Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Lucertola con la pelle di donna, Una (A Lizard in a Woman’s Skin)

(1971/1996)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 12-07-2018 r.

Ennio Morricone skrytykował kiedyś Quentina Tarantino za przesadną brutalność w jego filmach. Jest o tyle ciekawe, że Włoch chociażby w latach 70. zilustrował wiele obrazów, które potrafiły epatować przemocą. I choć można domniemywać, że na stare lata po prostu zmienił preferencje (takowych produkcji ze świecą szukać w jego późniejszej filmografii, no może nie licząc Nienawistnej ósemki, do której zilustrowania zachęciła go żona), to jednak owa wypowiedź może faktycznie dziwić w kontekście kilku tytułów ze wspomnianej dekady. Jednym z takowych dzieł jest A Lizard in a Woman’s Skin, które zasłynęło bardzo krwawą sceną, przedstawiającą eksperymenty na psach z odsłoniętymi sercami. Był to pierwszy film w historii kinematografii, w przypadku którego twórca efektów specjalnych musiał udowodnić w sądzie, że podczas jego pracy nie ucierpiało żadne stworzenie.

Sam film skupia się na postaci Carol Hammond, która w snach widzi narkotykowe i seksualne orgie. W jednym z koszmarów zabija swoją przyjaciółkę. Następnego dnia dowiaduje się, że faktycznie została ona zamordowana. Takowa fabuła prowadzi widza do kilku nietypowych i odważnych scen, niekiedy kontrowersyjnych i mocno pokręconych. Zresztą Schizoid, czyli tytuł, pod którym film ten ukazał się w Stanach Zjednoczonych, mówi sam za siebie.

Morricone skupił się przede wszystkim na podkreśleniu onirycznego nastroju filmu. Słychać to w kilku utworach, zwłaszcza w La Lucertola. Polifoniczne flety poprzeczne świetnie oddają surrealistyczną naturę dzieła Fulciego. Z czasem dołączają do nich fortepian, perkusja (słyszana przez większą część partytury) i nieco ospały wokal Eddy Dell’Orso. Całość tworzy dość charakterystyczną dla ówczesnej twórczości Morricone mieszankę – kłaniają się tutaj chociażby wcześniejsze La Donna Invisible i Metti, una sera a cena. Można by domniemywać, że będzie to pewnie temat główny, jednak pomimo tego, że jest to najbardziej reprezentatywna idea muzyczna z całej ścieżki dźwiękowej, to jednak Włoch nie wykorzystuje jej podczas seansu zbyt często. W zamian za to na pierwszy plan wysuwają się inne pomysły.

Część wizji głównej bohaterki, a także akcja tocząca się w realnym świecie, zostały okraszone poprzez eksperymenty z pogranicza jazzu i rocka progresywnego, z niewielkim komponentem symfonicznym, które razem ukierunkowują tę pracę w stronę awangardy. Morricone nierzadko sięga po perkusję, konfrontując ją min. z szalonymi gitarami elektrycznymi, basowymi, harmonijką, fortepianem, fletem prostym, a także z piłującymi smugami dysonującej sekcji smyczkowej i syntezatorami, co też niekiedy nasuwa skojarzenia ze swoistym jam session. Wyróżnia się tutaj zwłaszcza riff gitary basowej, który obecny jest w różnych utworach. Z pewnością nie są to kompozycje, dzięki którym Włoch zyskał sobie fanów na całym świecie, niemniej ich szalony, bezkompromisowy charakter przy odpowiednim nastawieniu potrafi dać trochę frajdy. Jeśli jednak „nie kupimy” zaproponowanych przez Morricone stylizacji, to przebrnięcie przez album może okazać się sporym wyzwaniem. Tym bardziej, że Morricone nie unika dysonansów.

Nie oznacza to jednak, że poza tematem głównym czekają na nas tylko jakieś modernistyczne zabawy. Bardzo ciekawie prezentuje się Che Strino, kolejna senna kompozycja, z lekko niedbałym gwizdaniem i snującym wokalem Dell’Orso. W Sole sulla pelle znalazło się z kolei miejsce dla klasycznej, morriconowskiej liryki, z powolnymi akordami fortepianu, wysokimi, eterycznymi smyczkami, a także, ponownie, urokliwym wokalem najsłynniejszej divy włoskiego maestro. Sama melodia jest banalna i mało wyszukana, choć w takim magnetycznym aranżu potrafi, pomimo swojej schematyczności, przyciągnąć uwagę widza i słuchacza, zwłaszcza w tym mocno modernistycznym towarzystwie.

Ciekawostką jest, że dwa utwory z rzeczonej ścieżki dźwiękowej zostały wykorzystane w innych projektach. Pierwszym z nich jest wyreżyserowana przez samego Sergio Leone… reklama telewizyjna Renault 18 (muzyka w reklamach stworzonych przez tego słynnego reżysera to temat na inny wątek). Swoje miejsce znalazła tam La Lucertola. Ponadto ta kompozycja, wespół z Sole sulla pelle, pojawiła się w krótkim metrażu Who is Florida Bolkan? z 2011 roku, opowiadającym o popularnej w latach 70. aktorce z Włoch.

A Lizard in a Woman’s Skin to jedna z tych wielu niebanalnych prac Ennio Morricone, która jako dzieło autonomiczne może sprawiać problemy statystycznemu miłośnikowi muzyki filmowej. Progresywne i surrealistyczne przemieszanie liryki z awangardowymi eksperymentami, gdzie za spoiwo służą niemalże niekończące się perkusyjne rytmy, potrafi budować atmosferę marzeń sennych, choć w dużej mierze, co było ruchem zamierzonym, raczej tych bliższych koszmarom. Nie oznacza to jednak, że koszmarem jest sama muzyka Włocha. Wprost przeciwnie, potrafi dostarczyć sporo ciekawych wrażeń, niemniej wymaga sporo cierpliwości i odpowiedniego nastawienia.

Najnowsze recenzje

Komentarze