Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Avventuriero, L’ (Awanturnik)

(1967/2005)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 24-09-2008 r.

Druga połowa lat 60-tych i początek lat 70-tych, w których Ennio Morricone opromieniony sukcesami swych kompozycji do westernów Sergio Leone, w zawrotnym tempie komponował partyturę za partyturą, to w mojej opinii jeden z dwóch najlepszych okresów w jego karierze (ten drugi – „amerykański” – datuję na drugą połowę lat 80-tych) i bezsprzecznie prawdziwa kopalnia zapomnianych perełek muzyki filmowej autorstwa Włocha. Ileż znakomitych soundtracków, z filmów których większość z nas nie oglądała i być może nigdy nie zobaczy, można tam odnaleźć. Niech wspomnę tylko Queimadę, Czerwony namiot czy Maddalenę. Na znacznie dłuższej przecież liście sukcesów Morricone z tamtego okresu znaleźć się powinien także score do ekranizacji powieści Korsarz Josepha Conrada z Anthonym Quinnem w roli głównej, w swej filmowej wersji zatytułowanej Awanturnik. Obrazu tego nie widziałem, ale dzięki wydawnictwu Dagored mogłem zapoznać się ze ścieżką dźwiękową będącą kto wie czy nie jego najmocniejszym elementem

Soundtrack otwiera pierwsza z prezentacji zasadniczej aranżacji głównego tematu – standardowej dla Morricone lirycznej melodii, choć oczywiście w przypadku tego kompozytora „standard” oznacza bardzo wysoką jakość. Nie jest to może nic aż wybitnego, sama melodia też może wydać się nieco znajoma, gdyż mam wrażenie, że w późniejszych latach Włoch kilkakrotnie pisać będzie coś podobnego (słusznie lub nie, ale przychodzi mi na myśl Il Cuore Nel Pozzo), jednakże temat to po prostu dobry, zyskujący dzięki eleganckiemu wykonaniu partii smyczkowych. Melodia ta, choć nie jest tu może największą atrakcją, to stanowi pewien trzon partytury i w wielu utworach płyty zostanie przynajmniej zaintonowana, choć przyznać trzeba, że już w zasadniczo różnych aranżacjach i w odmiennym charakterze.

Utwory od 2 do 5 prezentują dość intensywną i raczej mroczną muzykę dramatyczną w dużej mierze opartą o temat główny i jego poboczne. Mamy w nich ponownie znakomite partie na skrzypce, to nerwowe, zapętlające się wejścia w Il Rogo Della Strega, to znowu bardzo emocjonalne, wysokiej klasy solówki Angelo Stefanato w Agguato Notturno, którym towarzyszyć będą niskie brzmienia fortepianu a także niepokojące żeńskie bądź mieszane chórki, przypominające trochę niektóre spaghetti-westernowe wokalizy, choć może najbardziej te słyszane w późniejszej pracy Morricone Agnieszka wyrusza na śmierć. Podobny w dużej mierze jest najdłuższy na krążku, bardzo ciekawy utwór ósmy, lecz w jego środkowej części Włoch wprowadza zupełnie nowy temat na smyczki, o znacznie mniejszym ładunku dramatycznym, stylistycznie zaś kojarzący się z XVII – XVIII-wieczną muzyką klasyczną.

Na osobną wzmiankę zasługuje zaprezentowany raz tylko, w Tema di Peirol, wyśmienity temat stanowiący być może zalążek rok późniejszego Dawno temu na Dzikim Zachodzie i prawie dwadzieścia lat późniejszych Dawno temu w Ameryce i Tajemnic Sahary. Prowadzony przez przejmujące skrzypce Stefanato, podobnie jak pierwsze dwa z wymienionych jest piękny i natchniony i tak jak w tym trzecim towarzyszy mu w tle fantazyjny, odrealniony jakby pogłos chóru. Przebija on bez dwóch zdań główny temat i można jedynie żałować, że kontakt z nim na albumie trwa tylko 3 minuty. Na płycie wyróżniającym się utworem jest także Il Varo, a to dlatego, że po pierwsze mamy zmianę instrumentarium, a po drugie charakteru muzyki. Flet i tamburyn, a potem także słyszany już wcześniej w wariacjach głównego tematu klawesyn, wprowadzają nam oto bardzo lekką, radosną, skoczną niemal, przygrywkę zawieszoną pomiędzy melodią ludową a barokiem. Instrumenty dęte drewniane usłyszymy na płycie raz jeszcze, na zakończenie, w kolejnym spokojnym, lirycznym temacie w Momenti Sereni.

Tak wiele interesujących fragmentów i kilka różnych tematów na przestrzeni nieco ponad pół godziny musi oznaczać bardzo dobry soundtrack. I tak jest w istocie, bo trudno doszukiwać się jakichś poważniejszych grzechów tej płyty. Tu nawet krótkie fragmenty, którym można by przypisać rolę underscoru mogą zafascynować, dzięki świetnym wejściom skrzypiec czy wokaliz. Pewien niedosyt może zostawić temat główny – „zaledwie” solidny. W kontekście całej kariery Morricone nie wyróżnia się on bowiem niczym szczególnym i jego zasadnicza aranżacja wydaje się być mniej interesująca niż jej bardziej nawet ilustracyjne wariacje, czy poboczne tematy Awanturnika, z Tema Di Peirol na czele. Nie ma co jednak narzekać, bo L’Avventuriero to score wysokiej próby, który dla niejednego kompozytora muzyki filmowej miałby szansę być opus magnum jego twórczości. Morricone to jednak twórca wyjątkowy i w jego dorobku L’Avventuriero jest tylko jednym z wielu bardzo udanych dzieł. Co nie zmienia faktu, że absolutnie warto wyłowić go z oceanu morricone’owskich soundtracków, a na zachętę dodam, że przy odrobinie wysiłku, można album ten kupić i w naszym kraju. Dla miłośników intensywnych smyczkowych tematów i nie tylko.

Najnowsze recenzje

Komentarze