Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Pura Formalità, Una (Czysta formalność)

(1994)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 03-10-2016 r.

Giuseppe Tornatore to twórca, który wypracował sobie status jednego z „czarodziejów kina”. W wielu swoich przesiąkniętych sentymentalnością dziełach bez wątpienia potrafi uchwycić widza w czuły punkt, by wspomnieć w tym miejscu chociażby Cinema Paradiso, 1900: Człowieka legendę, czy nawet Konesera. Jakież musi być zatem zdziwienie odbiorcy, gdy znając uprzednio nadmienione produkcje, sięgnie on po czwarty film Włocha, Czystą formalność. Jest to bowiem ciężki, mroczny kryminał, opowiadający o przesłuchaniu znanego pisarza w sprawie zagadkowego morderstwa. Ponadto tak uwielbianą przez reżysera, słoneczną Sycylię, na której często umieszczał akcję swoich filmów, tym razem zastąpił oddalony świata, obskurny komisariat.

Czysta formalność to przede wszystkim teatr dwóch aktorów: Gerarda Depardieu (oskarżony) i Romana Polańskiego (komisarz). Znakomite dialogi, intryga oraz świetne zakończenie czynią ten film jednym z moich ulubionych dzieł Tornatore. Na plus zasługuje też specyficzna, klaustrofobiczna atmosfera. Włoski reżyser ukazuje posterunek jako bardzo nieprzyjazne miejsce (obdarte ściany, ciągle przemakający sufit), w którym postać odgrywana przez Depardieu musi spędzić całą noc na dociekliwym przesłuchaniu. Swoją cegiełkę dokłada także autor muzyki, Ennio Morricone, stały współpracownik Tornatore.

Tak jak Tornatore odchodzi w Czystej formalności od typowych dla siebie chwytów, tak i Ennio Morricone zobligowany był do napisania zupełnie innej ścieżki dźwiękowej. I tak też syntementalno-humorystyczne partytury z poprzednich filmów włoskiego reżysera, Cinema Paradiso (1988) i Wszyscy mają się dobrze (1990), musiał zastąpić score skupiony na budowaniu odpowiedniego napięcia; w dużej mierze atonalny, a przez to niekoniecznie przyjemny w odsłuchu. Znamiennym wydaje się jednak fakt, że w odróżnieniu od innych znanych obrazów, nad którymi pracował Maestro, a których akcja toczy się w zamkniętych pomieszczeniach (Coś i Nienawistna ósemka), Czysta formalność została stosunkowo obficie zilustrowana muzycznie. W większości przypadków rola nut Morricone sprowadzona jest do underscore’u, aczkolwiek zdarzają się wyjątki od tej reguły.

Jednym z nich jest sam początek filmu. W Czystej formalności Tornatore postanowił podążyć za słynną radą Alfreda Hitchcocka – obraz rozpoczyna się od przysłowiowego trzęsienia ziemi. I tak też zanim zdążymy się jeszcze wygodnie rozsiąść przed telewizorem, widzimy wystrzał z pistoletu, a następnie bliżej niezidentyfikowaną osobę, przedzierającą się przez deszczowy i spowity nocą las. Wtedy też słyszymy świetną, porażającą nerwowością, ścieżkę Breathlessy, opartą na szybkich, szorstkich i bardzo trudnych do wykonania partiach skrzypiec (brawa dla solisty Franco Tamponiego), które sprawnie odnajdują się w impulsywnej introdukcji obrazu. Podobnej koncepcji Morricone spróbował 20 lat wcześniej w utworze Il Buio z Antychrysta Alberto de Martino, aczkolwiek Breathlessy wydaje się kompozycją bardziej przemyślaną, składną i mniej abstrakcyjną. Jako że po tej dynamicznej sekwencji przechodzimy do pełnego napięcia przesłuchania, również muzyka Morricone zwalnia, choć wciąż pozostaje bardzo niespokojna i posępna, w ten sposób precyzyjnie dopasowując się do filmowych realiów.

Gros ścieżki dźwiękowej z Czystej formalności stanowi zatem dysonująca, kreująca suspens muzyka, w której Morricone posługuje się głównie sekcją smyczkową. Jak wspomniałem wcześniej, nie jest to łatwy i przyjemny w odbiorze materiał. Wiele utworów ociera się awangardę, Morricone testuje różne, często atonalne efekty brzmieniowe, które nierzadko odkrywa się dopiero przy kolejnych odsłuchach. Na pierwszy rzut ucha jednak strona techniczna nieszczególnie się wyróżnia, niektóre fragmenty przypominają m.in. świetną partyturę z Coś Carpentera (zwłaszcza smyczki w The Palace Of Nine Frontier) lub zaczerpnięte z twórczości Krzysztofa Pendereckiego smyczkowe sonoryzmy (Repressed Memories). Ciekawym zabiegiem jest natomiast wykorzystanie wyróżniającego w orkiestracjach, strunowego instrumentu (najprawdopodobniej jest to dulcimer lub jego odmiana), który często wygrywa tylko dwie nuty, nasuwając na myśl tykający zegar.

Na przestrzeni partytury Morricone stosuje ciekawą koncepcję. Wraz ze stopniowym dochodzeniem do prawdy przez głównych bohaterów, muzyka sukcesywnie przechodzi od dysonansu do konsonansu. I tak jak film zaczyna się wspomnianym wcześniej, smyczkowym trzęsieniem ziemi, tak kończy go poruszająca ballada Remembering. Początkowo miał ją zaśpiewać Claudio Baglioni, piosenkarz popowy, lecz Tornatore postawił ostatecznie na Depardieu. Francuz z powierzonego zadania wyszedł obronną ręką, a jego, że tak się wyrażę, nieociosany głos nadaje piosence sporo naturalności. Ze względu jednak na charakter filmu, rzadko kiedy mamy styczność z tematem z Remembering – instrumentalną aranżację w pełnej okazałości usłyszymy tylko w A Night in February. Odrobinę liryki wprowadza również okazjonalny, fortepianowy motyw z Photos.

Reasumując, soundtrack Ennio Morricone przypomina w sporej mierze produkcję, do której powstał. Jest mroczny, duszny, wymaga sporo skupienia, uważnego podążania za muzycznymi taktami, dokładnie jak za gęstym dialogiem obrazu Tornatore. To oczywiście stawia słuchacza w dość niezręcznej sytuacji. Z jednej strony mamy świetną technicznie pracę, doskonale odzwierciedlającą filmową atmosferę, a także wyróżniającą się kilkoma ciekawymi utworami, z Breathlessly oraz dwoma wersjami Remembering na czele. Z drugiej strony jest to partytura niełatwa w delektowaniu, przyciężkawa i raczej niesatysfakcjonująca tych odbiorców, którzy lubią się zadurzyć w przepięknych tematach Morricone. W ostatecznym rozrachunku plusy dość wyraźnie przeważają jednak nad minusami, co też pozwala wystawić tej pracy czwórkę, nawet jeśli odrobinę naciąganą.

Najnowsze recenzje

Komentarze