Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Brian Tyler

Disappointments Room, the

(2016)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 05-01-2017 r.

Można odnieść wrażenie, że twórcom horrorów zaczyna powoli brakować pomysłów. Stale te same motywy, charakterystyczne lokacje i sprawdzone formuły nakierowujące poszczególnych bohaterów na określone sytuacje. Mimo tego, kino grozy zawsze sobie jakoś radziło, bo tworzone za przysłowiowe gorsze, było samonapędzającą się maszynką do robienia pieniędzy. Nie tym razem. Najnowszy film D.J. Caruso, The Disappointments Room, stworzył swoistego rodzaju wyłom w tym wydawać by się mogło, pewnym rynku. Bowiem zrealizowane za 15 mln$ widowisko nie zwróciło się nawet w jednej trzeciej. Gdzie doszukiwać się możemy przyczyn tak sromotnej porażki? Najprędzej w dosyć oklepanej historii traktującej o młodym małżeństwie, które po stracie jednego z dwójki dzieci, pragnie odnaleźć równowagę z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Przeprowadzając się do wiekowego domu na wsi, nawet nie zdają sobie sprawy z tragicznych losów jego poprzednich lokatorów. Oczywiście do momentu, kiedy Dana odkrywa tajemniczy pokój na poddaszu… O dalszym rozwoju wydarzeń nie trzeba chyba mówić. Kliszowe rozwiązania prowadzące widza do przewidywalnego finału, jak ulał wpisują się w tytułowe rozczarowanie wcale nie tak strasznym widowiskiem. I gdyby nie wcielająca się w główną rolę, Kate Beckinsale, problematycznym byłoby dotrwanie do końca tego krótkiego potworka filmowego. Ale czy The Disappointmensts Room to tylko gra aktorska i długo, długo nic?



Właściwie jedynym powodem, dla którego sięgnąłem po ten film, była ścieżka dźwiękowa stworzona przez Briana Tylera. Zanim jeszcze ujrzała ona światło dzienne w postaci wydanego w formie cyfrowej soundtracku, można było spodziewać się kolejnego „straszaka” opartego na intensywnej symfonice i okazjonalnych „jump scare”. Tyler poszedł jednak nieco inną drogą, opierając całą konstrukcję ścieżki na łatwo rozpoznawalnym temacie, aczkolwiek dosyć chłodnym pod względem emocjonalnym. Podstawą było więc stworzone odpowiedniego klimatu, który w przypadku omawianej tu historii jest wypadkową tragicznych wydarzeń z życia Dany. Utrata dziecka dystansuje ją od otoczenia, podkopuje zaufanie względem ludzi i wyostrza czujność na wszelkiego rodzaju zagrożenia. To ona pierwsza dostrzega niepokojące zjawiska związane z domem, w którym przyszło im zamieszkać. Są one punktem wyjścia do bardziej wylewnego budowania muzycznej narracji. Do tworzenia bardziej skomplikowanych struktur, które w momentach grozy przejmują tutaj inicjatywę. O technicznych predyspozycjach Tylera nie będę się rozpisywał, bo prace takie, jak Alien vs Predator 2 lub Darkness Falls mówią same za siebie. Brian Tyler nie ogranicza się tylko do symfonicznej maestrii w budowaniu odpowiedniego klimatu. W ruch idzie cały szereg współczesnych środków muzycznego wyrazu, takich, jak gitary elektryczne, perkusje i sample elektroniczne. Pozwalają one na „ocieplenie” niekiedy zbyt szorstkiej wymowy partytury. Od strony funkcjonalnej jest więc całkiem przyzwoicie, choć zganić tu należy filmowy miks, spychający ścieżkę dźwiękową w głębokie tło sfery audytywnej. Ale o potencjale tej oprawy świadczy ostatnie kilkadziesiąt minut, kiedy ilustracja faktycznie zaczyna pełnić bardzo istotną rolę. I analogicznie, o jej obecności w początkowych scenach filmu Caruso nie będzie można zbyt wiele powiedzieć.



The Dissapointments Room, jako kolejny już epizod wieloletniej współpracy Caruso i Tylera, nie należy do najbardziej atrakcyjnych kompozycji dla statystycznego odbiorcy. Choć spełnia swoje podstawowe funkcje, to do miana dobrego narratora i wybitnego słuchowiska bardzo mu daleko. Mimo tego, czas spędzony przy niespełna godzinnym soundtracku nie będzie stracony. Całość upływa w głównej mierze pod znakiem wspomnianego wyżej tematu przewodniego, o którego walorach estetycznych przekonać się możemy już w otwierającym wirtualny krążek, tytułowym The Disappointments Room. Pięknie wystylizowany fragment z napisów końcowych przyozdobiony został solówkami fortepianowo-smyczkowymi – tak mocno kojarzącymi się z ikoniczną pracą Jamesa Newtona Howarda, Osada. Są to jednak smaczki, które uginają się pod ciężarem charakterystycznych elementów warsztatowych Tylera. Ot takich, jak budowane w formie scescenda uwertury, gdzie każde kolejne wejście tematyczne podbija dynamikę, prowadząc orkiestrę do patetycznego finału. Ten emocjonujący początek daje przy okazji do zrozumienia, że po raz kolejny układ utworów odbiegał będzie znacząco od filmowej chronologii.

I przekonujemy się o tym już w kolejnym fragmencie zatytułowanym The Truth Revealed. Dramatyczne wykonanie tematu Dany (dosyć ładnego) zbiega się tutaj z jedną z kluczowych scen finałowych, gdzie muzyka Tylera pełni dosyć istotną funkcję. Na całej długości płyty próżno szukać równie wylewnych instrumentalnie, co przekonujących aranży tego motywu. Zazwyczaj chować się one będą w cieniu fascynacji specyfiką miejsca toczącej się akcji. I tak też jest w przypadku Building And Bonding czy też Beauty. Nie brakuje tu jednak budowanej w formie crescenda, podniosłej liryki, czego idealnym przykładem są fragmenty New Horizons.



Swoistego rodzaju interludium rozładowującym napięcie są gitarowe frazy zakute w ambientowe, luźne melodie (Getting Adjusted Bliss, Transparency). Najbardziej frapujący wydaje się jednak sposób, w jaki Brian Tyler interpretuje czas. Miarowe uderzenia w klawiaturę fortepianu oraz kołatki nie będą tu jakkolwiek odkrywcze, bo gdy przypomnimy sobie analogiczne zabiegi Hansa Zimmera stosowane w Interstellar, to skojarzenia będą raczej jednoznaczne. Aby się o tym przekonać warto sięgnąć po utwory takie, jak Impatience oraz Lament. Ten dosyć oszczędny sposób budowania napięcia wprost idealnie sprawdza się w specyficznym montażu ukazującym zniecierpliwioną główną bohaterkę.

Nie zawodzi również muzyczna akcja tworzona w klasycznym, orkiestrowym duchu. W przypadku Tylera wiąże się to zarówno z poszukiwaniem jakiegoś melodycznego przewodnika, aby w najbardziej newralgicznym momencie zanurzyć całość w symfonicznym quasi-chaosie. The Dissapointments Room daleki jest od najlepszych prac w dorobku Amerykanina, ale nie można odmówić skuteczności tak sugestywnym fragmentom, jak Erasure czy Enter The Room. Obok tego wszystkiego funkcjonuje całkiem pokaźna ilość underscore kształtującego klimat ścieżki dźwiękowej, ale właściwie nijak angażującego uwagę przypadkowego odbiorcy. Tylko miłośnicy gatunku ukontentowani będą sporadycznie podejmowanymi przez kompozytora eksperymentami, przybliżającymi ten soundtrack do pierwocin twórczości Tylera – de facto wywodzącej się z kina grozy. Zalążek tych sentymentalnych powrotów usłyszeć możemy w He Doesn’t Want You Here lub też A Dark Discovery.



Czy jest więc jakiś bardzo istotny powód, dla którego warto sięgnąć po ścieżkę dźwiękową do The Dissapointments Room? Aż tak istotnego raczej nie ma, bo partytura Tylera nie wybija się ponad przeciętność – zarówno dla możliwości tego twórcy, jak i standardów gatunkowych. Myślę zatem, że poza jednorazową przygodą pozwalającą przypadkowemu odbiorcy docenić strukturę kompozycji w oderwaniu od obrazu, The Dissapointments Room pozostanie tylko w sferze zainteresowania najbardziej wiernych miłośników muzyki Briana Tylera.


Najnowsze recenzje

Komentarze