Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Zhao Jiping

Lifetimes (Żyć!)

(1994)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 10-09-2016 r.

Żyć! (oryg. Huo Zhe) to szósty pełnometrażowy film w dorobku słynnego chińskiego reżysera, Zhanga Yimou. Fabuła, bazująca na tak samo zatytułowanej powieści Yu Hua, przedstawia historię pewnej rodziny na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Xu Fugui jest uzależnionym od hazardu lalkarzem. Pewnego dnia przegrywa cały swój dobytek, co powoduje powolny rozpad jego familii. Mężczyzna robi jednak wszystko, aby odbudować relacje z żoną i dziećmi. Wkrótce wszyscy bohaterowie stają się świadkami historycznych wydarzeń, w tym przejęcia władzy przez Komunistyczną Partię Chin pod wodzą Mao Zedonga. Sytuacja polityczna stawia przed rodziną nowe wyzwania.

Ścieżkę dźwiękową skomponował autor muzyki filmowej i poważnej, Zhao Jiping, dla którego był to piąty i ostatni obraz zrealizowany z Yimou. Poprzedni wspólny projekt tych panów, Zawieście czerwone latarnie, pokazywał chińskiego maestro jako pomysłowego, czerpiącego z folkloru twórcę. Oficjalny soundtrack co prawda nastręczał sporych problemów w odsłuchu, ale nie można było zarzucić Jipingowi braku pomysłu na score. Czy to samo możemy powiedzieć o partyturze z „Żyć!”? Bynajmniej. I tym razem mamy do czynienia z muzyką intrygującą, ciekawą koncepcyjnie, a także zapadającą w pamięć, lecz podczas odsłuchu w domowym zaciszu jawiącą się jako produkt, do którego można mieć ambiwalentny stosunek. Przyjrzyjmy się zatem bliżej albumowi, który ukazał się we Francji dzięki wytwórni Milan.

Trzonem recenzowanej pracy jest klasowy temat główny, jeden z najlepszych w dorobku Jipinga. Linia melodyczna jest prosta, ale za to niezwykle urokliwa i emocjonalna. Motyw ten, którego możemy przypisać rodzinie Xu Fugui’ego, jest z pewnością istotnym wyróżnikiem filmu Yimou. Nadaje on tej pozornie prostej historii sporo dramatyzmu, subtelności i pewnego rodzaju spirytystycznej aury. Sporo zasługa w tym unikalnych orkiestracji, które polegają na naprzemiennym wykorzystywaniu dalekowschodnich instrumentów smyczkowych, zwłaszcza erhu, i syntezatorów. Brzmienie tych ostatnich nie jest zbytnio wyszukane (nasuwa się na myśl zwłaszcza wczesna twórczość Kitaro), niemniej użycie elektroniki w filmie, którego akcja toczy się w Chinach mniej więcej w połowie XX wieku, można uznać awangardowy zabieg, nadający całości specyficznego kolorytu.

Jiping ogranicza rolę „żywych” instrumentów, wyłączając z tego śladowe ilości perkusjonaliów, praktycznie jedynie do prowadzenie tematu głównego oraz jego wariacji, natomiast syntezatory pełnią dodatkowo funkcję dopełniającą tło poszczególnych utworów, nierzadko imitując sekcję smyczkową. I tu pojawia się pierwszy problem z tą pracą. Owa elektronika wypada dziś już nieco przestarzale. Ba, prawdopodobnie nawet w roku powstania dzieła Yimou nie sprawiała wrażenia zbytnio nowatorskiej. Oczywiście wypada docenić próbę posługiwania się różnymi środkami muzycznego wyrazu, niemniej każdy odbiorca co bardziej uczulony na anachronizmy brzmieniowe powinien się mocno zastanowić przed sięgnięciem po ten krążek.

Jeśli słuchaczowi takowe potencjalne niedogodności nie przeszkadzają, to po włożeniu płyty do odtwarzacza będzie czyhać na niego kolejna uciążliwość, tym razem przejawiająca się w aspekcie wydawniczym. Choć omawiany album trwa niecałe 40 minut, to jednak łatwo można odczuć znużenie prezentowanym materiałem. Pomimo niekwestionowanej klasy tematu głównego, jego ente repetycje, w praktycznie niezmienionych aranżacjach, będą zapewne doskwierać większości statystycznych odbiorców. Naturalnie znajdą się na krążku inne fragmenty, głównie elektroniczne, ale trudno nie postrzegać ich za zwykłe zapychacze lub przerywniki pomiędzy kolejnymi wejściami motywu przewodniego (na plus wyróżnia się w zasadzie tylko mistyczne Fugui Performs At The Steel Works). Jest jeszcze ostatnia ścieżka na płycie, The Puppet Performance, będąca jednak niczym innym, jak mało interesującym, żeby nie powiedzieć wnerwiającym, ekstraktem z jednego z lakowych przedstawień głównego bohatera. Alternatywą dla słuchaczy może być wydana w 2000 roku kompilacja Electric Shadows, skupiająca w sobie najciekawsze filmowe utwory Jipinga. Trafiły na nią min. dwie na nowo nagrane kompozycje z Żyć!.

Soundtrack Zhao Jipinga z filmu Żyć! należałoby polecić w pierwszej kolejności amatorom dalekowschodniej muzyki filmowej i tamtejszego kina, albowiem z różnorakimi orientalizmami mamy styczność niemal na całej rozciągłości albumu. Na szczęście Chińczyk poprzez szerokie zastosowanie syntezatorów, nawet jeśli dziś już nieco przestarzałych, tworzy pomost dla zachodnich odbiorców, dla których praca ta może się okazać całkiem ciekawą fuzją dalekowschodnich stylizacji i elektronicznych rozwiązań. No i do tego krążek oferuje przepiękny, niezwykle eteryczny motyw przewodni. Z drugiej strony płytę cechuje spora hermetyczność, a także monotematyczność, co znacznie osłabia doznania słuchowe, a także niepotrzebnie ukierunkowuje partyturę Jipinga w stronę „soundtrakowych ciekawostek”. W mojej ocenie, warto ją jednak docenić, przynajmniej w pewnej mierze.

Najnowsze recenzje

Komentarze