Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Young

Vagrant, the (Włóczęga)

(1992)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 11-11-2017 r.

Mało jest filmów, które z wielkim powodzeniem łączą elementy kina grozy, thrillera oraz czarnej komedii. Znalezienie złotego środka między strachem, a śmiechem wydaje się zadaniem niezwykle trudnym, wymagającym wciągającej i dobrze opowiedzianej historii. Ale kiedy za tworzenie takiego filmu bierze się człowiek, który pracował już wcześniej nad Gremlinami, to możemy spać spokojnie. Chris Wales rozwijał się w tej branży dosyć prężnie, ale z pozycji… speca od efektów specjalnych. Dopiero realizacja drugiej części Muchy pozwoliła mu spojrzeć na dzieło filmowe z szerszej perspektywy. Umiarkowany sukces tego przedsięwzięcia otworzył mu drogę do dalszej kariery reżyserskiej, ale jak się okazało nie na długo…



Szkoda, bo w moim odczuciu The Vagrant zasługiwał na lepszy los niż ten, jaki zgotowała mu niezbyt dobrze przeprowadzona kampania promocyjna. Historia ambitnego biznesmena, który po przeprowadzce do nowego domu, zaczyna być nękany przez odrażającego włóczęgę, jest sama w sobie bardzo intrygująca. Tym bardziej, że każdy kolejny incydent poddaje pod wątpliwość, czy obawy i strach mężczyzny nie są przypadkiem wytworem jego wyobraźni. Kiedy pewnego dnia odnajduje w swojej piwnicy fragmenty ciała sąsiadki, zaczyna podejrzewać, że on sam jest sprawcą wszystkich tragedii. Czy natarczywy włóczęga jest tylko projekcją zszarganego psychicznie mężczyzny? A może wszystko to jest prawdą? O tym przekonujemy się pod koniec filmu Walesa. A warto po niego sięgnąć nie tylko przez wzgląd na wciągającą historię i świetną kreację Billa Paxtona i Michaela Ironside. Również po to, aby przekonać się jak ważną cząstką tego obrazu jest ścieżka dźwiękowa.



Odpowiedzialny za nią Christopher Young nie miał łatwego zadania. W wypowiedziach podkreślał jak trudnym wyzwaniem było dla niego doszukanie się odpowiedniej barwy i muzycznego nastroju dla tej nietypowej produkcji. Na pewno pomogła dobra komitywa z reżyserem, z którym miał już okazję współpracować przy okazji filmu Mucha 2. Niemniej był to twór zupełnie odrębny gatunkowo, pozwalający sięgnąć po klasyczne wzorce ilustracyjne. Osobny problem stanowił skąpy budżet, którym dysponował Young. Kompozytora początkowo nie stać było na zatrudnienie orkiestry, więc całość ścieżki dźwiękowej musiała być wykonana przez kameralny zespół, składający się z kilku wykonawców grających na instrumentach smyczkowych i perkusji. Mając to wszystko na względzie, Christopher Young zaczął eksperymentować z prostymi formami tanecznymi. I tak oto zrodził się pomysł na nietuzinkowy, ragtime’owy temat przypisany głównemu bohaterowi. Rytmiczna melodia oparta na perkusjonaliach oraz dźwiękach akordeonowych i fortepianowych, sprawdziła się tutaj wprost idealnie. Najciekawszym zabiegiem było jednak włączenie do aparatu wykonawczego partii wokalnych – krzyczanych lub szeptanych. W połączeniu z quasi-chaotycznie rzucanymi dźwiękami, stworzyły iście groteskową ilustrację, ocierającą się miejscami o elfmanowską filozofię ilustrowania obrazów Tima Burtona. W przeciwieństwie jednak do partytur wspomnianego wyżej kompozytora, Chris Young niezbyt dobrze przyłożył się do budowania muzycznej narracji. Jego ścieżka dźwiękowa miała pełnić w filmie Walesa tylko dwie podstawowe funkcje: podkreślać pogłębiające się, schizofreniczne zachowanie głównego bohatera i otwierać furtkę do pytań o naturę odrażającego wędrowca. I tak, jak gartime’owy, skoczny motyw, stanowi ciekawe uzupełnienie muzyki do scen grozy, tak też pozytywkowa melodia tworzy intrygujący kontrapunkt z filmowym punktem odniesienia – tytułowym włóczęgą.

Trzeba przyznać, że w połączeniu z obrazem tak skrajnie eksperymentalne podejście sprawdziło się perfekcyjnie. Mimo że muzyka odarta została z jakiejś większej myśli przewodniej i absolutnie nie pełni tutaj funkcji narratywnych, a paleta tematyczna nie grzeszy łatwo wpadającą w ucho melodią, to jednak nie sposób nie docenić funkcji, jaką spełnia w scenach grozy, gdyż tam głównie wybrzmiewa. Ani wątek miłosny, ani relacje Grahama z krnąbrnymi policjantami nie zostały tutaj uwzględnione w architekturze muzycznej. Nie można powiedzieć, że ze stratą dla samego filmu, bo sugestywność wejść oprawy muzycznej wydaje się tutaj rozgrzeszać niezbyt pragmatyczne podejście do spottingu. Czy jednak rozgrzesza z punktu widzenia odbiorcy mierzącego się z albumem soundtrackwym w domowym zaciszu?

Będzie to zależne od podejścia, z jakim słuchacz sięgnie po soundtrack wydany nakładem Intrada Records. Odbiorców przyzwyczajonych do mrocznych, ale klasowo rozpisanych partytur, na pewno zmęczy eksperymentalny charakter tego (jakby nie było) dziwnego tworu muzycznego. Wizerunku tej pracy nie poprawia brak większego zróżnicowania w treści ciągle odwołującej się do dwóch sposobów interpretowania filmowej rzeczywistości: mniej już bardziej wylewnego ragtime’u przeplatanego pozytywkowymi melodiami. Kolejną przeszkodą w bezproblemowym dobrnięciu do końca tego albumu jest brak jakichkolwiek elementów lirycznych, czy chociażby skonstruowanych w klasycznym duchu, underscoreowych ilustracji (najbliżej tego byłoby minorowe Dela Rue).



Programowy czas trwania albumu zamyka się w niespełna trzech kwadransach, ale muzyki słyszanej w filmie jest tutaj tylko niewiele ponad pół godziny. Soundtrack zamyka dziesięciominutowa, ragtime’owa suita, stworzona specjalnie na potrzeby tego wydania. Gdyby nie wyraźnie odczuwalny brak melodii skojarzonej z tytułowym włóczęgą, byłoby to idealne zestawienie wszystkich pomysłów wyprowadzonych na potrzeby tej nietuzinkowej kompozycji. Ścieżki dźwiękowej, która wyrasta na jedną z najoryginalniejszych prac w dorobku Chstophera Younga. Wypracowane tu rozwiązania stylistyczno-wykonawcze jeszcze niejednokrotnie posłużą Amerykaninowi w późniejszych jego projektach, między innymi przy tworzeniu równie frapującej ilustracji do filmu Tales From The Hood. I jakkolwiek trudne by one nie były, nie zmienia to faktu, że stanowią idealne odzwierciedlenie olbrzymiej wyobraźni muzycznej Christophera Younga. Jego warsztatu i nieszablonowego podejścia do opisywania filmów grozy. Chociażby z tych powodów warto przynajmniej spróbować swoich sił z omawianą tu kompozycją – tak w formie doświadczenia filmowego, jak i indywidualnego kontaktu z soundtrackiem.

Najnowsze recenzje

Komentarze