Jeśli ktoś nas zapyta o reżyserów, dla których muzykę pisał Joe Hisaishi, to zapewne w pierwszej kolejności wymienimy Hayao Miyazakiego i Takeshiego Kitano. Na tym jednak nie kończy się lista artystów, z którymi słynny kompozytor współpracował przy większej ilości projektów. Wśród nich należałoby wymienić dziś już nieco zapomnianego Shinichiro Sawai’a. Ich znajomość rozpoczęła się od dramatu W’s Tragedy z 1984 roku. Warto nadmienić, że dla Hisaishiego był to pierwszy film aktorski w dorobku – dotychczas miał sposobność ilustrować jedynie animacje.
Film bazuje częściowo na fabule kryminalnej powieści Murder at Mt. Fuji. Shizuka, młoda dziewczyna marząca o wielkiej karierze, dostaje propozycję zagrania u boku gwiazd w sztuce teatralnej, będącej adaptacją wyżej wspomnianej książki. Dziewczyna otrzymuje rolę Mako Watsuji, oskarżonej o morderstwo spadkobierczyni pewnego zamożnego rodu. Shizuka z czasem zaczyna sobie zdawać sprawę, że jej życie przeplata się z perypetiami odtwarzanej przez nią Mako.
Słuchacze bardziej obeznani w twórczości Hisaishiego być może będą kojarzyć delikatny i uroczy temat główny z W’s Tragedy, którego fortepianowe opracowanie trafiło na pierwszą część serii Piano Stories. Ów aranżacja jest w zasadzie rozwinięciem Outdoor Stage, jednego z utworów z oficjalnego soundtracku. Tak dobrze kojarzony z twórczością Japończyka fortepian nie jest jednak wiodącym środkiem muzycznego wyrazu w filmie Sawai’a. Hisaishi zaprzęgnął do pracy przede wszystkim cały zestaw syntezatorów, tym samym dostosowując się do ówczesnych trendów. Tylko gdzieniegdzie posiłkuje się innymi instrumentami (np. sekcją smyczkową, fletem poprzecznym, gitarą, dulcimerem, czy też wspomnianym fortepianem).
Jakkolwiek to właśnie syntezatory grają tu „pierwsze skrzypce”. Do tego częstym bywalcem jest, tak typowy dla tamtego okresu, perkusyjny podkład, który dodaje muzyce stricte popowego posmaku. Japończyk wprowadza go zarówno w lirycznych i eterycznych utworach, jak i w tych bardziej żywiołowych, czy wręcz dyskotekowych (przyjemne, choć mocno trącące myszką Troupe i Dangerous Lines). Jest jeszcze chwytliwa, pełniąca rolę motywu miłosnego, melodia z kompozycji Curtain Call, zbudowana na eleganckich smyczkach oraz, ponownie, popowym beacie. Uważne ucho wyłapie w niej pojedyncze elementy z późniejszego tematu głównego z Mojego sąsiada Totoro. Szkoda jednak, że na soundtracku nie uświadczymy zbyt wielu kawałków, w których moglibyśmy poznać pełne rozwinięcia poszczególnych motywów. W zamian za to będzie nam dane usłyszeć… dialogi, które od czasu do czasu zagłuszają muzykę. Co prawda nie ma ich na tyle, aby nie móc zupełnie skupić się na odsłuchu, niemniej jest to dość denerwujący mankament. Można powiedzieć – wydawnicze nieporozumienie.
W stylistykę muzyki Hisaishiego (albo i odwrotnie) wpasowują się dwie popowe piosenki – Winter Rose i Women, których autorem jest Karuho Kareta. Na moment zatrzymamy się przy drugim z tych utworów. Women to dość klasyczna, ale bardzo ładna, poruszająca, a nawet przebojowa piosenka. Hitowy charakter zapewnił jej masę coverów. Ba, została nawet wykorzystana w nakręconej w 2012 roku, telewizyjnej adaptacji Murder at Mt. Fuji. Muszę przyznać, że to właśnie Women, a nie któryś z utworów Hisaishiego, najbardziej zapada w pamięć po odsłuchu recenzowanego soundtracku. Sporo znaczenie ma fakt, że większość melodii Hisaishiego pojawia się tylko na chwilę, a w dodatku rzadko kiedy zdarzają się ich powtórki (efektem czego materiał Japończyka zamyka się w zaledwie 25 minutach, choć podczas seansu znajdziemy więcej muzyki – w tym także repryzy wspomnianych motywów). Da się odczuć zatem pewien niedosyt w kontekście sposobu zaprezentowania oryginalnej ilustracji. Nie powinien więc dziwić fakt, że największą „karierę” ze ścieżki dźwiękowej z W’s Tragedy zrobiła właśnie piosenka Karety.
Na album trafiła ponadto pewnego rodzaju suita, na którą składają się m.in. dwa zaaranżowane przez Hisaishiego motywy zaczerpnięte z muzyki poważnej. Można powiedzieć, że tak jak oryginalna muzyka Japończyka ilustruje perypetie Shizuki w jej prywatnym życiu, tak owe wariacje dotyczą scen, które toczą się na deskach teatru, zarówno podczas prób, jak i podczas będącej kulminacją filmu prapremiery sztuki. Taki rozdział materiału wypada doprawdy nieźle. Najważniejszą z owych aranżacji jest elektroniczne Gymnopedie no.1 Erika Satie (utwór, do którego Hisaishi nawiąże w Scenie nad morzem Takeshiego Kitano). W tej suicie znajdziemy też niezbyt udaną, syntezatorową aranżację Requiem Giuseppe Verdiego. Ówczesna, dość anachroniczna elektronika, mimo starań, ewidentnie nie udźwignęła mocy i bombastyczności tej kompozycji. Najpewniej właśnie z tego powodu została w obrazie zastąpiona jej symfoniczną aranżacją (nieobecną na płycie).
Soundtrack z W’s Tragedy jest swoistym powrotem do pierwszej połowy lat 80. Stylistyka tego charakterystycznego okresu praktycznie całkowicie zdominowała ścieżkę dźwiękową z filmu Sawai’a, co tyczy się zarówno oryginalnej muzyki Joe Hisaishiego, jak i piosenek oraz aranżacji utworów muzyki poważnej. I muszę przyznać, że przy tej całej, co by nie powiedzieć, archaiczności, posiada w sumie parę fajnych melodii i urokliwy, trochę niewinny klimat, bogaty w zabawy z syntezatorami i popowe beaty. Niestety aspekty wydawnicze dają we znaki. Pozostaje więc mieć nadzieję, że kiedyś będzie nam dane usłyszeć edycję bardziej dostosowaną do potrzeb słuchacza: bez denerwujących dialogów, a także z większą ilością muzyki ilustracyjnej.