Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jonny Greenwood

Norwegian Wood

(2010)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 04-05-2018 r.

Norwegian Wood Tran Anh Hunga to aktorska ekranizacja tak samo zatytułowanej powieści Haruhi Murakamiego, jednego z najpoczytniejszego pisarzy z Kraju Kwitnącej Wiśni. Fabuła przenosi widza do lat 60. Młody chłopak, Toru Watanabe, traci swojego najlepszego przyjaciela, Kizukiego. Wkrótce potem postanawia rozpocząć edukację na tokijskim uniwersytecie, gdzie poznaje Naoko, partnerkę Kizukiego, która po stracie ukochanego popadła w depresję. Toru i Naoko zaczynają się do siebie zbliżać.

Muzykę do Norwegian Wood skomponował Jonny Greenwood, frontmen kultowego zespołu Radiohead, dla którego był to trzeci pełnometrażowy obraz w dorobku, a pierwszy po jego nominowanej do nagrody Bafta i Grammy ścieżce dźwiękowej z Aż poleje się krew Paula Thomasa Andresona. Na pozór zaangażowanie Anglika do japońskiego filmu może się wydać dość zaskakujące. Faktycznie, do dziś jest to jego najbardziej egzotyczny projekt w dorobku, niemniej warto zauważyć, że reżyser, wspomniany wyżej Hung, jest wielkim fanem Radiohead. Zresztą w swoim poprzednim dziele, powstałym zaledwie rok wcześniej thrillerze-noir Przychodzę w deszczu, wykorzystał trzy piosenki brytyjskiej grupy. Praca z Greenwoodem przy Norwegian Wood była zatem dla niego spełnieniem marzeń.

Partytura z Norwegian Wood odstępuje od stricte atonalnej stylistyki zaproponowanej przez Greenwooda w Aż poleje się krew i kilku jego koncertowych utworach. Muzyka Brytyjczyka jest tutaj mniej agresywna i posępna, ale za to bardziej dramatyczna i kontemplacyjna. Nie oznacza to jednak, że w recenzowanym score kompozytor rezygnuje z wpływów, tak uwielbianej przez niego, dwudziestowiecznej muzyki poważnej. W rozpisanym głównie na sekcję smyczkową materiale możemy odnaleźć echa twórczości Arvo Parta i Henryka Mikołaja Góreckiego. Tym samym nie jest to klasyczna, liryczna partytura, oparta na chwytliwych, czy urzekających melodiach. Brytyjczyk bazuje głównie na nietypowych harmoniach smyczków (nie stroniących od dysonansów), które pomimo emocjonalnej wymowy, potrafią także wprowadzać nieco aury niepokoju i niepewności. Innym razem budują coś na wzór „smyczkowego ambientu” (ciekawe Mata Aini Kuru kara Ne). Obranie takowej konwencji na pewno przypadnie do gustu amatorom muzyki modernistycznej, niemniej utwory Greenwooda na dłuższą metę trochę się snują, czasami przynudzają, a gdzieniegdzie niebezpiecznie ocierają się o, przepraszam za wyrażenie, „smyczkowe rzępolenie”.

Podobnie, jak inne ścieżki dźwiękowe Greenwooda (Aż poleję się krew, Mistrz), tak i Norwegian Wood częściowo bazuje na materiale zaczerpniętym z jego muzyki poważnej. W przypadku filmu Hunga jest to prawie półgodzinne Doghouse, inspirowana twórczością Krzysztofa Pendereckiego, napisana na zlecenie BBC kompozycja na trio smyczkowe i orkiestrę. Usłyszymy ją przede wszystkim na początku soundtracku, w Mou Sukoshi Jibun no Koto, Kichinto Shitaino, bodaj najjaśniejszym punkcie przygotowanej przez Greenwooda partytury. Ekspresyjne i miejscami agresywne pasaże smyczków nieźle budują dramaturgię.

Hung poprosił Greenwooda, aby ten skupił się głównie na podkreślaniu aktorskiej ekspresji. I tak też smyczki Anglika dominują w drugiej połowie filmu, gdzie stopniowo rośnie ładunek dramatyczny. Czasem jednak Wietnamczyk i Anglik idą o krok za daleko, albowiem muzyka pod koniec seansu staje odrobinę zbyt pretensjonalna i nachalna. Na szczęście z pomocą przychodzą, trochę odstające od reszty ilustracji, utwory rozpisane na klimatyczną gitarę akustyczną, które poprzez swój większy dystans do filmowych wydarzeń przyjemnie urozmaicają warstwę audiowizualną. Można je uznać za łącznik pomiędzy smyczkowym score Greenwooda a muzyką źródłową.

Hung sięgnął bowiem po utwory zespołu Can Can, amerykańskiej kapeli grającej rocka progresywnego i punkrocka. Kilka z nich trafiło na album. Utwory Can Can dobrze wpisują się w nieśpieszną i nastrojową specyfikę filmu Hunga. Dobrze też korespondują z przedstawionym w obrazie światem ludzi młodych, czego nie byłyby w stanie dokonać, dość hermetyczne brzmieniowo, smyczkowe kompozycje Greenwooda.

Norwegian Wood jest przykładem niebanalnej muzyki filmowej. Pomysły zaczerpnięte z Doghouse, partie gitarowe i utwory Can Can, zdają się tworzyć całkiem przemyślaną mieszankę. Jednocześnie jest to jednak ścieżka dźwiękowa, która ze względu na swoją stylistykę bywa nużąca. Wcale bym się nawet nie zdziwił, jeśli statystycznemu miłośnikowi gatunku zdarzy się przysnąć podczas jej odsłuchu. Czy zatem zainteresuje ona kogoś, kto nie jest szczególnie związany z twórczością Jonny’ego Greenwooda? Nie jest to wykluczone, niemniej zaopatrzenie się w kubek kawy na pewno nie byłoby złym pomysłem.

Najnowsze recenzje

Komentarze