią głównie ekstrakty ze studyjnych prac Schulze. Dla przykładu jako temat główny filmu został wykorzystany jeden z najlepszych utworów Niemca – Death of Analogue z płyty Dig It z 1980 roku. To doprawdy znakomita kompozycja – posępna, klimatyczna, z mocnym beatem perkusyjnym i świetnymi partiami vocoderu. Poza tym mamy inne fragmenty pozafilmowej twórczości Schulze, w zdecydowanej większości oparte na sprawdzonych przez maestro metodach kompozycyjnych (choć w muzyce filmowej stosowanych raczej rzadko). Jest tu więc brzmienie typowe dla tzw. berlińskiej szkoły muzyki elektronicznej, z nierzadko improwizowanymi partiami oraz sequencerami wpadającymi w pulsacyjny ambient. Na tym tle wyróżnia się atmosferyczny temat miłosny, a także wyjątkowa w swoim czasie muzyka akcji z Linda’s Run, gdzie Schulze połączył syntezatory z sekcją smyczkową (to swoista zapowiedź późniejszych elektroakustycznych prac Niemca). Sam utwór to jednak przeszczep z płyty X (ta sama kompozycja została wykorzystana w innym filmie sygnowanym nazwiskiem Schulze, thrillerze o wdzięcznej nazwie Barracuda). Pełną listę autocytatów zamieszczam w trackliście pod recenzją.

Nieliczne utwory skomponowane specjalnie do filmu nie odstępują stylistycznie od pozostałych. I tym razem mamy do czynienia z chłodnymi, intensywnymi sequencerami, maszynami perkusyjnymi, a także elementami ambientu i noise. Niestety zazwyczaj brakuje im odpowiedniej siły wyrazu. Może gdyby kompozycje były dłuższe, to moglibyśmy się odpowiednio wczuć w ich nastrój. W takowej formie jednak jawią się głównie jako zapychacze. Pozostaje jeszcze kwestia, czy to rzeczywiście wszystkie odrzucone kawałki niemieckiego artysty. Jeśli, jak mówią źródła, Schulze miał stworzyć od podstaw całą oryginalną ścieżkę dźwiękową, to na pewno nie były to jedynie cztery tracki o łącznym czasie trwania nieprzekraczającym 10 minut.

A jak prezentuje się muzyka Schulze’a w ruchomych kadrach? Trudno tutaj mówić o jakiejś głębi filmowego oddziaływania. Reżyser posługuje się utworami Niemca w czytelny sposób, nie kryjąc się z tym, że ich zadaniem jest przede wszystkim tworzenie klimatu. Dobre oddziaływanie podczas seansu wynika jednak bardziej z charakteru muzyki Schulze’a niż z przemyślanego przyporządkowania scenom konkretnych kompozycji. Po prostu twórczość Niemca, jako przedstawiciela tej mroczniejszej odmiany berlińskiej szkoły muzyki elektronicznej i krautrocka, odpowiednio wpasowuje się w formułę thrillera i horroru. Powiem nawet więcej. Równie dobrze można by sięgnąć po inne utwory studyjne Schulze i efekt byłby mniej więcej taki sam. Przy tym trzeba jednak zaznaczyć, że z rzeczonego kreowania nastroju score wywiązuje się z co najmniej dobrym efektem. Zresztą to właśnie muzyka jest jednym z najbardziej charakterystycznych elementów filmu Williamsa. Szkoda jednak, że była to muzyka nieoryginalna.

Next of Kin Klausa Schulze to pozycja w pewien sposób unikatowa w kategorii ścieżek dźwiękowych z horroru, a przy tym zupełnie wtórna w stosunku do starszych dzieł tego artysty. Eksperymentalny ton, szarawe, mroczne, pulsujące brzmienie syntezatorów i niezła funkcjonalność – to z pewnością jej najważniejsze zalety. Myślę, że to poniekąd ciekawa próbka stylu Niemca, aczkolwiek ze swojej strony radziłbym przede wszystkim sięgnąć po oryginalne albumy studyjne. To właśnie tam zasłyszane na omawianym albumie idee muzyczne prezentują się w pełnej okazałości.

Najnowsze recenzje

Komentarze